ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

27 lipca 2016

W RIOM

Około dziesiątej przyjechał nietoperz i przeładowaliśmy towar, który wiozłem, na jego auto. Pojechał.
Mija siódma godzina od czasu, kiedy zostałem odholowany do warsztatu serwisowego w Riom. Do tej pory nie zrobiono nic, nie zajrzano pod maskę, nie zdiagnozowano auta. Dostaję telefon od francuskiego assistance. Okazuje się, że przetransportowano mnie do niewłaściwego warsztatu. Ten, który miałby przyjąć moje auto, znajduje się dwieście metrów dalej. Pięć minut miało trwać dowiedzenie się, kto zaholuje mnie pod ten drugi warsztat. Pięć minut zmienia się w godzinę. Jest 16.35, a ja stoję w niewłaściwym miejscu. O osiemnastej zamykają we Francji serwisy i bardzo możliwe, że będę się musiał wynieść z auta na ulicę. Takie są perspektywy na teraz.
17.35. Ten zakład naprawczy, który znajduje się 200 metrów dalej mnie nie przyjmie. Mają mnie przekierować do serwisu odległego o 22  kilometry. Właśnie minęła ósma godzina oczekiwania. Niech żyje assistance!
Podchodzi do mnie Czech z tira. On czeka cztery dni na wyjazd do kraju. Naprawiono jego auto, lecz są problemy z płatnością - przelew nie doszedł, więc nie oddają mu dokumentów i musi czekać.
Rozmawiamy o sprawach związanych z transportem i tak ogólnie, o życiu. Zorientowałem się, że krucho u niego z prowiantem. Daję mu dwa słoiki z czymś mięsnym.
Otrzymuję telefon z polskiego assistance. Laweta podjedzie jutro rano. Zamówili mi samolot z Lyonu do Poznania z jakąś przesiadką, a potem połączenie, prawdopodobnie pociągiem, do Kutna. Informują o tym sąsiada zza południowej granicy i „idziemy w miasto”, do marketu, trzy kilometry. Mogliśmy sobie wyjść z zamkniętego obiektu, bo Czech, jako zadomowiony od czterech dni gość serwisu, dostał kod do otwierania głównej bramy.
Chciałbym się napić piwa - dzisiaj mogę, bo przecież jutro nie siądę za kółko; on zażyczył sobie bagietek. Trzy kilometry zamieniają się w pięć, a w dodatku idziemy skrótami przez ładne, kamienne, wulkaniczno-kamienne, dodajmy, centrum miasta. Ten towarzysz spaceru, sześćdziesięciotrzyletni młodzian, ojciec trojga dzieci i dziadek dla ośmiorga wnucząt ma całkiem nieźle wyrobione oko na francuskie chodnikowe i balkonowe piękności. Rozmawiamy o czeskich filmach i serialach, które uwielbiam, o Kreciku, Żwirku i Muchomorku oraz o Macie i Pacie (chodzi o Sąsiadów - kreskówce niekoniecznie dla dzieci); wspominamy sobie nowele Hrabala, filmy Menzla oraz oczywiście nie mogło zabraknąć w tym zestawie Szwejka. Kiedy wreszcie osiągamy zamierzony cel, okazuje się, że spóźniliśmy się, o dziesięć minut, bo market czynny był do godziny 19.30. Francuzi nie lubią długo pracować. Wracamy więc z nadzieją, że droższy, położony w samym centrum mały market Cassino, przy którym się zatrzymaliśmy, będzie jeszcze otwarty. Niestety, on również miał opuszczone rolety. Proponuję zatem wstąpienie do jednej z restauracyjek na piwo. Zamawiam dwa duże piwa dla siebie i dla Czecha. Nie wiadomo czemu to zmyślne urządzenie do czytania kart nie akceptuje Visy. Próbuję płacić Master Card - również bezskutecznie. Jest mi trochę głupio, bo za zamówione przeze mnie piwo Czech płaci gotówką, której ja jak zwykle nie mam. Piwo jest dobre, zimne, choć po francusku nieco słodkie, raczej dla pań. Drugą kolejkę zamawia Czech i teraz on próbuje zapłacić Visą. Bezskutecznie. Trochę mi ulżyło, że i jego karta nie działa, bo wyglądało na to, jakbym chciał go naciągnąć na kasę. Mój towarzysz płaci więc gotówką i śmieje się wyliczając, że w Czechach wybilibyśmy za tę kasę w sumie dwadzieścia piw.
- Tylko czy wtedy doszlibyśmy o własnych siłach do naszych aut? - wyrażam wątpliwość.
Po powrocie do naszych samochodów rozstajemy się z nadzieją, że rankiem zobaczymy się znów i jeszcze raz pożegnamy.
Tak kończy się ten paradny dzień w Riom, niewielkim mieście wulkanicznej Owerni.

[25.07.2016, Riom we Francji]

1 komentarz:

  1. Zawsze zastanawia mnie, jak wygląda miejsce, gdzie ludzie się nie spieszą. A tu proszę, Riom. Znajomy twierdzi, że we Francji najgorzej działają samochodowe salony naprawcze.
    Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń