ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

28 grudnia 2016

Z PIERENEJÓW DO PARYŻA

Po kursie z Alp do Akwitanii i rozładunku podjeżdżam do Louley w wysokich Pirenejach, gdzieś pomiędzy Lourdes a Tabres. Do słynnego Lourdes mam jakieś 8 kilometrów, a na załadunek czekam tuż przy lotnisku. Zaskakuje wysoka temperatura - do 17 stopni.
Z Louley mam „ekspresa” do samego Paryża (jakaś kratownica). Sprawa na tyle pilna, że muszę się stawić na budowie punktualnie o siódmej rano. Czekam jeszcze aż spawacz oszlifuje spawy i wyjeżdżam o dziewiętnastej mając do przejechania nieco ponad 800 kilometrów.
Nie jadę typową drogą do stolicy Francji przez Bordeaux, lecz wybieram ciut krótszą aczkolwiek wolniejszą przez Auch, Montabaun, Limoges i Orlean. Ta trasa też jest dobra: niezła landówka, kawałek przyzwoitej autostrady, a poza tym nocą jedzie się szybciej. Przystaję jedynie po to, aby zatankować auto i dobrej, francuskiej wody.
Pod Paryż, w okolice Lasku Bulońskiego podjeżdżam o 5.40. Dotąd wszystko układa się znakomicie, ale w samym Paryżu nawigacja traci orientację. Zamiast na właściwą ulicę prowadzi mnie do XVI dzielnicy, która sama w sobie zawiera sporo ulic, uliczek, alej i bulwarów. O szóstej rano podjeżdżam pod jakąś restaurację (szok! właśnie ją otwierają) i dopytuję się o lokalizację ulicy. Kieruję się według podanych mi wskazówek, wycofuje się na skraj Lasku Bulońskiego i aby się upewnić, czy obrałem właściwy kurs, podjeżdżam do jakiejś osobówki stojącej na poboczu głównej drogi. Ja oczywiście wiem, że Las Buloński jest siedliskiem pań i panów zarabiających na życie swoim ciałem, lecz, przyznam szczerze, nie spodziewałem się ujrzeć w niewielkim samochodziku tranwestyty, którego (czy której) sam wygląd zaufania wzbudzić nie może, a ponadto skąd on (ona) może wiedzieć, gdzie znajduje się ulica, jakiej szukam, skoro interesują go materie zgoła odmienne.
Nie uzyskawszy informacji jadę „na nosa” i udaje mi się trafić niemal w punkt, choć do miejsca rozładunku prowadzi mnie operator sporego, spalinowego widlaka - przejeżdżam za nim czterysta metrów i tuż przed siódmą moja renówka jest już pusta. Teraz czeka mnie przejazd w miejsce, gdzie mógłbym się przespać z dwie godzinki, co w Paryżu nie jest takie łatwe z uwagi na notoryczny brak miejsc parkingowych. Dojeżdżam w końcu na jedna z ekonomicznych stref, gdzie, jak się okaże, spędzę jeszcze dwa dni w oczekiwaniu na kolejny kurs.
O siedemnastej zapalają się uliczne latarnie. Jest super. Lubię dużo światła w nocy.

[02.12.2016, w Paryżu]

2 komentarze:

  1. Jak spać przy światłach? Ja nie potrafię, ale ty pewnie, będąc ciągle w drodze, musiałeś się do różnych warunków przyzwyczaić... nabrałam ochoty na wypad do Paryża, już cale lata tam nie byłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja zasada jest niezmienna: zanim udam się spać, muszę trochę odpocząć, co oznacza - przeczytać coś i popisać sobie, a kiedy się tym odpoczynkiem zmęczę, to najjaśniejsze światło mi nie szkodzi.. a gdyby nawet ... to druga poduszka na głowę i śpimy :-)

      Usuń