ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

10 marca 2016

PRZED IMPREZĄ

Wiosna jak ta niezdecydowana pannica, kokietka, co to pstro i buro ma w głowie, jeszcze nie nadchodziła, jeszcze czekała aż południowo-zachodni wiatr pogłaszcze ją po policzku, a może i frywolną sukienkę, kwiecistą, lekką jak jedwab, uniesie do kolan, a słońce przypali jej zielone rzęsy. Dni cieplejsze mijały się z chłodnymi, a nocą, bywało, że mróz szklił wystygłe kałuże po deszczu, co siąpał beztrosko, bratając się czasami z drobnym śniegiem.
A przecież zbliżał się ten piękny w kalendarzu dzień marcowy, dzień tulipanów, które miały dostać panie na ich radosne, choć ubogie w ciepło święto. Przygotowania ruszyły pełną parą, a czuwali nad nimi kawiarennik, inżynier Bek i redaktor Pokorski. Pan inżynier, który poza znajomością swego fachu udzielał się, o czym w całym powiecie wiedziano, w sztuce malarskiej, był też domorosłym kucharzem i cukiernikiem i z okazji kobiecego święta, jak wieść niosła, dwie wielkie brytfanny nie byle jakiego ciasta upiekł: zapewne sernik i toffiowo-czekoladowe kulinarne arcydzieło. Obie te znakomitości przebywały obecnie w kawiarnianej spiżarni, oczekując godziny osiemnastej, kiedy to miała się rozpocząć feta na cześć zacnych obywatelek miasteczka, które (aż żal, że nie wszystkie) specjalne zaproszenia dostały. Zadaniem redaktora Pokorskiego z kolei było pilne ściągnięcie do kawiarenki tulipanów. Te z kolei w podpiwniczonej izbie w dwóch wiadrach źródlanej wody moczyły swoje jędrne łodyżki. Pan Adam zapewnił trunki i napoje, do gustu pań przygotowane. Nadto ci trzej królowie ósmego marca wymogli na przyjaciołach, aby ci, towarzysząc swoim damom, bądź też bez nich, jak stary pisarz, czy pan Laskowski - prezes nowo założonej fundacji, przynieśli cokolwiek z domu, lubo też jakieś przyjemności zakupili, aby tym sposobem dołożyć i od siebie garść szacunku i uśmiechu dla piękniejszej połowy ludzkości.
Kogóż tam zabraknąć nie mogło? Oprócz małżonek czcigodnych przyjaciół były na liście urzędniczki, nauczycielki, pielęgniarki, panie za sklepów i apteki, pracownice, szwaczki, florystki, sprzątaczki, panie z miasta i okolicznych wiosek, słowem prawdziwa armia młodych, starszych i w wieku należytym pań, głównie tych, co to nie po raz pierwszy przekraczały kawiarniane progi. Istniała uzasadniona obawa, że jeśli frekwencja dopisze, stołów i krzeseł zabraknie, lecz na podorędziu były jeszcze ławy skrzętnie i przezornie w szopie w oczekiwaniu na swoje pięć minut radości pozostawione. Planowano, że już od godziny szesnastej należy kawiarenkę na trzy spusty pozamykać, aby stosowne przemeblowanie w obu kawiarnianych pomieszczeniach dokonać. Rzecz jasna, że męska część obywateli miała przybyć właśnie na godzinę czwartą po południu, aby skierować prace na właściwe tory. Wyznaczono już tych, którzy będą wręczać paniom kwiaty - w tej roli doktor Koteńko  i mecenas Szydełko oraz panów do stołowej posługi paniom - tutaj wyznaczono pana Adama, radcę Kracha, inżyniera Beka i pana Laskowskiego.
Słowem, przygotowania do imprezy ruszyły galopem z kopyta, a doszły do tego sytuacje niespodziewane. Któżby bowiem przypuszczał, że szlachetny ksiądz Kącki zapisze się do zmywania naczyń po imprezie i to z kim? Z Wołodią z Ciżemek. A to, że dwie rodzone siostry zakonne strucle upieką, choć to przecie, było nie było, ich święto? Nadto złożyły te panie ślubowanie, że jeśli jakaś niewiasta z pacholęciem przybędzie, to one rade byłyby te pociechy dopilnować podczas trwania uczty. A Ciżemkowska Joanna z Piotrem? Czy kto spodziewał się, że na dzień przed imprezą przywiozą domowego wyrobu sery? Jakże one współgrać będą z prowansalskim wytrawnym winem, o które postarał się pan Adam.
Cieszyli się więc przyjaciele, że sprawy w słuszną biegną stronę. W przeddzień imprezy wpadali jeden po drugim do kawiarenki, aby uzgodnić szczegóły i wybiegali stamtąd w przeświadczeniu, że tylko niecne zrządzenie losu mogłoby spłatać im figla, lecz przecież panowie nie wierzą w zabobony.
A kiedy kawiarenka dnia siódmego mrużyła już senne oczy, w kawiarence znajdowały się trzy panie: pani Zofia Koteńko, pani mecenasowa Szydełko oraz mniej nam znana pani Jakubowska, licealna bibliotekarka. W wielkiej tajemnicy te trzy panie, zapraszając do stolika panią Marię, donośnym, cichym szeptem o czymś tam rozprawiały.
Gdyby tak pan Adam - kawiarennik natężył słuch ciekawie, pewnie usłyszałby o tym, że piękne niewiasty zmawiają się co do kwestii urządzenia panom poetyckiego podziękowania za ich żmudne starania, aby Dzień Kobiet uczcić tak pięknie jak należy.
Pani Zofia, rzecz jasna, wyznaczyła przyjaciółkom role, nic nie szkodzi, że większość słów z przygotowanym ksiąg popłynie, nie z pamięci, ale aby dykcję właściwą uchwycić, aby celna deklamacją się pochwalić, trzebaż było oną poezję przećwiczyć, co właśnie niewiasty czyniły.

[07.03.2016, Mitry-Mory we Francji]

2 komentarze:

  1. Nic nie udałoby się, gdyby nie zaangażowanie wspaniałych ludzi.
    Ksiądz na zmywaku? Chyba tylko w tej magicznej Kawiarence takie cuda. Tylko tu impreza z okazji Dnia Kobiet przygotowana dla lokalnej społeczności i przez społeczność. Dla siebie gotuje się i piecze z sercem i miłością, a w jedzeniu właśnie o to chodzi. Poetyckie podziękowania przygotowane przez panią bibliotekarkę wzruszą z pewnością przybyłych gości. Miłego święta, kochana Kawiarenko.

    OdpowiedzUsuń
  2. Po raz któryś powtórzę, że życzę sobie takiego przybytku w moim mieście...
    Pięknie opisałeś lekkość sukienek niewieścich. Ciekawe, jak panie odwdzięczą się za niespodziankę? Ach, te smakołyki...

    OdpowiedzUsuń