CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

05 listopada 2016

HISZPAŃSKA TRASA

Między Gironą a Barceloną mgła taka, że oko wykol, ale wcześniej, jeszcze we Francji moja ciotka Hanka, nieboszczka, upiekła rogalik z nadzieniem z marmoladki domowej roboty, słodziutko-przepyszny; upiekła go i podrzuciła wysoko, wysoko, na południowy nieboskłon, czarny i granatowy. I ten właśnie rogalik, zrazu srebrny, potem złocisty, a w końcu rumiany drogę ku Katalonii mi oświetlał, póki sam przez mgłę drapieżczą nie został zjedzony.
Zatem do Barcelony dojechałem szczęśliwie grubo przed świtaniem, a droga doprowadziła mnie nie na obrzeża tego pięknego miasta, ale niemalże w samo jego centrum. W oko cyklonu się znalazłem, a kto w Barcelonie, w samym mieście bywał, to wie, że w nim uliczek wąskich pełno; wzdłuż nich i samochodów i motocykli multum, więc aby przystanąć przed wskazanym adresem potrzeba trochę kombinacji. 
Jestem na miejscu piąta trzydzieści. Czy zmęczony drogą? Pewnie. Kilometrów wyszło ponad 860. Zaczekałem minut dwadzieścia. Pojawia się Hiszpan-Polak… tak, tak, Polacy są wszędzie. Sam zajmie się rozładunkiem i załaduje mnie do Villanueva La Serena - to za Madrytem w stronę Portugalii a nawigacja pokazuje 965 kilometrów. Mam być za 9-10 godzin, lecz wiem, że to niemożliwe. W czasie, gdy mnie ładuje, przesypiam kwadrans. Świta. Wyjeżdżam. Ciasno i tłoczno, ale zdjęcia robię… i na Saragossę, na Guadalajarę, na Madryt.
Świadom nieznośnego upływu czasu rozwijam znaczne prędkości na „autoviach” (to takie niepłatne autostrady). Sto trzydzieści-czterdzieści bardzo często się zdarza. A tu pogoda dla Hiszpanii nietypowa, bo pada i leje, i będzie tak aż do samego celu.
Muszę zmartwić tych wszystkich, co Hiszpanię uwielbiają. Jak okiem sięgnąć - pustynne krajobrazy, zwłaszcza po wydostaniu się z Katalonii. Ale Aragonia i dalej, pod sam Madryt jedynie stepowa roślinność, nagie góry, w których dominuje żółtawo-rdzawy piaskowiec, nieuprawne wyżyny, pustka dokoła i rozpacz przygniatająca.
Zdrzemnąłem się na jakieś pół godziny. Nie wytrzymałem bez snu. I dalej w drogę. Za Guadalajarą korki. Madryt mijam od północnego zachodu. Na szczęście. W jakimś miejscu przejeżdżam obok kompleksu sportowego znanego bramkarza Realu Casijasa - tak zwanej szkółki piłkarskiej; gdzie indziej przejeżdżam obok madryckiego uniwersytetu imienia króla Carlosa.
Wciąż pada. Nie zawsze można jechać sto trzydzieści.
Za Madrytem, w stronę Toledo i dalej w kierunku na Badajoz przy granicy z Portugalią jest trochę więcej zieleni, choć w dalszym ciągu pustki.
W Villanueva La Serena pojawiam się o dziewiętnastej, lecz nawigacja doprowadziła mnie nie tam, gdzie potrzeba. Kontaktuję się więc z Polakiem-Hiszpanem i daję swój telefon jakiemuś napotkanemu Hiszpanowi. Ten przekazuje Polakowi informację o tym, gdzie się znajduję. I w ten sposób krok po kroku przyjeżdża po mnie jakieś autko. Jadę z nim do celu jakieś 5 kilometrów (niech żyje nawigacja!). Rozładowuję się. Uff.
Sympatyczny Hiszpan łamaną angielszczyzną proponuje mi, abym podjechał pod niedaleki motel. Wdzięczny mu jestem, ale on nie wie, że mój hotelowy pokój znajduje się nad szoferką. Żegnamy się.
Podjeżdżam pod Donalda na parking. 
Robię sobie fasolową zupkę i zjadam jakiś „orientalny kociołek” ze słoika. Jestem zmęczony, a moje zmęczenie wygląda tak, że ani ręką, ani nogą nie chce mi się ruszyć, po prostu nie chce. O dziwo, nie potrafię też pisać ani czytać. Jeszcze tylko dzielę się z tubylczym kotem pasztetem z puszki i siup na grzędę.

Ranek pogodny, ciepły, z południowo-zachodnim wiatrem. Śniadanie. Internet. Często się zrywa, ale jest czasami.
A potem… potem znów ulewa.

[05.11.2016, Villanueva La Serena, w Hiszpanii]

3 komentarze:

  1. Mało snu i marne jedzenie, jak Twój organizm to wytrzymuje? Pogoda też Cię nie rozpieszcza...a kilometry mnożą się i mnożą...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hm... gdyby tak można było uśrednić liczbę przejechanych kilometrów, godzin na odpoczynek i sen, okazałoby się, że wszystko jest w porządku, na wszystko jest czas, ale niestety tak się nie da i na nic nie przydaje się matematyczny wzór na tę średnią.... pozdrawiam

      Usuń
  2. Smutna trasa, wbrew wszystkiemu.
    A tak marzyłam, by kiedyś zobaczyć Barcelonę.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń