ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

18 sierpnia 2013

JABŁKA


Rozsypało się. Jabłka podążyły śladem grawitacji, potoczyły się po asfalcie. Samochód zahamował, lecz kierowca nie zdołał go zatrzymać w miejscu. Na jednym z kół pojawiła się mokra miazga miąższu. Adam spostrzegł teraz głowę mężczyzny wychylającą się przez otwarte okno auta. Najwidoczniej kierowca ujadał teraz na żebraka, nie wiedząc, że Adam, którego słuch i tak pozostawiał wiele do życzenia, to w dodatku małżowinę uszną wypełnioną miał zatyczką z waty. Ot, urok zapalenia ucha środkowego. W końcu jednak odjechał z piskiem opon, pozwalając, aby mężczyzna pozbierał jabłka z ulicy. Po napełnieniu torby, Adam skierował się w stronę miejskiego parku, a sprytny pies, niewiele myśląc, pobiegł za nim.
Adam dziwił się, dlaczego pies jest tak łasy na jabłka, dodajmy – krojone jabłka. Zajmując miejsce pod jakimś rozrosłym krzakiem jaśminu, mężczyzna wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki scyzoryk i przekroił jedno jabłko na pół. Połówkę przeznaczona dla psa, przekroił na cztery części i ułożył je na trawie obok zrobionego sobie ze starego pledu posłania. Pies położył się na brzuchu i w tej, wydawałoby się, niewygodnej pozycji, konsumował swoja porcję witamin, powoli gruchocząc owoc starymi zębami.
Zbliżało się popołudnie, pora, w której w ciepłe i pogodne dni Adam ucinał sobie drzemkę. Regenerując w ten sposób siły, zostawiał je sobie na noc, kiedy łatwiej było zdobywać sobie coś do jedzenia, zwłaszcza w okolicach dworca kolejowego. Pies przywykł do wspólnej ze swym przybranym panem sjesty. Obaj wcisnęli się między krzaki, gdzie mężczyzna rozłożył posłanie. Zasnęli przytuleni do siebie plecami, przypominając stare dobre małżeństwo nieskore do łóżkowych uciech. Wiatr dobrotliwie muskał ich odkryte przed światem ciała. Ich oddech łagodniał, a bicie serc zwalniało tempo uderzeń. Po kilku minutach z pewnej odległości słychać było przytłumione chrapania obu boskich stworzeń.
Zbudził ich donośny głos mężczyzny w mundurze strażnika miejskiego. Adam usłyszał najpierw, że park nie jest miejscem do spania. Chrypliwy dyszkant stanowczo poprosił o powstanie. Pies, który wydawał się bardziej rześki po przebudzeniu od swojego przyjaciela zaczął nerwowo warczeć, wycofując się przed strażnikiem.
- No, wstawaj pan – odezwał się mundurowy do leżącego, kiedy nie poskutkował ton proszący.
- To ten? – zwrócił się teraz do starszej kobiety, która pojawiła się zza krępej sylwetki strażnika.
- Tak, proszę pana. On właśnie podszedł do wnuczka i wyrwał mu z rąk torbę z jabłkami.
Adam przysiadł na trawie i przy jego lewym ramieniu pojawił się pies. Adam uniósł rękę i pies wsunął pod pachę swój czarny, siwiejący pysk. Zaskomlał.
- I mówi pani, że zaczął uciekać?
- O tak, szedł bardzo szybko i wtedy zaczęłam krzyczeć.
- Obywatelu, ta kobieta oskarża was o kradzież jabłek. Co pan na to?
Adam wstał i unosząc powoli głowę spojrzał w oczy kobiecie.
- Nie macie nic do powiedzenia?
Adam odwrócił się tyłem do kobiety, pochylił i chwycił w dłonie całe swoje zawiniątko, pozostawiając na trawie torbę z jabłkami.
- Żeby to mi było ostatni raz – rzucił strażnik miejski za oddalającym się mężczyzną.
Kiedy kobieta zaczęła odczuwać połowiczną satysfakcję z załatwionej przez strażnika sprawy, zza jej postaci o silnej posturze pojawił się wnuczek.
- Babciu, ale to ja  s a m  dałem temu panu jabłka – powiedział.

- Tylko mi tu nie kłam – odparła kobieta, podnosząc z trawy torbę, w której pozostały jabłka dla ich dwojga.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz