ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

28 stycznia 2017

KAWIARENKA (79) NIE DAĆ SIĘ CHOROBIE i CZEKAĆ NA NOWE ŻYCIA

- Albowiem kiedy panuje grypa lub ma się grypopodobne objawy, należy tym bardziej zwracać uwagę na właściwy ubiór, na higienę oraz przeprosić się z naszych babć przepisami w tym względzie; a mianowicie należy jak najwięcej jeść owoców i warzyw, zajrzeć do konfitur i buteleczek z czarnymi porzeczkami, malinami, wzbogacać naszą dietę o czosnek i cytrynę, spożywać ciepłych posiłków jak najwięcej, pić więcej, a kieliszek koniaku przed snem nie zawadzi; lekarstwa w ostateczności, choć prostej reguły, proszę państwa, nie ma, bo w sumie każdy organizm inaczej reaguje na infekcje. Natomiast jeśli nie jesteśmy pewni, jak sobie poradzić ze nadszarpniętym zdrowiem, to o każdej porze dnia i nocy do siebie zapraszam.
Po takim wykładzie, który wprawdzie wielkim odkryciem dla przyjaciół nie był, pani Janeczka Szydełko przemyślała sobie, że w gruncie rzeczy stosuje się do wszystkich zaleceń pana doktora, tym niemniej ośmieliła się zabrać głos ad rem:
- Panie doktorze, a jeszcze do tego radzi się nam, abyśmy unikali przebywania w tłumie, gdzie o zarażenie nietrudno.
- To prawda, pani Janeczko, ale przecież z tego powodu nie zrezygnuje pani z pracy, nauczycielka czy dzieciaki z chodzenia do szkoły, a parafianie z niedzielnej mszy. W tym przypadku zalecana jest higiena, dobre odżywianie, ubiór właściwy - innego wyjścia nie ma - tłumaczył pan doktor Koteńko.
- Pani Janeczka, mój kochany, myślała zapewne o tym naszym niedzielnym przedstawieniu teatralnym, na które i my się wybieramy, a zanosi się na to, że sala będzie pękać w szwach - zauważyła pani Zofia.
- No cóż, chyba że ktoś już jest chorobą złożony, jak żona pana inżyniera, to odradzam. Dla nas pozostałych nie widzę przeszkód… chociaż… - tu pan doktor zamyślił się przez dłuższą chwilę, gdyż nie dalej jak wczoraj i dzisiaj omawiał niniejszą kwestią z zainteresowanymi osobami.
- Panie doktorze - odezwał się z kolei stary pisarz - czy wobec tego mleko, które, jak pan wie, uwielbiam (wymownie spojrzał na swój w połowie już pusty kubek mleka), może mnie nie obronić przed infekcją?
- No, nie wiem, na ból gardła i anginowe bóle moja nieboszczka matka zalecała dodanie do gorącego mleka sporej łyżki smalcu i miodu.
- I można to wypić - zadziwił się i obruszył z niesmakiem stary pisarz.
- Skoro moja matka piła i pomagało jej, to dlaczego nie? 
Widać było, że stary pisarz pomimo tych zapewnień z wielką rezerwą odniósł się do pomysłu skalania swego ulubionego napoju smalcem i zaproponował nieco inne rozwiązanie, i to w momencie, kiedy to do stolika, przy którym siedziało czworo przyjaciół zbliżyła się kelnerka Edyta.
- Droga pani Edytko, zechciałaby nam pani służyć czterema kieliszkami przedniego koniaku? 
A kiedy śliczne dziewczę ze zdziwieniem w krasnych oczętach przyjęło zamówienie (rzadki to i na kominie pisany przypadek, kiedy stary pisarz zamawia alkohol), stary pisarz dopowiedział:
- To dla naszej zdrowotności, pani Edytko.
Czy w takiej sytuacji przyjaciele mogli odmówić staremu pisarzowi?
Dziewczyna kiwając głową, ulotniła się czym prędzej w stronę baru, a kiedy z trunkiem powróciła do stolika, pan doktor Koteńko ponownie zabrał głos:
- Drodzy państwo, żeby tak nawiązać do kwestii zdrowotnych oraz po części do tego rychłego przedstawienia, chciałem wam powiedzieć (ty wiesz, skarbie - zwrócił się do żony - ale i tak posłuchaj), że byłem wczoraj z wizytą u państwa Joanny i Piotra Kosmowskich w Ciżemkach.
- Stało się tam coś, stało? - energicznie zareagowała na słowa pana doktora Janeczka?
- Nic niekorzystnego. Odwiedziłem naszą przyszłą mamę, Joasię. W połowie lutego będzie rozwiązanie, a więc niezależnie od tego, że jest pod świetną opieką naszego pana ginekologa, nie zawadziło sprawdzić, czy przypadkiem nie cierpi z innych, pozamacierzyńskich chorób.
- Niechże pan opowiada, słuchamy - domagała się pani Szydełko.
- Otóż wszystko w należytym porządku. Apetyt jej dopisuje, ciążowe zachcianki miewa, a jakże, Piotr wokół niej skacze, też, chwała Bogu zdrów, bracia tych obojga szczęśliwą parę doglądają. A chciałbym również w tym miejscu dodać to, że te dwie studentki, które już w czerwcu bronić będą licencjacką pracę, właśnie egzaminy z ostatnich przedmiotów zdają i, jak mi się wydaje, akurat przed lub tuż po rozwiązaniu do państwa Kosmowskich na dłużej zjadą, odciążając pana Piotra od wielu zajęć, którym się obecnie poświęca.
- Tak pan mówi, doktorze. Oj coś mi się zdaje, że te panienki naprawdę zaczynają poważnie myśleć o pozostaniu w Ciżemkach przy Kosmowskich - rzekła pani Janeczka.
- To prawda. Ja się wprawdzie sam nie dopytywałem, ale pani Joasia mówiła mi cos o tym, że te panie - Beata i Zuzanna rozpatrują możliwość utworzenia w Ciżemkach… jak by to wyrazić… domu spokojnej starości dla zwierząt, głównie dla koni, choć nie tylko. Mówiono mi, że zamierzają na ten cel pozyskać jakieś unijne środki. 
- To byłoby bardzo piękne - wtrącił stary pisarz - tyle że otworzyć tam? w Ciżemkach? Przecież one u Kosmowskich kątem zamieszkują.
- Myślę, że oni tam w czworo już tę sprawę przedyskutowali i kto wie, czy inicjatywa nie wyszła także z pana Piotra strony.
- A to i możliwe - dodała żona pana mecenasa. - W końcu nie od dzisiaj wiemy o tym, że Piotr i Joanna całe bogactwo świata znajdują w zwierzętach. Ludzkie sprawy schodzą u nich na plan dalszy.
- Tak pani sądzi? Możliwe - wyrzekł stary pisarz.
- Tyle że teraz, znaczy się, kiedy im się już to dzieciątko urodzi, ludzkie sprawy nabiorą również dodatkowej wartości - podsumowała pani Janeczka, po czym cała czwórka wypiła koniaczek za własne zdrowie i w intencji nienarodzonego dziecka pani Joanny.
Przemądry los zechciał z kolei sprawić, aby w trakcie spijania przez przyjaciół zdrowotnego napoju do stolika, przy którym siedzieli, zbliżyła się Maria z widoczna brzemiennością swego łona. Na niezadane ustami pytanie, odpowiedziała bez zażenowania, przeciwnie…
- W marcu, u mnie w marcu.
- Aleście się pięknie zgrały z sobą, ty i Joanna - zauważyła pani Janeczka.
- Także szczęścia chodzą parami - wyraził swoją opinię stary pisarz. - Co będzie?
Maria filuternie zabłysła oczami.
- Nie dowiadywałam się. Nie chciałam się dowiedzieć… bo i tak wiem…. będzie chłopak - odpowiedziała stanowczo.
- Też tak myślę, Marysiu, że będzie chłopak. Ale, ale… tak przy okazji… chciałbym zobaczyć, jak tam się miewa Róża. Przed wyjściem wpadnę do niej na górę.
I tak jak zapowiedział, pan doktor Koteńko zrobił: zajrzał do Różyczki, a znajdując ją w jak najlepszym zdrowiu, zszedł na dół do rozmawiającej z kelnerką Edytą żony, aby się mogli wspólnie udać do domu w ten mroźny, styczniowy wieczór.

[27.01.2017, Saint-Hilare-le-Chatel w Normandii, Francja]



3 komentarze:

  1. Tym sposobem poprzednie pokolenia się leczyły. Moja babcia jeszcze robiła syropki z berberysu, róży, rokitnika i czarnego bzu, a zimą z cebuli z dodatkiem miodu i czosnku.
    Zasyłam serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... z czarnego bzu i róży - słyszałem... a ten berberys i rokitnik to na dokładkę? Ha, a znam całkiem współczesnych lekarzy, którzy stawianie baniek zalecają... hm.... mnie pomagały ... pozdrawiam

      Usuń
  2. Sposobami na dolegliwości różne nasze babcie sypały jak z rękawa.
    Brzemienność łona, stan odmienny - nigdy nie lubiłam takich zwrotów :-(

    OdpowiedzUsuń