ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

21 czerwca 2016

BRYDŻOWA ROZGRYWKA

A przy stoliku walka zażarta trwała, a już przed północą było. Naprzeciwko siebie do pojedynku zasiedli pan mecenas Szydełko z żoną swoją - Janeczką oraz tegoroczni maturzyści, którzy wyjątkowo w ów wieczór niewiasty swoje w pieleszach domowych pozostawiali, podejmując brydżową rękawicę.
Pan Szydełko, dzisiaj sławny na cały powiat adwokat, wielce zasłużony kawiarenki gość i kreator, swego czasu na studiach prawniczych pierwszym był brydżowym graczem i wraz ze swoim przyjacielem, niejakim Kowalskim, co dzisiaj urzędnikiem jest państwowym, niemiłosiernie ogrywali takich potentatów jak profesorskie małżeństwo Wiskickich. I, co ciekawe, ze swoją przyszłą żoną, Janeczką, spotkał się właśnie w brydżowej sali. Nie wiedzieć czemu pani Janeczka, studentka drugiego roku socjologii, wciągnięta została w tę pierwszorzędną karcianą zabawę i później, po studiach i ślubie, państwo Szydełkowie, rzadko, bo rzadko, ale sobie w dobrym towarzystwie w brydża pogrywali.
W miasteczku natomiast wśród młodych adeptów brydżowej dwóch młodzianów szczególnie się wyróżniało. Byli to obecni maturzyści: Tomek - zawołany matematyk i Grześ - znakomicie się zapowiadający informatyk - zatem te dwa młode, ścisłe umysły podjęły, jako się rzekło, pojedynkową rękawicę, bo oczywiście gdy tylko pan mecenas dowiedział się o sławnych juniorskich dokonaniach tej nierozłącznej pary graczy, zażądał satysfakcji w pojedynku.
I stało się. Któregoś wczesnego wieczora zagarnęli dla siebie jeden z kawiarnianych stolików.
Mecenasostwu szło jednak nietęgo - ulegali potędze przebiegłości i sprytu młodym. Po czterech godzinach rozgrywki widzieli jednak szansę w ostatnim rozdaniu.
A rozdawał tym razem, w wielkim skupieniu pan mecenas.
Zaczęło się. 
Pan mecenas spojrzał w karty, uporządkował je po swojemu, czarne kolory z lewej, od pików poczynając, lewą stronę oddając w posiadanie czerwieni.
 - Jedno karo - wyrzekł pan Szydełko.
„Zobaczę, jak zachowa się Janeczka. Jeśli zgłosi dwa kara, znaczy się, że mogę kontynuować. Jeśli spasuje, poczekamy, co oni powiedzą.”
Grześ podwyższył na  dwa trefelki.
„Delikatnie - pomyślał pan mecenas - założę się, że to blef. Szuka zrozumienia.”
Janeczka zmieniła na dwa kiery.
„Tu cię mam. Widzę, że obfitujesz w kiery. Szkoda, że mam tylko króla z dziesiątką.”
Tomek wistuje trzy trefelki.
„Ależ skupiony. Przesadnie skupiony. Tu cię mam, bratku. Mówisz „trefl” a myślisz o pikach, a może pytasz o pikowego asa?”
Mecenas zapodał trzy kiery.
„Niech i ja się zabawię. Janeczka pewnie oczekuje u mnie więcej czerwieni i ten król z dziesiątką nie wystarczą. Ale, moi młodzi panowie, na waszą kontrę jest stanowczo za wcześnie” 
Grześ wistuje trzy bez atu.
„A niech mnie!!! Widać, że mają silny sekwens w pikach, albo się sekwensami uzupełniają. Co na to Janeczka?”
Janeczka mówi pas i wzrok jej opada. Zniechęcona.
„Czarowała i ona. Czarował. To kto ma w końcu najsilniejsze kiery?”
Tomek uniósł z kolei wzrok, cos tam medytował, myślał o czymś zawile, zastanawiał się przesadnie długo i wreszcie spasował.
„To już koniec. Nie dogadaliśmy się, co do kiera. Może byłoby lepiej pociągnąć karo?”
- Pas
A Grześ, ten informatycznie sterowany umysł, widać, że to on prowadzi w tej licytacji grę, a państwo Szydełków wyprowadzając przy okazji w pole powiedział śmiało: - Cztery bez atu.
„Potwierdza się, że mają mocne piki i to bez atu to pikami pociągną. Sześć lew nimi wezmą, parę wziątek z trefla i z kara. Dalibóg wygrają ten kontrakt. Chyba, że Janeczka skontruje…”
Janeczka, przygaszona, przygryza wargi, a znaczy to, że do powiedzenia nie ma nic i mówi: -  pas.
„Tomek z kolei, chyba z litości nad nami, nie podwyższa i pasuje; więc i ja niczego nie wskóram i rzeknę: - pas.”
A potem rozgrywka. Grześ bierze sprawy w swoje ręce. I jak on gra… jak gra! A pan mecenas zapomniał chronić kierowego króla dziesiątką. Wyrzucił ją wcześniej bez potrzeby i nawet na tego króla lewy nie dostał. Jedynie pani Janeczka na marnego karowego waleta miała wziątkę, ostatnie, nieistotne blotki zbierając. A młodzi dwanaście lew zainkasowali - w cuglach.
- Panowie, tak być nie może - zakomunikował pan mecenas. - Rewanż nam się należy.
- Z przyjemnością - odparł Grześ, sromotnej klęski państwa Szydełków animator.
- Z przyjemnością się z panami grało - wyrzekła pani Janeczka Szydełko, gdy już ochłonęła. - To co, może jeszcze po ciasteczku i kawie? - zaproponowała, a pan mecenas kazał sobie podać najmocniejszą z mocnych kolumbijek, jakich jeszcze w życiu nie pijał. To dla ochłonięcia.

[21.06.2016, Dobrzelin]

2 komentarze:

  1. Ten czas, kiedy to była jedyna rozrywka przy stole skupiająca przyjaciół.Szły zakłady, emocji wiele,raz wielcy przegrani, innym razem wielcy wygrani. Mówiło się, że kto nie ma szczęścia w kartach, ma szczęście w miłości.

    OdpowiedzUsuń
  2. W brydża moi rodzice grywali namiętnie, ileż to razy w naszym domu kolejni gości bywali i grali godzinami, czasem do rana, nam dzieciom nie bardzo sie to podobało, tym bardziej, ze gracze wszystko z lodówki wyjadali...emocje takie pewnie.
    Ja w brydża nie nauczyłam sie nigdy grać, bo podobnie jak papierosy i alkohol z uzależnieniem mi się kojarzył, a może po prostu zbyt trudny był?

    OdpowiedzUsuń