CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

03 sierpnia 2012

Masakra



Eugeny Balashin - "Afternoon in the garden"

Chciałoby się powiedzieć, że sport nie jest najważniejszą rzeczą w życiu i pewnie jest to prawda. Kiedy jednak pomyślimy o tym, że przeciętny globalny Mr Smith, jeżeli chce się czego dowiedzieć o świecie, to aktywność sportowa poszczególnych nacji ma spory wpływ na postrzeganie danego państwa, na jego popularność. Oczywiście nie ma prostego przełożenia sukcesów sportowych na rozwój gospodarczy i znaczenie "usportowionego" kraju w świecie, lecz nie do końca to prawda. Tam, gdzie sport się rozwija istnieje prawdopodobieństwo, że ludziom nieco łatwiej się żyje i wyzwala się w nich w większym stopniu optymizm, energia życiowa, co w każdym państwie, bez względu na ideologiczne zapatrywanie rządzących, jest cennym składnikiem codziennego życia. Pomijam już fakt, że czasami sportowe sukcesy wynikają ze specjalnego traktowania przez państwo tej dziedziny ludzkiej działalności. Niewątpliwie niegdysiejsze sukcesy sportowe ZSRR, NRD czy dzisiejszych Chin to okazja pokazania światu własnej wielkości. W dobie komercjalizacji sportu, tej rywalizacji balansującej na krawędzi zdrowego rozsądku i medialnego szaleństwa, pieniądze, jakie wydaje się na sport wyczynowy, mają swój udział w zwycięstwach. Duże pieniądze dają możliwość stworzenia właściwej bazy sportowej, opłacenia trenerów, udoskonalenia organizacji przygotowań do rywalizacji oraz zapewnienia pomocy medycznej i psychologicznej na wysokim poziomie. Mniejsze pieniądze to niestety gorsze wyniki, chyba że mamy do czynienia z wybitnie utalentowanym i pracowitym sportowcem, który potrafi osiągnąć sukces niejako wbrew tej merkantylnej otoczce jaka funkcjonuje wokół sportowca - reprezentanta kraju. 
Coś niedobrego dzieje się w naszym sporcie. Owszem, mamy w nim kilka nazwisk, którymi zachwycają się inne nacje, lecz nawet niedawny Małysz, dzisiejsza Kowalczyk, czy drużyna siatkarzy, nie są w stanie zrekompensować coraz niższej średniej polskiego sportu. Trudno jednoznacznie wskazać, czemu tak się dzieje. Czy to rzeczywiście fatalna praca z młodzieżą, niski stan bazy sportowej, słabość kadry trenerskiej; czy to wina samych sportowców, ich nastawienia do wykonywanej przez siebie pracy? A może słabość polskiego sportu wynika to z coraz mocniejszej konkurencji? Prawdopodobnie nie ma jednej jedynej przyczyny takiego stanu rzeczy. A w Londynie zapowiada się, odpukać, masakra. Nawet jeśli nastąpi jakiś przełom, jeśli uda się któremuś z żeglarzy, wioślarzy, kajakarzy czy lekkoatletów, nawet jeśli siatkarze zdobędą medal, już dziś widać, że powrócimy z Wysp na tarczy. I nie o same medale tu idzie, a o to, że wspomniane wyżej postrzeganie Polski przez zwykłego zjadacza chleba, nie przyniesie nam chluby i nie przełoży się na optymizm Polaków, którego brakuje, bo w życiu już tak jest, że nieszczęścia chodzą parami. Ponadto, z dwojga złego, wolałbym nocne rozmowy Polaków o sporcie, niż te bezustanne kłótnie w politycznym bagnie.
Nie dość, że na Olimpiadzie się nie wiedzie, to na dokładkę nasze piłkarskie drużyny klubowe, po wcześniejszej klęsce reprezentacji, dostały łupnia w europejskich rozgrywkach. A tak prawdę mówiąc, to oglądając dwa ostatnie występy wrocławskiego Śląska, przypomniał mi się pewien mecz juniorów lokalnej drużyny, której seniorzy grają w czwartej lidze. Daje słowo, że umiejętności mistrza Polski z Dolnego Śląska bardzo niewiele przewyższają te, które zaprezentowali nastolatkowie. Jak to wyjaśnić? Jak to się dzieje, że dochodząc do pewnego poziomu sportowego w wieku lat siedemnastu następuje stagnacja.
Coś trzeba zmienić.
A jeśli podobnie jak ze sportem jest w innych dziedzinach życia? Dochodzimy do pewnego momentu w swoim życiu, w którym stajemy się fachowcami i nagle spoczywamy na laurach, przyzwyczajamy się do bylejakości i pozostajemy czwartoligowymi sędziami, inżynierami, menadżerami, lekarzami, nauczycielami, politykami?    

1 komentarz:

  1. No, bez przesady! Mamy sukcesy pozasportowe liczne! A i w olimpijskich, gdy przeliczyć liczbę medali na mieszkańca? To i Chińczyków na głowę bijemy!

    OdpowiedzUsuń