ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

28 grudnia 2014

Nie warto


Nareszcie. Skończyło się.
Przestaniesz mnie lubić. Ty... i jeszcze ty, i ty też.
Pomyślałeś sobie, że taki ułożony jestem, więc nie ma sensu obawiać się tego, co mam do powiedzenia. A tu wychodzi szydło z worka i bezczelnie snuje się za nim niepokorna myśl.
Nie chciałem w święta, bo to tak jakoś mniej wypada brać wtedy tabletki wykrztuśne, porządek niszczyć, urągać tradycji i uczucia obrażać. Dzisiaj można.
Nie lubię świąt, żadnych świąt, absolutnie żadnych, żadnych niedziel i sobót wolnych jak ptak. Lubię mieć wolne ale świąt nie lubię. Być może wynika to z niedostatków organizacyjnych. Być może zbyt miłe są te moje dawne o świętach wspomnienia, abym teraz mógł zaakceptować ich podrobione, tombakowe oszustwo. Z braku tej koniecznej umiejętności oddzielenia pracy od wypoczynku, z tego, że zawsze miałem problemy z sacrum. Dzisiaj nie ma takich problemów. Chcesz się pomodlić, idziesz do marketu.  Jakiś głos podpowiada mi, że nie zawsze tak było. Jeśli ten głos jest dobrze poinformowany, to wypada przyznać mu rację. 
Nie będziesz mnie lubił ty... i jeszcze ty i ty też. 
Głos się mnie zapytuje, czy było warto te życie tak sobie przeżyć nieodświętnie, w ogóle, czy było warto je przeżyć tak, jak mi się to udało. - W takim ogólnym sensie? - niegrzecznie odpowiadam pytaniem na pytanie.
- Właśnie w takim.
Wręcz znienawidzisz mnie, znając moja odpowiedź, podejrzewając, co odpowiem. Pewnie sobie myślisz, że skoro humanista ze mnie wyłazi, jak szczur, któremu zatopiono legowisko, to powinienem odpowiedzieć bez wahania, że warto. Naczytałem się przecież mądrych ksiąg bez liku, preferując w nich otwartość i zamiłowanie do ludzi, idei pozytywnych, ukierunkowanych na dobro, więc niby czemu miałbym dzisiaj zaprzeczyć. Przypominam sobie takie zagadnienie, akademickie zapytanie. Przypomnę.
Założenie jest takie, iż jestem pisarzem, jak to się mówi, z powołania, pisarzem, który pragnie wrzucić kamyczek niewielki do ogródka zwanego dumnie ogrodem szczęśliwości, co oznacza, że jego pisarstwo dotyka spraw społecznych, trudnych, w które zamierza ingerować, pokazując jedno z możliwych pozytywnych rozwiązań. I teraz rzucone zostaje pytanie: czy gdyby z dnia na dzień miało się okazać, że wszelkie ludzkie sprawy, jak za dotknięciem czarodziejskiej, sławnej różdżki, będą rozwiązane, to czy ty (pytanie do mnie skierowane), zrezygnowałbyś ze swojej pasji, przestałbyś pisać, mając rozwiązane wszystkie problemy świata? Czy poniechałbyś swego talentu, pragnień, marzeń niedokończonych?
Owszem, zrobiłbym to. Poświęciłbym swój talent dla dobra ludzkości.
Wróćmy do rzeki. Znasz moją przeszłość, znasz moje zaangażowanie, wiesz, że byłem gotów zaprzepaścić siebie dla zbożnego celu. Wiesz doskonale, że moje życie opierało się w znacznej mierze na poświęceniu się idei, w którą wierzyłem i której zostałem nauczony. Pytasz mnie dzisiaj, czy było warto i oczekujesz potwierdzenia, nie łudźmy się, chcesz usłyszeć, że chociaż niewiele mi się w życiu udało, to jednak starałem się być wierny idei skierowanej ku człowiekowi.
Odpowiadam jednym, krótkim, pojedynczym zdaniem: - Nie warto było.
Ucinam gałąź, na której siedzę, narażam się, zaprzeczam sobie, staję się poprzez zlepek tych trzech słów banitą idei, której uczyłem się przez lata. 
Mówię ci, nie było warto. Przykładu ze mnie brać nie musisz. Ja tylko o sobie prawię i wiem co mówię, choć jestem szalony i będę potępiony ze swe słowa. Nie było warto podawać ręki w postaci otwartej dłoni, bo odpowiedzią była zaciśnięta pięść. Nie było warto być pomocnym, bo pamiętano o pomocy jedynie w trakcie jej udzielania, po czym przepięknie i słynnie o niej zapominano. Żałuję tych swoich uśmiechów, tych rad udzielanych, gestów poparcia i gestów obrony; czynów śmiałych nie liczących się z możliwą przegraną; żałuję tej idiotycznej odwagi swojej, gdy pierś nadstawiałem; tych myśli i pomysłów, co okrążały mnie wpadając w sieci tych, dla których były przeznaczone; żałuję, że mówiłem prawdę i nie kradłem, że w swojej naiwności przestrzegałem przykazań bożych. Potępiam się dzisiaj za to, że nie czyniłem ofiary z innych, że nie dosypiałem, że byłem lojalny i ogół przedkładałem nad mój szczególny a odosobniony ludzki przypadek.
Gdybym zaniechał tego, o czym się rozpisuję, byłbym szczęśliwym człowiekiem.
Przestałeś mnie lubić, czy jesteś już na etapie nienawiści do mnie? Odpowiedz. Nie ukrywaj się za pniem drzewa poznania dobra i zła. Rozumiem, że nie czujesz do mnie sympatii nie za to, jakim byłem, lecz z tego powodu, że swojego życia się wyparłem, że swojego życia żałuję, że zeświniłem się, uruchamiając machinę egoizmu w sobie. Nie zaprzeczaj. Tak jest.
Przejrzałem na oczy i widzę teraz wszystko wyraźniej, bez tej mglistej wiary w ludzi, wiary w siebie samego, wiary w to, że żyje się po to, aby następującym po nas życie ułatwić. Spłynęło na mnie uczucie zrozumienia, że należy złem odpowiadać zarówno na dobro, jak i na zło, jeśli nie chcesz się utopić w rynsztoku własnej rzeki.
Ta moje zagubienie wiary ma wiele wspólnego z utratą identyfikacji. Coraz luźniejsze łączą mnie więzy z krajem, w którym egzystuję. jeszcze i tylko język mi pozostał i kultury część i przywiązania do pewnych spraw. To niewiele i wiele zarazem, bo mogę sobie w zastępczych tematach pofolgować do woli. 
Kiedyś jeździłem po kraju, spacerowałem po ulicach miast, przemierzałem miedze, lasy, górskie szlaki, czując, że przynależę do tych krajobrazów, do ludzi, których spotykam, do miejsce szczególnych i tych najzwyczajniejszych, i czułem, że to wszystko jest także moim, nie w dosłownym sensie, że posiadam, władam nad czymkolwiek, ale że czuję się drobną cząstką całości. Dzisiaj pozostał język i potyczki słowne, którymi tworzę świat inny zgoła, pomieszczony w mojej wyobraźni.
Dzisiaj nic ode mnie nie zależy, nic nie jest moje, do niczego się nie przyznaję; trwam jedynie.
Przestałeś mnie lubić. Ty... i jeszcze ty. I ty też.
Nie można lubić kogoś, kto wyprzedał pozytywne myślenie i nie przyznaje się, że łączą go więzi, miedzy innymi z Tobą, i jeszcze z tobą, i z tobą też.
Ale też nie można nie zauważyć tego, że skoro wyproszono mnie z sali, gdzie grają, że skoro nie chcą mnie widzieć, to odszedłem sobie i już pozostałem po tamtej stronie. Bez żalu. Wróć. Żal pozostał, lecz coraz mniejszy, bo gdyby był i się utrwalał, musiałbym żałować, że nie uprawiałem kumoterstwa, że nie byłem korupcjogenny, że nie byłem zwyczajną świnią. A może jednak powinienem był być właśnie taki, aby móc sprostać wyzwaniom epoki, o której nawet politycy przy wódzie rozmawiają, że ta epoka, ten kraj, ta Polska to byt umowny i niepoważny.
Zatem... nie warto było, nie warto i mógłbym tak przesiedzieć nie noc a parę nocy, aby wdać się w dyskusję z oponentami, którzy uważają, że warto i starają się mnie przekonać o ważności każdej jednostki w świecie, o wielkości człowieka, o tym, że istnieje honor, przyzwoitość, sprawiedliwość, a to przecież tylko słowa nieznane i przywoływane, aby otumanić człowieka.
Stopniowo zaczynam się przyzwyczajać do słów "nie warto", bo tak po ludzku to trudno przejść do porządku z nimi, bo to tak wygląda, jakbyś lat kilkadziesiąt pałac budował, a kiedy masz już prawo zasiąść przy kominku w fotelu, aby odpocząć, wtedy dowiadujesz się o trotylu, który ci pod budowlę podłożono. Uciekasz więc czym prędzej w zastępczy świat złudzeń, aby nie zwariować, nie zwariować do reszty.


2 komentarze:

  1. No to sobie ucztę intelektualną od samego rana zrobiłam:-)

    Pięknie Ci dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  2. oj tam, intelektualna, z życia niestety :-)

    OdpowiedzUsuń