ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

05 listopada 2016

WYPOŻYCZALNIA (2) LEOPOLD STAFF - „DESZCZ JESIENNY”

Mówił o nim Tadeusz Różewicz „stary poeta”. Był z nim zaprzyjaźniony i, nade wszystko, traktował go jak swojego mistrza, mistrza słowa. To ciekawe, bo przecież Tadeusz Różewicz wymyślił dla swojej poezji własny, jakże odmienny język, język, który znalazł potem wielu mniej lub bardziej zdolnych naśladowców. Ale wrażliwy na polską mowę, na słowa, na słów obrazowanie autor „Kartoteki” doceniał wagę i rolę Leopolda Staffa w polskiej tradycji literackiej. Dostrzegał kunszt w jego twórczości, jego spokój i umiarkowanie. 
Mówi się o nim jako o poecie trzech epok. Zaczynał w modernizmie, tworzył w międzywojniu i w nowej Polsce. I w każdej z tych historycznoliterackich epok czuł się autor „Twych złotych włosów” doskonale. I dzięki mu za to, że swoimi wierszami zbudował pomnik nieśmiertelny.
Nie ma co ukrywać, poezja Młodej Polski czytana dzisiaj, ma w sobie zapach nieczęsto odwiedzanej bibliotecznej czytelni lub antykwariatu i pomimo pieczołowicie skomponowanych słów jakie zawiera puścizna tych, co debiutowali przed pierwszą światową zawieruchą, język tej poezji zdaje się być z miejsca obserwacji, jakim jest współczesność, nieco anachroniczny i przestarzały. Jeżeli tak jest, to przecież nie dlatego, że twórczość młodopolskich artystów przyblakła, ale że język poezji poszedł swoimi drogami dalej, a te rozwidliły się na cztery strony świata. A jednak są wiersze, których ponowne i jeszcze raz ponowne odczytanie, nie dość, że nie budzi sprzeciwu, to dodatkowo wzmaga naszą czujność na piękno słów ubranych w kunsztowne środki wyrazu i rymy.
Zanim przystąpimy do czytania, spróbujmy przedstawić sobie taki oto obraz. 
Dzień listopadowy, pochmurny, dżdżysty, posmutniały, kłaniający się refleksji nad życiem, trudnym, mozolnym, tajemniczym, wynędzniałym… ze wspomnieniami, które dręczą, niepokoją, łkają, prześladują. W oknie, po którego szybach spływa zimna strugą deszczowa kipiel, w oknie za biurkiem, z piórem w ręku, gotowym do pisania siedzi poeta. Poeta rozmyśla. Po tej pogodniejszej stronie świata, w pokoju, gdzie pewnie kaflowy piec przydaje pomieszczeniu ciepła, jest spokój, wiara, opanowanie; jest wyczekiwanie na ten głos natchnienia, na to zawołanie, że teraz, właśnie teraz jest czas na zapisanie myśli, które bolą, uciskają, gnębią, wołają o uwolnienie.
Po tamtej stronie okna jest pochmurna ciemność, wilgoć, szarość i słychać rytmiczne uderzenia kropel deszczu, a krople uderzają i dzwonią, dzwonią przeraźliwie, monotonnie, przywołując przygnębienie, i rozpacz, i płacz, i przerażenie… i śmierć może….


Leopold Staff - „Deszcz jesienny”

O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny 
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny, 
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno... 
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną 
I światła szarego blask sączy się senny... 
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny... 

Wieczornych snów mary powiewne, dziewicze 
Na próżno czekały na słońca oblicze... 
W dal poszły przez chmurną pustynię piaszczystą, 
W dal ciemną bezkresną, w dal szarą i mglistą... 
Odziane w łachmany szat czarnej żałoby 
Szukają ustronia na ciche swe groby, 
A smutek cień kładzie na licu ich młodem... 
Powolnym i długim wśród dżdżu korowodem 
W dal idą na smutek i życie tułacze, 
A z oczu im lecą łzy... Rozpacz tak płacze... 

To w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny 
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny, 
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno... 
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną 
I światła szarego blask sączy się senny... 
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny... 

Ktoś dziś mnie opuścił w ten chmurny dzień słotny... 
Kto? Nie wiem... Ktoś odszedł i jestem samotny... 
Ktoś umarł... Kto? Próżno w pamięci swej grzebię... 
Ktoś drogi... wszak byłem na jakimś pogrzebie... 
Tak... Szczęście przyjść chciało, lecz mroków się zlękło. 
Ktoś chciał mnie ukochać, lecz serce mu pękło, 
Gdy poznał, że we mnie skrę roztlić chce próżno... 
Zmarł nędzarz, nim ludzie go wsparli jałmużną... 
Gdzieś pożar spopielił zagrodę wieśniaczą... 
Spaliły się dzieci... Jak ludzie w krąg płaczą... 

To w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny 
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny, 
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno... 
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną 
I światła szarego blask sączy się senny... 
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny... 

Przez ogród mój szatan szedł smutny śmiertelnie 
I zmienił go w straszną, okropną pustelnię... 
Z ponurym, na piersi zwieszonym szedł czołem 
I kwiaty kwitnące przysypał popiołem, 
Trawniki zarzucił bryłami kamienia 
I posiał szał trwogi i śmierć przerażenia... 
Aż strwożon swym dziełem, brzemieniem ołowiu 
Położył się na tym kamiennym pustkowiu, 
By w piersi łkające przytłumić rozpacze 
I smutków potwornych płomienne łzy płacze... 

To w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny 
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny, 
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno... 
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną 
I światła szarego blask sączy się senny... 
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny... 

[01.11.2016, pod Lille we Francji]

2 komentarze:

  1. Deszcz jesienny i Wysokie drzewa to chyba najbardziej znane utwory Staffa...chętnie sobie przypomniałam :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałam podziękować za przypomnienie ulubionej epoki i poezji Staffa.
    Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń