CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

17 kwietnia 2016

MYŚLI i UCZYNKI - OKRĄŻENIE DRUGIE

1. 
Podjeżdża nietoperz. Mniej więcej w moim wieku, a więc stary. Wymieniamy parę słów. Że jest dostęp do internetu (potem okaże się, że nagle znika), że ma sto kilometrów do rozładunku, ale na poniedziałek, więc zostanie. Ustawia się przede mną. Stary nietoperz jest samotnikiem, podobnie jak ja i nie opuszcza auta przez cały boży dzień. Jak można cały dzień siedzieć w aucie?

2. 
Z moją brodą to było tak, że zapuściłem ją jak skończyłem lat naście. Chodziłem dumny jak paw, bo, jako żywo, przypominałem wyglądem Marksa. Zastanowiłem się nad potęgą swojej brody wtedy, gdy kiedyś wieczorem, spacerkiem podążałem lipową aleją za jakąś panią. Podążałem to nie znaczy szedłem za nią, śledząc każdy jej krok. W pewnej chwili odwróciła się i z popłochem przebiegła na drugą stronę alei i dalej zniknęła z moich oczu, gubiąc się w meandrach osiedlowych uliczek.
Postanowiłem więc rozstać się ze swoim bezbożnym wizerunkiem Marksa i zgoliłem brodę. 

3.
Jeszcze raz o brodzie - mam na myśli zarost, rzecz jasna.
Podczas tego kursu postanowiłem się nie golić. Zdarzało się to już wcześniej, lecz nigdy nie dotrzymywałem słowa. Tym razem ma być inaczej i jestem przygotowany na ostrą reprymendę, jaka czeka mnie po powrocie do domu.
Kiedyś, we Francji lub we Włoszech, posiadając już spory zarost, postanowiłem sobie pożartować z pewną panią pracującą w biurze. Powiedziałem jej, że co do mojej w szybkim tempie rodzącej się brody to jest tak, iż mam umowę z żoną odnośnie jej powstania. Oświadczyłem bowiem, że nie poddając swojej twarzy goleniu, staje się ona wręcz niemożliwa do zniesienia dla spotykanych w trasie przeze mnie kobiet, co żonę może tylko cieszyć.  

4. 
Bardzo wielu autorów, dla których internet jest głównym, a czasami jedynym nośnikiem przekazu, boleje nad tym, aby ich słów nie wykorzystywano w innych publikacjach, łamiąc tym samym prawo autorskie. Zdarza się, że wchodząc na stronę czy bloga, stykamy się ze stosowną informacją, która przypomina czytelnikom o istnieniu praw autorskich, których obejście możliwe jest co najwyżej za zgodą autora tekstu.
W przypadku moich tekstów, którymi przepięknie można wymościć psią budę, jest zgoła odmiennie. Można sobie na nich pojeździć jak na ochwaconej kobyle lub robić z nimi to, co się komu żywnie podoba. Do dzieła!

5.
Podczas tego kursu, który jak dotąd, do najbardziej uciążliwych nie należy (mniej czasu poświęcę na liczenie złotówek), przeczytałem zaledwie cztery książki. Polecam opowiadania wyśmienitego Haška, choć mam nadzieję, że nie czytają mnie w tej chwili kobiety, a już absolutnie feministki, z którymi pan Jaroslav z właściwym dla siebie kunsztownym humorem, prześwietnie się rozprawia. Absolutnie dla wszystkich są z kolei opowiadania Józefa Hena, spięte tytułem „Powiernik serc”. Hen wymyślił bardzo ciekawą konstrukcję dla swoich opowiadań, czyniąc z bohatera słuchacza opowieści i zwierzeń przychodzących do niego osób. Mądra to i ciekawa książka. Bohdana Drozdowskiego czytam pierwszy raz w życiu. W jego „Kobietach i ludziach” - zbiorku opowiadań, jak u Haška, kobiety występują w roli głównej, a tłem opowieści są historycznie i politycznie skomplikowane lata pięćdziesiąte ubiegłego stulecia, ale ta polityczna otoczka niech nikogo nie odstrasza. Opowiadania są świetne, może poza ostatnim: „Magda albo pojedynek”. Dla mnie zbyt przesiąknięte erotyką… i pisze te słowa facet (sic!). Rzuciłem się też na „Pijanego koguta” Bohdana Loebla, raczej poety i autora znanych bluesowych songów Brekautów. „Pijany kogut” to dwa opowiadania, w których widać, że autorem jest poeta. Nietuzinkowe metafory i przepięknie uchwycony potoczny, środowiskowy język to wielka zaleta tej książeczki. I jeszcze coś, co jest mi bliskie - szczątkowy lecz poddany bystrej obserwacji opis poczynań obywateli prowincjonalnego miasteczka. Czytam też na wyrywki „Kronikę zapowiedzianej śmierci” świetnego jak zwykle Gabriela G. Marqueza. Na wyrywki, bo Marqueza mam w wersji elektronicznej i takie czytanie zabiera mi zwykle znacznie więcej czasu. Robię to w przerwach wczytywania się w powieść Juliana Kawalca „W gąszczu bram”. To zupełnie innego rodzaju lietratura.

6.
Bolą mnie plecy, Boże jak mnie bolą plecy od tego siedzenia. Bardziej niż oczy. Jutro muszę się gdzieś przejść. Byle nie padało tak jak dzisiaj.

[16.04.2016, Beauvais we Francji]

3 komentarze:

  1. Broda jako gwarancja wierności...no, no :-)
    Ruszaj się koniecznie, nawet w deszczu, to odświeża, a nawet gdy zmokniesz, tym milej będzie wracać do ciasnej kabiny...
    Słońca życzę, bo coś leniwe ostatnio:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. gwarancji, to ci powiem, że nie ma żadnej... za duzo ubezpieczenie by kosztowało :-) a tu pada, świeci i znów leje, a sobie brodę wyczesałem, więc jak ją tak na deszczu wymoczyć, czy jak?

      Usuń
  2. Jestem pod wrażeniem tej ilości literatury, dodajmy bardzo dobrej literatury i tej ponad siły ogromnej pracowitości. Ja wyznaczyłam sobie granice czasowe ze względu na owe plecy, oczy i prawą rękę.
    Serdeczności zasyłam.

    OdpowiedzUsuń