ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

06 września 2015

HRABAL W KAWIARENCE

Jeśli w kawiarence z sama przyjemnością cytuje się, zdaniem kawiarenkowej braci, całkiem śliczne obrazy; jeśli oferuje się w niej na przekąskę lub wręcz jako danie główne podaje muzyczne dźwięki, to czemu nie zacytować choćby fragmenty słownych opowieści. 
I tak jak w przypadku dźwięku czy obrazu wybór słów subiektywny będzie, lecz z wiarą do niego podchodzę, ufny, że może któremu z gości kawiarenki się spodoba.
Bo mnie podoba się czeski Hrabal i jego pisanie; za ową lekkość słowa, za tak pięknie zachowany dystans do świata, spraw wielkich i rzeczy małych, za dystans do siebie, za umiłowanie prostych obywateli tego świata, za ten humor, z którym mi jak najbardziej po drodze; słowem Bohumil Hrabal wielkim pisarzem był... i jest... i pozostanie, i w kawiarence zawsze znamienitym gościem będzie.

"Ale nie wzięli mnie, bo powiadali, że ze mnie stary ramol. Za nic mnie już ludzie mają.
- To sprzedaj swój szkielet.
- Co takiego?
- Sprzedaj szkielet. W instytucjach kupują ludzkie szkielety na pniu. A jak już wyciągniesz kopyta, zabiorą cię, a potem wrzuca do formaliny razem z innymi nieboszczykami. Ale teraz za życia dostałbyś pareętysiączków i hulaj dusza!
- Znaczy się, ludziom by jeszcze na człowieku zależało?
- Jeszcze jak! Studenci by sobie na tobie poćwiczyli, potem by cie obgotowani, oczyścili kosteczki, mosiężnymi drucikami i sztyfcikami związali do kupy - i szkielet jak ta lala.
- Jezu, a mnie tak by się teraz trochę forsy przydało. Całkiem mnie te wspominki wykończyły. Ja ci się, przyjacielu, zwierzę... - szeptał staruszek. - Wyłączyli mi prąd, bo nie płacę. Gospodyni zabrała mi piecyk - bo nie płacę. Wszystko już prawie sprzedałem... Ale teraz... - rozmarzył się stary- przecież byłbym zakontraktowany. I to przez naukę.
- Wiesz, wisusie jeden - rozpromienił się Hanta - co by to było za szczęście, żeby cię tak postawili w muzeum? Albo - ciągnął, sam pełen podziwu dla siebie - stałbyś w gabinecie w jakimś gimnazjum, co jakiś czas zanosiliby cię do klasy, a pan profesor palcem wskazującym brzdąkałby ci po kostkach jak na gitarze i tłumaczył uczniom, jak się rozmaite kości nazywają. 
- Przestań! Dosyć! Ale mi dałeś pomysł! Włączyłeś we mnie motorek, który ruszył! Ależ ja mam szczęście! - wykrzykiwał staruszek.
Zaraz jednak spochmurniał. 
- Tylko... tylko czy mnie wezmą... to znaczy ... kupią? Zaraz tam idę. Gdzie to jest?
- Na Albertowie. Placem Karola w dół, a tam się spytaj, gdzie kupują szkielety. Może od razu ci nie zapłacą. W takim razie zgódź się na raty.
Staruszek zalewając się łzami szybko wyszedł za bramę."

[Bohumil Hrabal: fragment opowiadania "Baron Münchhausen"; tłum. Emilia Witwicka]

2 komentarze:

  1. I tym sposobem czeski Hrabal zagościł na stałe w Kawiarence. Za lekkość pióra, ale przede wszystkim dystans do świata tego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Owszem... gdyby żył, pewnie bym go z kawiarenki nie wypuścił... siedziałby zapewne ze starym pisarzem przy stoliku, a kawiarennik nymburskie piwo musiałby specjalnie dla niego sprowadzić. Piękna jest jego literatura, a życie miał barwne i, szczególnie pod koniec, tragiczne... tak chciałbym kiedyś na jego grobie płonącą świeczkę postawić....

    OdpowiedzUsuń