ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

04 grudnia 2011

Pierwszy gość

- Czy tu dają kawę? - zbliżył się do bufetu, składając na torsie czarny kapelusz z dużym rondem, atłasowy, pasujący do tego rozłożystego czarnego płaszcza sięgającego łydek.
- Dzisiaj dosłownie dają, bo właśnie dzisiaj jest dzień otwarcia.
- Ponury dzień.
- Jak to bywa w grudniu, kiedy nawet wyż nie potrafi do końca rozproszyć porannych mgieł.
- Pan tu jest właścicielem?
- Zgadł pan. Jestem nim.
- I stoi przy ladzie? Widziałem kogoś w ogrodzie. Może pan się uśmieje. ale widziałem kogoś, czy coś, jakby widmo.
- Widmo? Zdaje się, że widział pan Natalię. Dogląda róż, czy zasłonięte od wiatru.
- Chochoły?
- Pan literat? Czy się mylę?
- Powiedzmy, że jestem literatem. Czy może mi pan podać espresso? Tylko takie podwójne.
- Oczywiście. Będzie aromatyczne espresso i w dodatku ma pan prawo wybrać sobie dowolne miejsce na tej sali. Rzecz jasna, pod warunkiem, że będzie miał pan ochotę przychodzić tutaj częściej.
- Owszem, jeżeli tylko kawa będzie mi smakowała.
Dla pierwszego gościa będzie to najlepsza kawa.
Literat wybiera sobie najodleglejsze miejsce w rogu sali, pod białym kaflowym piecem. Wiesza płaszcz, długi, biały bawełniany szal i kapelusz na wieszaku. Właściciel kawiarni przystępuje do rutynowych, choć pierwszych w tym miejscu czynności związanych z zaparzeniem kawy. Wsypuje ziarna kawy do młynka, miele, łyżeczką przenosi zawartość młynka do pojemnika w ekspresie, zamyka go, uzupełnia wodę w zbiorniczku, przygotowuje filiżankę i w końcu naciska włącznik.
- Naprawdę jestem pierwszym klientem? - słyszy stłumiony głos mężczyzny, który oczekując na kawę, podchodzi do pozostawionego na wieszaku płaszcza, wydobywa z jego wewnętrznej kieszeni notes z wciśniętym w okładkę piórem i wraca do stolika.
- Jest pan pierwszym naszym gościem i cieszę się, że to właśnie pan?
- Dlaczego?
- No cóż, nie będę ukrywał, że lubię ludzi, którzy mają nieco inne spojrzenia, w inny sposób używają wzroku.
- Tak pan sądzi? 
- Widzi pan. Ta dziewczyna, którą wziął pan za widmo, jest ogrodniczką i nie muszę chyba pana przekonywać, że niewiele już dla niej pracy zostało w ogrodzie. Można powiedzieć, że nie ma jej wcale. Ot, dzisiejszy obchód przedwieczorny, zerknięcie na te chochoły... zauważył pan, że liście już zgrabione. Ona, drogi panie, czuje, że stała się niepotrzebna, a ja z kolei, nie chciałbym jej stracić. Gdzie ona pójdzie.
- I pan myśli, że ja ... że będę w stanie ją zatrzymać tutaj.
- Niewykluczone. Pan tam o chocholim tańcu jej powie... a może napisze o niej parę słów. O, i kawa już gotowa.
W drzwiach wejściowych pojawia się obleczone w szarą, banalną kurtkę widmo kobiety.


4 komentarze:

  1. Ciekawie się zaczyna Twoja opowieść z posmaczkiem młodopolskim.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Idzie Nowe... :)
    Dosiądę się w kąciku, ściskając dłoń dziewczyny.. Po zimie przyjdzie wiosna i znów będzie niezbędna. Jest i teraz.. zima to nie tylko czas snu i mroku, ale czas planowania, snucia nowych pomysłów, reorganizacji. Zasłużonego odpoczynku i zbierania sił.
    Ciepło pozdrawiam -

    OdpowiedzUsuń
  3. Powitać miłego gościa w Tobie, Anno. Będzie coś młodopolskiego, a i też w innej konwencji,
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam nadzieję, że nie uśniesz tutaj Skowronku, bo obiecuję dobrze palić w piecyku.
    Zbierać będę siły i te pozostawione, opróżnione filiżanki ... ktoś mi musi pomóc....
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń