ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

27 grudnia 2011

Zbawiciel


Zdołałem ją namówić do tego. Poszliśmy w trójkę: ja, Edward i Maria. Wiedziałem, że jej myśli nie były jednoznaczne. nawet wtedy, gdy przywitała się serdecznie z dyżurującymi wychowawcami. Oboje pamiętali ją dobrze. Były życzenia i łzy. Chcieliśmy wziąć rodzeństwo. Wiem, że się spóźniliśmy, bo takie sprawy załatwia się wcześniej, dużo wcześniej. Miałem wyrzuty sumienia i pomyślałem sobie, że tak naprawdę, to nie jesteśmy do tego przygotowani. Maria drżała przez cały czas negocjacji. Podejrzewam, że kiedy już się zdecydowała, obawiała się tego, że spasujemy. Nie mogliśmy zrezygnować. Edward pomagał ich ubrać. Smutne oczy wychowanków, którzy domyślili się, że do Iwonki i Pawła przyjechała rodzina obserwowały nas i dopiero po tym, jak położyliśmy pod choinką paczki ze słodyczami i maskotkami, ich oczy nie były już smutne. Były smutne inaczej. Wsiedliśmy do samochodu i wróciliśmy do siebie. Dzieciaki zaskoczone przedpołudniową zmianą miejsc nie wypowiadały ani słowa. Oczy Marii śmiały się dziecięcą radością. To ona wprowadziła dzieciaki do sali, w której złączyliśmy wcześniej dwa stoliki. Ściągnęła ich kurtki i przyjaźnie poklepała po ramionach. Rozcierała ich plecy tak jakby były zimne, zmrożone. W kawiarni było ciepło. Edward przyniósł ciepłe dania a ja włączyłem kolędy. Maria zaczęła śpiewać i spoglądała się na maluchów tym swoim radosnym wzrokiem. Buzie dzieciaków rozpromieniły się w cieple. Iwonka poruszała wargami. Kiedy Maria ściszyła głos, „przywitajmy maleńkiego” zabrzmiało cicho z ust dziewczynki. Chłopiec milczał.
Usłyszałem pukanie do głównych drzwi. Podszedłem. Drzwi nie były zamknięte na klucz. Nacisnąłem klamkę. Otworzyłem. Pani Krysia weszła do środka trzymając w ręku kartonowe pudełko.
- W porę przypomniałam sobie o serniku. Musicie spróbować.
- I przyszła pani z tym sernikiem, trwoniąc rodzinny czas? – byłem zdumiony.
- Obiecałam przecież serniczek. Pokroje go panu.
Przechodząc przez podłużną sień, skierowała się w prawo, w stronę sali kawiarnianej. Dostrzegła Edwarda, Marię i tych dwoje. Podeszła do stolika sąsiadującego z tymi dwoma, połączonymi w jeden i przykryty białym długim obrusem i rozpakowała karton z ciastem. Wzięła nóż z dużego stołu i pokroiła połowę sernika na całkiem spore kawałki.
- No … nie podaję jeszcze na stół, bo nie zjedliście pierogów i bigosu.
Pożegnała się tak szybko, jak weszła. Odprowadziłem ją do drzwi.
- Dziękuję, pani Krysiu. Dziękuję za wszystko – wyszeptałem, całując kobietę w rękę.
Spojrzała na mnie z jakąś taką niezwykłą mądrością w oczach.
- Panie Adamie, czy naprawdę uważa pan, że zbawi cały świat?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz