ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

14 lutego 2012

Trzeba być durniem

- Trzeba być durniem – powiedział radca Krach – aby uwierzyć, że środki unijne dla Polski w latach 2014-20 wyniosą 80 miliardów złotych.
- Z czego pan to wnosi? – zapytał inżynier Bek, łyknąwszy chłodną już kawę z kardamonem.
- Budżet Unii w 73 procentach pochodzi ze stałych wpłat państw, członków UE i jest bezpośrednio uzależniony od wyrażonego w procentach udziału środków własnych każdego kraju. Jest to właśnie 0,73 % dochodu narodowego. Ten ułamek procenta jest przecież uzależniony od kondycji gospodarczej każdego kraju. Jeśli więc dochód narodowy spada, a spada, panie inżynierze, i to znacznie w kilku przynajmniej krajach, to oczekiwanie na to, że Polska może uzyskać te 80 miliardów, co oznaczałoby wzrost w porównaniu z wysokością funduszy na lata 2007-13, jest niepodobieństwem.
- No cóż – inżynier Bek pokiwał głową – należy się z tym liczyć. Z próżnego i Salomon …
- To pewne – wtrącił doktor Koteńko.
- I logiczne – stwierdził mecenas Szydełko.
- Nie mniej jednak, panowie – kontynuował Krach – w celach propagandowych takie „durnoty” przechodzą. Przypominacie sobie panowie, występ „trzech tenorów” uzależniających pozyskanie tak wielkich pieniędzy od sukcesu wyborczego Platformy?
- A widziałem taki spot reklamowy – przyznał doktor Koteńko.
- I uwierzył pan?
- Ja, panie radco, jestem lekarzem, ja podejmując się kuracji, muszę wysłuchać pacjenta, ale też go osłuchać porządnie, skierować na badania.
- Ja, radco - odezwał się inżynier Bek – mam rozum ścisły i bardziej uwierzę tabelkom, obliczeniom, wskaźnikom i procedurom.
- Otóż to, panowie, jak tu siedzimy, nie dajemy się zwariować, lecz czego się nie robi dla zdobycia władzy i sprawienia wrażenia, że jedynie nasze działania są słuszne – rzekł Krach.
- Utrzymuje pan – odezwał się mecenas Szydełko – że to ze względów politycznych podano taką wersję przyszłych wydarzeń.
- A jakże. Ale panowie, powiem więcej. Trzeba być durniem, aby słuchając zapewnień tenorów, uwierzyć w to, że mówią prawdę a nie fałszują. Wystarczy przecież pomyśleć. Kryzys przewala się przez Europę, na mapie wokół Polski czerwony kolor i z tej stagnacji czy recesji ma wynikać, że środków unijnych będzie więcej niż uprzednio.
- A bo to, panie radco – westchnął doktor Koteńko – są ludzie, którzy pewnie lubią być tumanieni, lubią nie znać prawdy.
- Ech, panowie – wtrącił inżynier Bek – a może nasi milusińscy tenorzy przewidują nagłą dewaluację złotego. W takim przypadku te osiemdziesiąt miliardów to wcale prawdopodobna rzecz. 

07 lutego 2012

Tortury



- Oniemiałem – rzekł radca Krach do swoich kompanów – słysząc na własne uszy jak odkurzony Krzysztof Janik wyciąga wnioski ze swego imiennika, Rutkowskiego działania uprzedzającego praworządne procedury policji.
- W czym rzecz się osadza? - zapytał inżynier Bek.
- Inżynierze, pan Janik sugeruje, że wskutek skuteczności Rutkowskiego, należałoby „uzbroić” naszą dzielna policję w metody powszechnie uznawane jako tortury, które nie powinny być obecne w demokratycznym państwie.
- Ależ, drogi radco, to taki niewinny żart – westchnął inżynier Bek – wiemy wszakże, że na tortury pozwoleństwa być nie może.
- Otóż inżynierze, jak w stół uderzyć, nożyce się odezwą. Przypominacie sobie, że w czasie, kiedy pan Janik sprawował zaszczytną funkcję ministra spraw wewnętrznych, nasze bardzo zaprzyjaźnione państwo, stosowało tortury wobec terrorystów podejrzanych o udział w zamachu z jedenastego września? I to właśnie za ministerialnych czasów pana Janika, co wynika z raportu Rady Europy na terenie Polski funkcjonowały tajne więzienia CIA, w których przetrzymywano terrorystów. Śmiem wątpić, że w tych mazurskich lasach więźniowie przebywali w celach rekreacyjnych. Mało tego, panowie, ponad wszelką wątpliwość, co wynika z kolei z raportu Międzynarodowego Czerwonego Krzyża więźniowie CIA byli wielokroć poddawani torturom.
- Cóż pan, panie radco chce przez to powiedzieć? – wtrącił mecenas Szydełko.
- Mecenasie, chcę powiedzieć, żeby pan Janik nie rżnął głupa, że nie wie, iż w cywilizowanym demokratycznym świecie nie są stosowane tortury dla wymuszenia zeznań, żeby nie opowiadał bajek, które mają przekonać głupszych niż on, że istnieje jakakolwiek zbieżność metod zastosowanych przez pana Rutkowskiego z wielce ucieszną metodą „waterboarding”, stosowaną przez cywilizowane CIA.
- Rozumiem pana doskonale – przyznał mecenas – przyznaję, że idee pana Janika nie są szczególnie lotne.
- No cóż, jaki rozum, takie i myśli z niego wyciekające – podsumował doktor Koteńko
Wypili po szklaneczce whisky, bo nie sposób było nie wypić.
- Czy zwrócili panowie uwagę, co stało się newsem ostatnich dni? Wydaje się, że skwitować to można w takim oto stwierdzeniu: jak pseudo-detektyw Rutkowski pomieszał szyki policji (która od początku znała prawdę, całą prawdę i tylko prawdę) i dopuścił się przestępstwa odkrycia nie swojej prawdy w historii  „porwanego” dziecka? Ręce opadają.
Pani Zofia, która w tak zawiłe społeczno-polityczne kwestie nigdy się nie wdawała, przysłuchując się rozmowie panów, wyrzekła spokojnie:
- Mówcie panowie, co chcecie, a ja tam uważam, że każdy z nas, jak tu siedzimy, gdyby spotkało nas jakieś nieszczęście, gdybyśmy zostali pobici, obrabowani, gdyby nas potrącił na ulicy samochód, gdyby nas poniżono czy oszukano, gdyby w ciemności nocy lub w blasku słonecznego światła zamordowano naszego sąsiada, słowem, gdyby popełniono względem nas, naszej rodziny, znajomych, czy kogokolwiek na świecie przestępstwo, to jedyną rzeczą, która zajmowałaby nasz umysł, byłoby odnalezienie sprawcy. Wszystko pozostałe to akademickie dywagacje. Panowie, ja nie wymagam tortur, nie żądam brutalności, nie domagam się stosowania niecnych procedur czy krwawej zemsty. Interesuje mnie prawda i sprawca przestępstwa. Mało mnie obchodzi to, kto pod sąd złoczyńcę zaprowadzi, kto chwyci go za rękę. I temu, kto przerwie tę niewiedzę o sprawcy, winniśmy szacunek i podziękowanie.
- Pani Zosiu, whisky dla pani.     

02 lutego 2012

"Staroświecka autorka"




Pani Zofia przez mróz uliczny się przekradła, rozpalona i zziębnięta. Stanęła w progu.
- Ach tak, wiecie już, wiecie. Mam tu z sobą … proszę, pomóżcie mi z tym paltem. Mam tu coś dla was.
Edward umieścił je na wieszaku.
- Proszę usiąść przy piecu.
- Jak to dobrze, że otwarte – powiedziała – mam dla was. Chciałam przeczytać.
- Pani Zofio – Adam odsunął krzesło, aby swobodnie usiadła – wiemy już … i smutno nam wszystkim. Jak zawsze nie w porę ta śmierć, jak nie w porę choroba.
- Niech mi pan wybaczy, musiałam przyjść.
- Mario, herbata z cytryną. Dla mnie też.
Trzymała w ręku książkę. Rozejrzała się po sali. Nowi goście, których nie znała jedli późna kolację. Uśmiechnęła się.
- Panie Adamie, jak to dobrze, że mimo wszystko nie jesteśmy sami, tacy zupełnie sami, choć bez Niej tak okrutnie smutno.
Gorąca herbata parzy wargi. Aromat cytryny unosi się kwaśna mgiełką nad szklanym walcem naczynia.
- Posłuchajcie!
Zaczęła z taką harmonijną powagą…

„Nagrobek
Tu leży staroświecka jak przecinek
autorka paru wierszy. Wieczny odpoczynek
raczyła dać jej ziemia, pomimo że trup
nie należał do żadnej z literackich grup.
Ale też nic lepszego nie ma na mogile
oprócz tej rymowanki, łopianu i sowy.
Przechodniu, wyjmij z teczki mózg elektronowy
i nad losem Szymborskiej podumaj przez chwilę.”

Cisza. Jaka ogromna cisza.
- Jakże to – odezwała się jeden z nowych gości – to ta pani tak napisała o swojej…?
(…)
- Odprowadzę panią do domu – powiedział Adam, kiedy upłynęły dwie herbaty z cytryną.
- To i ja z tobą – powiedziała Maria.
Wybrali się w podróż arktyczną.