ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

25 stycznia 2014

Koc

- Nikogo nie było, panie. Wziął, panie, położył się i tak odszedł. Nikt mu nie pomagał. Jedna taka, turystka chyba, bo taką ciężką walizkę miała przy sobie i ciagnęła ją z takim hałasem, że ci, co spali, musieli się obudzić; no właśnie ta okryła go kocem. Czy może pan sobie wyobrazić? Własnym kocem go okryła, co to miała go zwiniętego w rulonik przy tej walizce. Ona potem do baru weszła, raczej wjechała z tym majdanem swoim. On spał jeszcze. Trochę chrapolił, ale dało się wytrzymać.
My tu we trzech, na sąsiedniej ławce gadali a gadali. Z piersiówki ciągnęliśmy po łyczku, małym łyczku i dyskretnie. Panie, no zimno było, chociaż grzali w środku ale nie bardzo. A na dworze mróz. Gadaliśmy o tym, że teraz to nie wyrzucają byle gdzie, ale i tak spode łba patrzą i namawiają, abyśmy się na Lipową udali. My nie i nie, chociaż jeśli jeszcze ze dwa dni takie będą, to pewnie pójdziemy całą trójką.
A ten, co spał jeszcze, to ktoś mówił, nie wiem kto, że po torowisku łaził, jakby guza szukał. Tak mówili, kiedy go zabrali, bo wie pan, jak się jakie nieszczęście zdarzy, to zaraz zaczynają kombinować: a co?, a dlaczego?, co taki robił przedtem i co mogło być przyczyną? A wcześniej nie zapytają. Kto tam teraz na człowieka drugiego patrzy, panie. Zjeść, panie, pobawić się i zarobić na tę zabawę, to wszystko. 
Tak my sobie panie gadali, ponarzekali deczko, ale przecież skórę mamy twardą, a do tego piersióweczki trzy, więc bez specjalnych emocji omawialiśmy sprawy. A potem, kiedy na tym telewizorze przerzucili z muzyki na wydarzenia, to myśmy sobie pooglądali.
Tam to dopiero za łby się brali. Jeden drugiemu ubliżał nieładnie. Wstyd, bo my nawet po pijaku tak do siebie nie gadamy. A tamten to tego nie słyszał, tylko spał i chrapolił.
Kobieta od tej walizki wyszła na korytarz i tak mu się przyjrzała, tak popatrzyła i poszła.
Panie, no przecież, czy kto mógł przewidzieć, że tak się skończy? Spał sobie przecież, ludzi niewiele, każdy mijał, nawet ci dwaj mundurowi jak przechodzili, to machnęli ręką. Co będą przeszkadzać, niech śpi. Nie wyrzucą przecie na mróz.
Potem my po jeszcze jednym łyczku pociagnęłi i jak jeden mąż posnęli. Panie, jak to jest dobrze spać. Nie wiem jak oni, ale ja spać lubię. Byle się jakoś ułożyć i mieć się o co oprzeć. A że my wprawieni, to znaleźliśmy dla siebie miejsce na tej ławie, nogi rozprostowali i śpimy. 
Wiesz pan, że kiedy się śpi, mało się myśli, a jeśli już, to, przynajmniej ja tak mam, o samych przyjemnych sprawach. W zimę to mi się zawsze śni coś ciepłego, jakiś piasek, morze albo pszeniczne pole, po którym biegam jak jakiś wariat.
No i tak panie my spali i obudzili się, kiedy otoczyli tamtego ci w mundurach. Lekarz albo jaki pielęgniarz też był i powiedział, żeby się ludzie rozstąpili, bo on chce sprawdzić, czy tamten dycha jeszcze. A potem to jeszcze raz kazał się wszystkim rozejść, bo nie ma czego oglądać. Trup jak trup. I tym kocem go nakryli po sam czubek głowy. Po jakimś czasie wnieśli nosze i gościa wynieśli, a policjant jeden został i zaczął się nas dopytywać, co i jak, i czy znamy go czy nie. Kiedy rozpytywali moich kamratów o niego, przeszedłem się po całym dworcu, panie, aby poszukać tej kobiety z walizką. Ale pewnie my przespali ten czas, kiedy pojechała.
A przecież tak głośno skrzypiały te kółka walizki, tak głośno... a my spali, spali... .
Panie, w życiu to tak jest: stukanie własnego serca słyszysz, a jak ci kto do ucha krzyknie, głuchyś jak pień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz