ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

02 marca 2013

Brak

Z rękopisu znalezionego w komodzie.

"W pewnej chwili zacząłem odczuwać brak. Trudno to wyrazić słowami. 
Pomyślałem, przypomniałem sobie, że widziałem taki dom (choć całkiem prawdopodobne jest to, że uruchomiłem swoją wyobraźnię), do którego w każdą niedzielę, po sumie, zapraszany był  na obiad duchowny; uściślijmy: proboszcz. Ten sam zjawiał się w czwartkowe wieczory, tym razem na partyjkę szachów. Czasami partyjka rozciągała się na kilka czwartów po kolei, pomiędzy poszczególnymi etapami gry następowały przedłużające się przerwy, podczas których odbywano rozmowy i dysputy. Zasiadali do nich oprócz księdza wszyscy członkowie rodzinu, nie wyłączając dzieci - parki maluchów w wieku 6 i 8 lat. Dla nich proboszcz przygotowywał anegdotę lub adaptował fragment biblii. Przez kilka minut, bo tyle trwały te pogadanki, proboszcz potrafił przykuć uwagę dzieci, nie pozwalając im na odczuwanie nudy. Umoralniajace pogadanki stawały się uzupełnieniem dobranocki. Dzieciaki, nakarmione, umyte i nasycone opowieściami szły spać, a ich miejsce przy stole zajmowali dorośli.
W tej rodzinie, choć w czwartkowe interwały wplecione pomiędzy kolejne szachowe posunięcia dorośli nie rozmawiali najwięcej o Bogu i religii, to właśnie boskiej cudowności było najwięcej. Choć nie brakowało żartów, anegdot, w które świetnie wkomponowywał się kieliszek wytrawnego czerownego wina lub rzadziej - koniaku, to czuło się obecność sił nadprzyrodzonych. Ujmę to w banalne stwierdzenie, że rozmawiano głównie o życiu, jak najbardziej doczesnym. Zastanawiałem się, czy rozmowa o życiu doczesnym może nieść z sobą kaganek wiary. Chyba jednak może, skoro czworo dorosłych ludzi zgodnie twierdziło, że dzięki rozmowie z księdzem, wzmagał się ich "apetyt na Boga". 
Ksiądz był czerstwym staruszkiem z rubasznym brzuszkiem, którego zgubić nie potrafił lub nie chciał. Podobno ludzie o posturze słusznej, lecz nie umięśnionej oznaczają się pogodą ducha i emitują pozytywne fluidy. Podobny wpływ na środowisko miał proboszcz zachodzący w niedzielę na obiady do państwa K. Należy zauważyć, że duchowny, aczkolwiek u państwa K. bywał najczęściej, to nie omieszkał podczas swojej stałej procesji pomiędzy Domami porozmawiać z przygodnie spotkanymi mieszkańcami miasteczka, z jakimi się spotykał udając się na obiad. Mówiono, że częstował dobrym słowem nie tylko parafian, aktywnie uczestniczących w niedzielnych mszach, ale też zatwardziałych ateistów. Podczas rozmów z tymi drugimi nigdy nie straszył piekłem, nigdy nie apelował do opamiętania, nigdy nie próbował ich nawracać ze śliskiej, niepewnej drogi. A oni, choć zatwardziali, odpowiadali na powitania i przyjazne słowne zaczepki równie ciepłym słowem. 
Przypuszczalnie cieszył się ksiądz szacunkiem, o jaki nie łatwo w naszych czasach.
A mnie właśnie brak tego księdza i czasami bywając w mieście M. staram się przeciąć mu drogę w niedzielne popołudnie, kiedy pielgrzymuje na obiad do państwa K."

Plik:Gerard ter Borch (II) 019.jpg
Gerard ter Borch - "Ojcowskie napomnienie"



J S Bach: Double Violin Concerto in D Minor, BWV 1043


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz