CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

17 lipca 2016

W PÓŁNOCNEJ ANGLII

Nie wiedziałem, co robić. Byłem już trochę podmęczony, lecz już po rozładunku poczułem taką odprężającą ulgę. Miałem do wyboru: zatankować auto, przespać się, zjeść sobie, doczytać Marqueza, napisać parę słów. W perspektywie sms od spedytora w sprawie kolejnej trasy.
Wybrałem najpierw obowiązek, czyli tankownie auta, później - coś dla ciała, czyli kanapki z serem; i jeszcze coś dla ciała - sen. Sen pokonał i pisanie i Marqueza.
W Anglii, po promowej przeprawie (zdążyłem w ostatniej chwili i wjechałem jako ostatni) pojawiłem się już we wtorek, dwunastego i nocą, zgodnie z podanym adresem, wyruszyłem na północ, na południe od Londynu, w stronę Leeds, aż po Newcastle. 
Nie mam dużego doświadczenia, jeżdżąc po lewej stronie, ale na autostradach, a one głównie prowadziły mnie do celu, jazda po angielsku nie jest trudna, a w dodatku nocą nie ma zbyt wielkiego ruchu, więc jechałem sobie spokojnie, bez pośpiechu, szanując paliwo. Na jakieś 180 kilometrów przed celem podróży w Consett, zdecydowałem się na postój, aby zdrzemnąć się z godzinkę, co okazało się zbawienne, bo poprzedniego popołudnia namęczyłem się porządnie wlokąc się niemiłosiernie w korkach na belgijskiej autostradzie, a przecież korków to chyba żaden kierowca nie lubi. W Niemczech jest ich bez liku; w Belgii także, tyle że w Niemczech, jeśli są one spowodowane robotami na drogach, to przejeżdża się jakoś sprawniej. W Belgii natomiast pracowników w pomarańczowych kamizelkach nie specjalnie widać i prace ciągną się dosłownie latami. Wiem coś o tym, bo już dwa lata temu mniej więcej w tych samych miejscach trwały roboty drogowe i nie posuwają się one znacząco naprzód. Zresztą, Belgia za każdym razem czymś mnie „wkurza”: a to fatalnie jeżdżący kierowcy, a to znów biurokracja na załadunkach, to znów pogoda - zwykle wietrznie lub deszczowo, no i wreszcie te korki, a jak nie korki to dziury na głównych drogach takie, że zawieszenie dostaje po resorach. I nie mogę się nadziwić temu, że w tej niekochanej przeze mnie Belgii mieszkają sobie tak ładne Belgijki. Daję słowo, że po Polkach i Słowaczkach niewiasty belgijskie są najpiękniejsze w całej Unii. No i kto to zrozumie?
Ale odbiegłem od tematu.
Ruszyłem z tego postoju na parkingu przed ósmą (znaczy się przed siódmą według angielskiego czasu) i podążałem dalej. No i w Anglii też doczekałem się korków: na M1 - autostradzie prowadzącej na północ, potem na M16 i w końcu na A1. Zwróciłem uwagę na to, że część angielskich naczep do ciągników siodłowych (chodzi o tiry) ma wysokość przekraczającą europejskie normy i wynosi, jak nic, cztery i pół metra. Taka przyczepa przewyższa o pół metra wysoki, dwupokładowy autokar. Najwidoczniej na Wyspach więcej jest wiaduktów, pod którymi takie kolosy mogą się poruszać. 
Do Consett dotarłem około południa, przejeżdżając przez znane mi wcześniej, przepiękne, uniwersyteckie Durham. Przejeżdżałem przez same centrum i Bóg jeden wie, jak sobie dałem radę z tymi rondami.
Bez przeszkód dostałem się do strefy ekonomicznej w Consett (przywiozłem z Niemiec rury z jakiejś uszlachetnionej stali do wykorzystania przy odwiertach).
