ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

11 czerwca 2016

ZAPISKI Z PODRÓŻY (11)

Spojrzałem na kalendarz przed zrobieniem kolejnej notatki. To się nazywa utratą poczucia czasu.
Z La Mure, gdzie był internet, wyjeżdżam około trzynastej. Mam do pokonania Alpy. Po odrzuceniu przez nawigację trasy pod Mont Cenis (już raz tamtędy jechałem i Bóg jeden wie, czy nawigacja miała rację), jadę przez Gap, gdzie przewidziałem tankowanie.
Po nocnej burzy niebo zrobiło się prawie czyste, choć tu i ówdzie jeszcze przelotnie pada. Jadę spokojnie, chcąc zaoszczędzić paliwo.
Pod Argentire, Briancon i dalej pod Mongenevre autko nieco się męczy, lecz później odpoczywa na zjeździe z Alp aż po samo Mappani. Zajeżdżam tam przed 19-tę, myję się po harcersku, piszę, czytam i robię sobie kolację.
A kolacja wygląda miedzy innymi tak: chlebek pociągnięty roślinnym masłem, plasterek kiełbasy a na to krojona cebulka, ćwikła i majonez - palce lizać. Do popicia woda z sokiem malinowym i kawa.
W poniedziałek przed dziewiątą rozładowuję się, potem tankuję auto i spędzam trochę więcej czasu na poczcie, wysyłając list.
Następnie w drogę - na południe Włoch.
W tym miejscu trzeba koniecznie podkreślić, że podróżowanie po tym kraju zwykłymi drogami (a nie płatnymi autostradami) pozwala na poruszanie się ze średnią prędkością niewiele większą niż 50 km/h. Na trasach jest mnóstwo radarów, ograniczeń, jedzie się też przez wsie i miasteczka, a na takiej rzymskiej autostradzie prowadzącej od Rawenny, gdzie teoretycznie można jechać do 110 km/h, jedzie się najwyżej 70, a to ze względu na katastroficzny stan nawierzchni. Łatwo wiec sobie obliczyć ile czasu zajmie mi przejechanie 1050 km do celu podróży, czyli Benevento.
Wyruszam tuż po 10-tej.
Jadę kolejno przez (albo mijam tuż obok) Mediolan, Piacenzę, Parmę, Bolonię, Imolę (w tym miejscu następuje zmiana trasy z uwagi na jakiś poważny wypadek na drodze), Perugię, Torni, Riepi, Avezzano, i tak aż do Cassino. Tutaj po drugiej w nocy zatrzymuje się na nocleg, włączając budzik na 2,5 godziny snu. Nie ukrywam, że celowo robię nocleg w tym miejscu. Chcę zobaczyć o świcie klasztor na Monte Cassino.
I rzeczywiście, tuż przed wschodem słońca widzę to tak ważne dla moich rodaków i dla mnie miejsce. Zaiste, wydaje się niemożliwe do zdobycia lądem. Sama turystyczna wspinaczka na to wzgórze wymaga zapewne sporo wysiłku. Prawdę powiedziawszy żadna fotografia nie odda charakteru niedostępności tego miejsca.
Zjeżdżam w dół w stronę Neapolu, do którego mam jakieś 85 kilometrów. Po 30 kilometrach trasa się rozdwaja: właśnie na Neapol i na Bonevento, gdzie udaję się z ładunkiem.
Włochy w tym miejscu są rzeczywiście piękne. Dużo zieleni, obszerne wzgórza, sady, a im bardziej na południe, tym więcej winnic. Są też wioski i miasteczka położone na stromych wzgórzach lub powciskane w rozległe lub mniejsze kotliny.
Poranne słońce Półwyspu Apenińskiego budzi najpierw szczyty gór i wzgórza, natomiast położone niżej miasteczka, wioski i sady drzemią jeszcze przykryte miękką, puszystą, z mgieł poranka utkaną kołdrą.
Zjeżdżam do Benevento o 7.30 i mam jeszcze godzinę czasu, aż otworzą zakład. Stoję przed nim. O dziewiątej jestem już rozładowany.
50 kilometrów stąd, w stronę Neapolu, znajduje się miasteczko Sirignano, w którym mieszka Angela.
Angela, z którą dwukrotnie za moich szkolnych czasów zorganizowaliśmy wymianę młodzieży w ramach „Programu  Młodzież”.
Ale to było dawno i nieprawda.

[07.06.2016, Benevento we Włoszech]

3 komentarze:

  1. Trasa bajeczna, ale tego snu stanowczo za mało. Szkoda, że fotki nie ma z tego dla mnie nieznanego Półwyspu Apenińskiego. Zasyłam pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
  2. ... a ile to razy sam na siebie sie złoszczę z powodu braku aparatu, zwłaszcza że obecna trasa zda mi się być najatrakcyjniejszą do fotografowania... ale cóż, taki życie

    OdpowiedzUsuń
  3. Kanapeczki robisz sobie apetyczne:-)
    Opisy piękne, ale podobnie jak Ultra, chętnie obejrzałabym fotki...

    OdpowiedzUsuń