ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

04 czerwca 2016

TEN PAN

Jej włosy nasycone były lśniąca barwą zbożowej kawy, rozkołysane na wietrze, drobnofaliste, sięgające ramion, smagłych jak jej twarzyczka, szkląca się równomiernie po policzkach i perkatym nosku opalenizną. Brunatne studzienki oczu wraz z łukowatym sklepieniem brwi, intensywnie czarnych i gęstych, dopełniały osobliwą urodę tej pięcioletniej dziewczynki, ubranej w przewiewną, kwiecistą sukienkę. Radośnie rozkwitające pączki stokrotek, żonkili i narcyzów wypełniały bawełnianą, w kolorze jasnego lazuru, poddającą się nawet niewielkiemu podmuchowi wiatru płaszczyznę sukienkowej łączki. Na bosych stópkach spieczonych na brązowo nóg miała niebieskie sandałki, a kiedy wybiegła z auta na asfaltowy chodnik słychać było trzepoczące plaskanie białych, jeszcze niezniszczonych podeszw.
Matka również wysiadła z samochodu i przemieszczając się w stronę bagażnika, obserwowała jak dziewczynka beztrosko hasa najpierw po chodniku, a potem po łące. Później dała córce znak ręką, że usiądą przy najbliższym kamiennym stoliku.
W czasie kiedy dziewczynka swawolnie ganiała po wysokiej trawie, matka wyjęła z bagażnika wiklinowy kosz z jedzeniem i przyborami, wzięła z sobą ręcznik, ściereczkę i plastykowy obrus, który następnie rozwinęła na blacie stolika. Z kosza wydobyła termos z lekko słodzoną herbatą, owoce, przygotowane wcześniej kanapki i kubki.
Po chwili dziewczynka podbiegła do matki, pochwyciła ze stołu w drobne dłonie kanapkę i na stojąco, a właściwi na chodząco zaczęła jeść. Matka zrobiła to samo, tyle że usiadła na ławce. Oparta plecami o niewygodne oparcie, wyciągnęła pod stołem nogi , dotykając stopami krawędzi siedliska ławki znajdującej się naprzeciwko. 
- Nie jedz tak szybko! Może byś usiadła? - zwróciła się w stronę córki, która, pogryzając kanapkę, cały czas była w ruchu.
- Mamo! Pszczółki… nie bójcie się, nie pozgniatam was - słyszała podekscytowany głos córki, która przystawała przy każdym kwiatku, obserwując widocznie owady, przelatujące pomiędzy rozkwitłymi, spoglądającymi ku słońcu twarzyczkami stokrotek, których pełno było na łące.
- Dałabym wam spróbować, ale wy wolicie kwiatuszki. Nie chcecie pić? Mamo, czy pszczółki nie piją?
- Chyba piją. Może zlizują krople rosy. Nie wiem zresztą, ale na pewno dają sobie jakoś rade z pragnieniem.
- Bo już nie ma rosy. Popatrz, mamusiu - mała uniosła wysoko jedna nogę. - Moja noga jest sucha.
- Nic dziwnego. Słońce wysuszyło trawę.
- Czy to prawda, mamusiu, że kwiatuszki każdego dnia obracają swoje główki za słońcem?
- Tak, skarbie. A takie stokrotki to pod sam wieczór zamykają koszyczki swoich płatków.
- Bo pod wieczór robi się zimno i one opatulają swoje główki, aby było im cieplej - wyjaśniła dziewczynka. - Ty też zakładasz mi czapkę na głowę, kiedy jest zimno.
- Tak, albo każę ci założyć, a ty ciągle o tym zapominasz.
- Bo zawsze sobie potargam włosy. I wcale mi nie jest bez czapki, bo mam włosy, a stokrotki włosów nie mają.
- Widzisz, kochanie, kwiatki same z siebie dbają o to, aby nie było im zimno. Weź z nich przykład.
- Spróbuję, ale i tak będziesz mi musiała przypominać o założeniu czapki. Pić mi się chce.
- Chodź, wleję ci herbatki, ale usiądź ze mną.
Dziewczynka pospiesznie podbiegła do stolika, wspięła się na ławkę obok matki, usiadła i zaczęła kreślić kółka swobodnie zwisającymi nogami. Matka nalała herbaty do kubka córki.
- Jest akurat. Możesz wypić.
Dziewczynka przełożyła kanapkę do lewej ręki; prawą chwyciła za ucho kubek, przechyliła go i wypiła parę łyków.
- Mamusiu, jak długo tam dojedziemy?
- Została nam jeszcze godzina czasu, nie licząc tego, jaki tu spędzimy.
- Aha… ten pan na nas czeka?
- Myślę, że tak. Na ciebie i na mnie.
- Na mnie czeka? Przecież to nie mnie zaprosił.
- Ale dobrze wie, że przyjadę z tobą. Mówiłam mu o tobie i ucieszył się, że mam taką śliczną córeczkę.
- To on mnie nie widział?
- To prawda, nie widział cię i musiałam mu o tobie sporo naopowiadać.
- A mówiłaś mu o tym, że pobiłam się z Beatkę albo o tym obrusie, który caaałyyy zalałam zupą?
- O tym mu nie mówiłam.
- To bardzo dobrze. Po co ma wiedzieć? Ale zła byłaś wtedy na mnie, prawda?
- Z tym obrusem to każdemu może się zdarzyć, ale ta bójka. O to byłam na ciebie zła.
- Bo Beatka podwalała się do mojego chłopaka. Nie miałam wyjścia.
- Z każdej sytuacji są przynajmniej dwa wyjścia.
- To znaczy, że miałam dać się pobić?
- Niekoniecznie. Można było te sprawę załatwić pokojowo.
- Z Beatką nie można pokojowo - westchnęła dziewczynka.
Kończyły swoje kanapki. Matka podsunęła dziewczynce brzoskwinię; sama wypiła pół kubka herbaty.
- Bo ja, mamusiu, najpierw myślałam, że jedziemy do tego pana doktora - dziewczynka zmieniła temat.
- Nie, kochanie, nie jedziemy do tego pana.
- Ale on mnie wyleczył i wcale nie przepisał mi zastrzyków.
- Udało się tym razem bez zastrzyków, a poza tym powiedziałam mu, że boisz się ukłucia.
- Bo to nie jest przyjemne i potem długo boli pupa.
- Czasami bez zastrzyków się nie obejdzie.
- A dlaczego nie do niego jedziemy?
- Jak ci to wytłumaczyć… - kobieta zawahała się - to nie takie proste.
- Zawsze mi, mamusiu, tłumaczysz, kiedy czegoś nie wiem, albo gdy nie potrafię czegoś zrobić.
- W tym przypadku odpowiedź nie jest taka łatwa.
Dziewczynka skończyła jeść kanapkę i zabrała się za brzoskwinię. Nagryzła kawałek i na jej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia.
- Nie dość słodka, lecz zawiera witaminy. Jedz!
- Czy zawsze to, co najzdrowsze, musi być kwaśne?
- Czasami tak bywa. Ale wiesz, co się stało? Przed chwila jadłaś kanapkę z serem i to przez tę zmianę smaku czujesz, że brzoskwinia jest…
- Mamusiu, to ten pan doktor nie chciał ciebie czy mnie? - przerwała dziewczynka. Ja przecież byłam grzeczna i nie narzekałam podczas badania.
- Pamiętam. Na pewno spodobałaś się panu doktorowi. ale wiesz, córeczko: nie zawsze jest tak, że jeśli ktoś się komuś podoba, to oznacza to, że chce się z nim na dłużej.
- Więc gdybym mu się nie spodobała… to on by chciał?
- Kochanie, ja tego pana nie chciała i wybij sobie z głowy, że to przez ciebie.
- Wybijam - dziewczynka plasnęła się parę razy otwartą dłonią w czoło. - Ale i tak nie rozumiem. Ten pan był taki grzeczny dla ciebie. Całowaliście się… podglądałam.
- No tak, mogłam to przewidzieć. Nie zawsze jak się kogos całuje, oznacza to, że się go kocha.
- A ty mnie przecież całujesz, mamusiu…
- Ciebie to co innego. Coś zupełnie innego.
Dziewczynka przełamując w sobie odczuwaną kwasotę, pochłaniała kęs za kęsem brzoskwini i piła herbatę.
- To jaki jest ten drugi pan?
- Jest inny, kochanie. Zupełnie niepodobny do tamtego.
- Ładniejszy?
- Wiesz, nie o urodę tu chodzi. Inny to znaczy taki, który zaakceptuje nas obie i nie będzie stawiał przed nami listy warunków i postulatów.
- Jesteś pewna, mamusiu? Przecież on mnie nie zna.
- To jest taki pan, który lubi kupować kota w worku - roześmiała się matka.
- To ja mu zamiauczę, jak się spotkamy. Pewnie chciałby, żebym zamiauczała.
- Powiem ci, kochanie, ze kiedy cię zobaczy, po prostu zdębieje i powie, że nigdy nie widział tak pięknej i mądrej dziewczynki jak ty.
- Która plami obrusy i bije się z Beatką.
- O tym mu nie powiemy i będzie to nasza tajemnica.
- A jeśli mimo wszystko się wyda? Jeśli ja się wygadam?
- Wtedy powie, że pewnego razu sam wylał na swoje spodnie kawę, a jak był dzieckiem, to stłukł na kwaśne jabłko chłopaka, który mu dokuczał.
- Może być.
- Co?
- Ten pan. Odpowiada mi.
- Tylko skąd ty, mamusiu, o tym wszystko wiesz. Jesteś taka mądra…
- Ja wcale nie pozjadałam wszystkich rozumów, córeczko, ale wiesz… w życiu przychodzi taki czas, kiedy zaczyna się wreszcie wiedzieć, co jest dobre a co złe.
- Wiem… bo z tym naszym tata to był niewypał.
- Co, proszę?
- Niewypał. Sama tak mówiłaś, rozmawiając z ciocia Helenką.
- A ty oczywiście słuchasz wszystkiego, co mówię. Ale masz rację. To był niewypał.
- No… mówiłaś mi, mamusiu, abym cię słuchała, a wiec cię słucham. A tatuś to nie chciał cię słuchać.
- Nie chciał, a potem ja też go nie słuchałam.
- Rozumiem. Kłóciliście się.
- Chcesz słodkiego rogalika?
- A… zjem.
Zmieniła temat, ale tak naprawdę to chciała osłodzić małej życie. Bardzo chciała. Dzisiaj rogalikiem, a jutro… - Oby jutrzejsze niebo było tak samo pogodne jak dzisiaj - pomyślała.
- I ten pan będzie moim drugim tatusiem, mamusiu?
- Tak. Będzie.
- I nie będziecie się przy mnie kłócić?
- Ani przy tobie, ani w ogóle… choć wiesz, nie oznacza to, zawsze będziemy się we wszystkim zgadzać.
- Wiem, bo ja nawet z najlepsza swoja koleżanka z przedszkola, Agnieszką, co jakiś czas się kłócimy, ale zaraz potem się godzimy.
- To bardzo ważne, córeczko, aby nigdy nie pokłócić się z sobą do tego stopnia, aby nie móc się później pogodzić.
Dziewczynka jadła rogalika bardzo powoli, a jej wąskie, rumiane usta pokryte były brunatna strużką roztopionej czekolady.
- Mamusiu, a kim jest ten pan? - zapytała a chwilę później odpowiedziała sobie: - to musi być ktoś ważny i na stanowisku.
Matka wyjęła z koszyczka chusteczkę i otarła córeczce kąciki ust.
- Obliż - przykazała dziewczynce. - No, proszę… na stanowisku… Co ci przyszło do głowy? Wystarczy, że ten pan jest ważny dla mnie i mam nadzieję, ze takim się stanie i dla ciebie.
- Bo zawsze mi mówiłaś, mamusiu, że jeśli będę wychodzić za mąż, to powinnam sobie poszukać mądrego człowieka, najlepiej na stanowisku, abym miała łatwiejsze życie.
- Widzisz, córeczko, właściwie to miałam rację, mówiąc ci o tym… ale najważniejsze jest…
- … żeby ten ktoś nas kochał i my jego.
- Właśnie. Jak zjesz do końca, pobiegniemy do toalety.
Na samą zapowiedź wspólnego biegu z matką, dziewczynka przyspieszyła jedzenie.
- A ten pan ciężko pracuje w fabryce, kochanie. Jest suwnicowym.
- Suwnicowym? Kto to taki?
- Najlepiej będzie, jak sama go o to zapytasz, dobrze?
Dziewczynka wsunęła do buzi ostatni kęs rogalika i pokazała matce puste, umazane czekolada dłonie.
Pobiegły.

[30.05.2016, Vitrolles pod Marsylią we Francji]


4 komentarze:

  1. Dziewczynka ma mądrą matkę, która umie rozmawiać z córką. Można się różnić całym pokoleniem i dogadywać się z sobą. Matka tłumaczy zawiłe sprawy dorosłych, a dziecko czuje się bezpieczne, mimo że rozwód i nowy tato są bolesnymi tematami dla każdego, a cóż dopiero dla pięcioletniej kruszynki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no własnie coś takiego miałem napisać, choc tekst nadaje się do poprawki...

      Usuń
  2. Pomyślalam sobie - a któż to może wiedzieć czy ten suwnicowy to będzie ten właśnie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... ba, no właśnie, któż to wiedzieć może, skoro i piszący nie ma w tej kwestii zielonego pojęcia :-)

      Usuń