Rozładowywał mi je bardzo sympatyczny Anglik, niewiele starszy ode mnie. Zresztą, Anglicy są zwykle sympatyczni. No i sobie pogadaliśmy. Nareszcie po angielsku, bez przeszkód i koniecznej we Francji czy w Niemczech gestykulacji. Opowiedziałem mu, że parę ładnych lat temu byłem w tych stronach, jeszcze jako nauczyciel z grupą uczniów. Że mieszkaliśmy w takiej rolniczej szkole w Kirkley Hall, że zwiedzaliśmy Pontenland, Newcastle, Sunderland, Durham; byliśmy w Kesweek w Lake District, a także wybraliśmy się na jeden dzień do Edynburga. Mile się wspomina. I trzeba powiedzieć, że Anglicy w rewanżu za ich pobyt u nas spisali się jako gospodarze doskonale. Do dziś wspominam smak angielskich płatków z mlekiem, przepysznie słodkiego puddingu i przysmażanych na grillu wołowych steków.
Jak to się dziwnie składa, że pracując w tej transportowej branży, często zdarza mi się powracać w te miejsca, w których byłem, marnując swoje życie w edukacji. Teraz Consett blisko Harrow i Newcastle, rok temu Sunderland, kilka razy Bourges, Aubigny sur Ner i  tereny wokół rzeki Sauldre we Francji, a za poprzednim kursem Neapol.
Sympatyczny pan na rozładunku w Consett częstuje mnie kawą, taką prawdziwą, nie takimi „siuśkami”, jakie piłem na promie, i w dodatku w sympatycznej objętości. Rozmawiamy o noclegu, bo podejrzewa, że w Consett zostanę na noc, więc mogę się zatrzymać na strefie i wskazuje nawet miejsce. Do samego wieczora mogę skorzystać z toalety i napić się kawy tyle, ile będę chciał. Problem polega na tym, że brama do tej części strefy, na której miałbym ewentualnie przenocować, zamykana jest na kłódkę. Odpowiada, że nie ma problemu i gdybym nawet był zmuszony do wyjazdu w nocy, da mi klucz, który zostawię we wskazanym miejscu.
Ale nie chcę przysparzać problemów. Dziękuję za kawę i rozmowę, a po zatankowaniu auta wracam na strefę i znajduję miejsce poza terenem zamykanym na klucz, pod inną firmą. Pro forma zachodzę do jakiegoś kierownika i pytam się, czy nie ma nic przeciwko temu, abym spędził w zatoczce obok firmy noc (stawiając auto w upatrzonym miejscu, blokuję reklamę). Pro forma dlatego, że właściwie to znam odpowiedź - sprzeciwu nie będzie, bo Anglicy są w ogóle bardzo uprzejmi i uczynni. I nie było sprzeciwu.
A kiedy pogadałem sobie po angielsku, z tym pierwszym mężczyzną podczas rozładunku, i teraz z tym drugim, przypomniałem sobie ten specyficzny akcent Anglików z północy, przejawiający się między innymi w wymowie „u” wszędzie tam, gdzie Anglik z południa wyspy wypowie „a”, tak jak w wyrazach: „butter” - masło i „mother” - matka. Stare, dobre czasy.
I jeszcze jedna uwaga.
Po tych, jakże wielu, zagranicznych wojażach jako kierowca małej ciężarówki, doszedłem do wniosku, że wszędzie, w całej Europie w mniejszych firmach ludzie wydają się być sympatyczniejsi niż ci, którzy pracują dla wielkich korporacji. Pewnie ma to jakieś uzasadnienie, ale nie pora teraz na spekulacje; czas na kolację.

[12.07.2016, Consett w Anglii]

1 komentarz:

  1. Nie myliłam się. Ten i inne posty pełne są cennych informacji dla poróżujących służbowo. Zachęcam do pisania i spróbowania, by wydać te kilometry przemierzenia...
    Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń