ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

11 czerwca 2016

ZAPISKI Z PODRÓŻY (9)

Rozładowuję się przed dziewiątą. Powrotny ładunek przepadł. Druga zła wieść to ta, że ponoć strajki we Francji nasilają się i tirowcy zaczynają blokować większe miasta, miedzy innymi Marsylię.
Czekam przed zakładem na kurs. Gorąco. Dwadzieścia osiem stopni.
W końcu doczekałem się. Dojeżdżam do Les Vigneres a stamtąd jadę następnego dnia rano w dwa miejsca: do lepinasse pod Tuluzą i do Boe pod Agen (to już w stronę Bordeaux).
Ładunek mam taki (węże irygacyjne), że trudno go związać. Pierwsze 405 kilometrów jadę przez Avignon (niestety nie przez piękne, stare miasto), potem przez Montpellier i dalej w kierunku Tuluzy. Nie spiesząc się zbytnio, do pierwszego celu dojeżdżam przed drugą w nocy. Potem godzinka na obiado-kolację i spać. Pada.
Budzę się nie za bardzo wyspany, ale pierwszy rozładunek przywraca mi siły. Wyjeżdżam. Mam prawie sto kilometrów do Boe. Cały czas pada deszcze. Momentami leje. Rozładunek w Boe jest jeszcze sprawniejszy, choć podczas rzęsistego deszczu. W dodatku niedaleko mam Lidla i robię pierwsze podczas tej trasy zakupy. Prozaiczne: chleb, woda mineralna i kawa. Wiecej mi nie potrzeba. Najistotniejsze - zatankowałem auto po korek. Mam sporo wolnego czasu i nawet pomyślałem sobie pozostanę bez kolejnego ładunku. Połowicznie to się sprawdza. Przed piętnasta dostaje sms-a, że jutro z rana mam się załadować w Viviez (średnie Pireneje) niedaleko Figuec. Ruszam natychmiast bo mam 185 kilometrów „dolotki”.
Pireneje są piękne o tej porze roku. Mnóstwo zieleni, ogromne przestrzenie pozbawione ludzkich siedlisk, urozmaicona wyżynna droga z licznymi zakrętami. Niestety cały czas pada deszcz. Trasa prowadzi przez urokliwe, stare Cahors. Przejeżdżałem tamtędy kilka razy, ale nigdy przez centrum. Teraz jest inaczej. Spoglagam na kościoły, stare kamieniczki i wille; jest też wieża pozbawiona jednej z frontowych ścian, dzięki czemu z drogi widać wyraźnie korytarz ze schodami, prowadzącymi na szczyt wieży. Miasteczko oblegane jest, mimo deszczu, przez turystów. 
Jadę wzdłuż jednej z piękniejszych francuskich rzek - La Lot, która teraz toczy swoje bystre, wzburzone, rudo-brunatne wody. Wygląda dostojnie ale groźnie. 
Widać, że poziom rzek we Francji wzrasta. Jest przedpowodziowo.
Dojeżdżam do zakładu przed dziewiętnastą. Widzę, że są inni nietoperze: Polacy i Rumuni. Niektórzy ładują się jeszcze tego samego dnia. Ja mam kurs na jutro. O której i dokąd - nie wiem.
Czytam zbiór opowiadań Pawła Huelle - „Byłem samotny i szczęśliwy”. To świetny stylista. Potrafi opowiadać.
Nadchodzi późny wieczór. Deszcz nie ustaje.

[30.05.2016 Vitrolles i 31.05.2016 Viviez we Francji]

2 komentarze:

  1. Gdyby ta praca nie była tak stresująca, pewnie zwiedzanie świata nawet w deszczu byłoby tak fascynujące, że godne zazdrości.Trasy urozmaicone, ciekawe widoki krajobrazowe, a nade wszystko tak różna architektura.
    Pozdrawiam Podróżnika.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... a jeszcze, ci powiem, ważne jest to, aby nie jeździć tylko autostradami, bo z nich widać niewiele... również pozdrawiam

      Usuń