ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

05 stycznia 2014

Byle gdzie

Najpierw trzeba mieć, aby coś zjeść, nie mieć ochotę na jedzenie. Ochota przychodzi i odchodzi - mówiłem, chwytałem się każdego wątku, aby nie milczeć, nie ukazywać się jako gbur, nieokrzesaniec, słowem, nieciekawy typ, jakich wiele wałęsa się po ulicach miasteczek i miast. Pierwsze wrażenie, choć bywa mylne, zostaje w pamięci.
- To może jednak coś zjemy - powiedziałem bez jakiegoś szczególnego wewnętrznego aplauzu dla tej sugestii.
Uśmiechnęła się i dałbym sobie podłożyć głowę pod topór, że jej myśli dalekie były od konsumpcji późnego obiadu w restauracji, przed którą przechodziliśmy.
- Jeśli już, to tylko kawa albo lepiej dobra herbata. Za późno na kawę.
Wiedziałem, że nie przepada za kawą. Ja też specjalnie nie przepadam, więc weszliśmy herbacianymi schodkami do wnętrza lokalu. Stoliczek w samym rogu sali wydawał się w sam raz dla szaleńców takich jak my. A, swoją drogą, dlaczego szaleńcy wybierają stoliki w rogu sali?
Pijemy więc, ach jak pijemy. Szczerzymy do siebie kły, szczerzymy. Padam z nóg. Nawet nie wiem, jak to się stało. Cholera, a tak chciałem o tym napisać. Pogotowie. Dalibóg, budzę się przytroczony do kroplówki. Ale niefart. Otwieram oczy. Znowu jestem w tej knajpie przy herbacie. Jakże my potężnie milczymy. Nagle dostaję wstrząsu. Z wnętrza sali stonowanym krokiem podąża ku nam to coś. Raptownie budzę się. Szepczę jej do ucha. Ale ma piękne ucho. To najpiękniejsze ucho na świecie.
- Zobacz, co się teraz stanie...
To żeńskie coś zbliża się i zdaje się ze już w połowie drogi ma otwarte usta. A paszoł won z tymi ustami, myślę sobie, albo nie, niech podejdzie.
- Dzień dobry Adamie - wita się, czy jak - i teraz trzeba patrzeć. Wlepiam w nią ślepia, drążę, przeszywam, a przecież wygląda na to, jakbym bielmo miał na obu, albo mgłę.
- Kim pani jest? - pytam.
Konsternacja.
- Jak to kim? Pracowaliśmy... zgrywasz się.
- Czy ty ją znasz? - zwracam się do herbaciarki. 
Opuszcza okulary, unosi głowę. Wspaniale zagrała. No dalej, dalej.
- Nie znam tej pani.
- Tak, teraz tu pełno takich. Po knajpach łażą. Zaraz szlag mnie trafi.
Tamta obrażona. Rzuciła mięsem.
Roześmiałem się, a w duchu: spadaj babo. 
- Jeszcze po jednej herbatce - całkiem głośno do kelnerki tym razem, a do niej - wypijemy i pójdziemy stąd, byle gdzie.
- Boże, jak mi czasami trudno ciebie zrozumieć - odpowiada.
Przesunąłem dłoń po udach, zatrzymując ją na kieszeni. Odetchnąłem.
- Klucz do byle gdzie ...
- Co mówisz? - pyta. Dopiero po czasie zorientowałem się, że musiała słyszeć moją myśl. Jak ona to robi?
- Nic, nic. Zobacz, to nasze herbatki - powiedziałem, wskazując wzrokiem na kelnerkę niosącą na tacy szklaneczki z wrzątkiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz