ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

31 stycznia 2017

MACHINA CZASU - (fragment "Prowincji")

- Oprowadzę cię po miasteczku. Podaj rękę.
- Będziesz moim cicerone?
- Będę. A teraz przymykając oczy przedostaniemy się przez kurtynę czasoprzestrzeni. Robisz to? Przymykasz oczy?
- Przymykam. Czuję ciepło twoich dłoni i ucisk w piersi. Jakiś szum, świst….
- Teraz nic nie mów.

Wychodzimy z kościoła na rozległy jak na miasteczko plac. Zrobiłem to dla ciebie, bo wiesz, ja nie jestem tak pilny do modlitwy, chociaż, słyszałaś, w tym kościele naprawdę się modlono. Za kilkadziesiąt lat będzie inaczej, możesz nie poznać. 
Ta harcerka i ta pani w różowej sukience pojawiają się zwykle po sumie. Podchodzą do nas i przypinają szpileczkami papierowa plakietkę z czerwonym krzyżykiem. Mam tu gdzieś złotówkę. Nie masz? Zapłacę za ciebie. Rozpoznajesz? Polski Czerwony Krzyż. Chodzę dumny jak paw z tym znaczkiem. Ciepło jak w maju, prawda. Ustawie się w tej kolejce, możesz zaczekać na ławce. Usiądź na słoneczku. W kościele było chłodno. Wezmę po dwie kuleczki. Polecam śmietankowe. Są jeszcze czekoladowe i owocowe, ale ja najbardziej lubię śmietankowe.
Tak, kochanie, to najlepsze lody w mieście. A jaki smaczny ten wafelek. Uważaj, w kącikach ust masz łezki śmietanki. Przetrę ci je chusteczką. Czysta. Wyprasowana. Zjedzmy do końca.

Jestem kobietą w sile wieku. Rozwódka, lat pięćdziesiąt trzy. Z Adamem nie widziałam się przez trzydzieści osiem lat i kiedyśmy się spotkali, od razu powiedziałam o tym matce. Matka go sobie przypomina. Chyba go lubiła, tak, lubiła go. Kiedyś powiedział mi, że byłby dla mnie dobrą partią. Nie posłuchałam jej i wyszło, jak wyszło. Od dwudziestu lat jestem sama, z dwoma córkami. Były mąż rozpił się. Wątroba nie wytrzymała. W jego imieniny, w naszą rocznicę ślubu oraz w święta odwiedzam jego grób. Nie chowam złych wspomnień. Córki mają 25 i 23 lata. Założyły swoje rodziny.
Kiedy Adam powiedział mi o tym, że możemy jednak powrócić dzięki tej jego machinie czasu, zgodziłam się, acz nie bez wahania.

Pozostajemy na skwerze, tym placu poniżej kościoła otoczonym lipami. Wewnątrz gazony z kwiatami - tulipany, narcyzy, bratki; wszędzie zieleń skoszonych po raz pierwszy w tym roku traw, ławki naokoło, przystanek autobusowy z czterema stanowiskami naprzeciwko miejskiej bursy. Byłem tam raz. Pokoje nic ciekawego, jak to w starych kamieniczkach, ciemne, chłodne, tyle że przytulne. Ty wiesz, że właściwie nasze miasteczko nie ma rynku? No, nie ma. Chyba że ten trójkątny, z którego wąską dróżką prowadzącą pomiędzy ceglanym płotem przechodzi się na plac targowy. Nie pamiętasz? No tak, machina czasu, która stworzyłem reaguje jedynie na moje wspomnienia, a ty, choć wywodzisz się z tego miasteczka, nie pamiętasz nic, ot, jak przez mgłę widzisz swoje dzieciństwo i młodość. Skończyłaś?
Przechodzimy na południową stronę. Na samym rogu cukiernia, obok kwiaciarnia. Chcesz wuzetkę? Nie teraz… jak wrócimy… no tak. Widzisz, jest niedziela a kwiaciarnia otwarta. Ludzie czasami kupują w niedziele kwiaty. Narzeczony dla narzeczonej, jakieś imieniny, a najczęściej na groby, bo w niedziele chodzi się czasami na cmentarz. Nie mają zbyt wielu kwiatów. Ładne są te doniczkowe palemki, fikusy, trzykrotki, takie podobne do bratków, a może to są bratki.
Mijamy cukiernie i kwiaciarnię i schodzimy w dół. Będziemy szli ta główna ulica miasteczka aż do rzeki. Zaraz po lewej pasmanteria, wchodzi się od strony placu po schodkach. Dalej, w dół ulicy, również po schodkach - rzeźnik. Sklep masarski, pobliski kiosk Ruchu i wszystko  co poniżej, w stronę mostu na rzece znajduje się już po dawnej żydowskiej części miasteczka. Idziemy dalej, nie opuszczając prawej strony, patrząc w stronę odległej rzeczki. Mijamy gospodę po schodkach. Rzadko tam bywałem, ale ilekroć tu zaglądałem, zawsze wychodziłem najedzony. Przechodzimy ulicę poprzeczną do głównej. Stąd po trzystu metrach moglibyśmy dojść do synagogi zburzonej w okupację i nie odbudowanej, ot zamknięta na cztery spustu bryła - ruina. Idziemy dalej. Popatrz, apteka otwarta do osiemnastej; później trzeba nacisnąć ten guzik - wtedy pani magister otworzy. Sufit głównego pomieszczenia apteki wyłożony jest najpiękniejszą w mieście sztukaterią. Nie chcesz wstąpić? Jeżeli boli cię wątroba, pani magister przygotuje ci odpowiednią miksturę. Nie tylko zresztą na wątrobę, bo i na anginę, na katar sienny, na serce, na uspokojenie.

- Niczego nie pamiętam. Dlaczego niczego nie pamiętam… ale od czego cię mam, mój cicerone…

Pomyślałem sobie, że ma pięćdziesiąt trzy lata i jeszcze czas na to, aby sobie ułożyć życie.
- Czy chciałabyś pozostać ze mną pozostać w tym czasie, w którym teraz jesteśmy? - pytam nagle.
- A moje córki? Nie mogłabym ich opuścić - odpowiada.


Idziemy dalej. Po prawej stronie jest warsztat i sklep kapelusznika. (cdn.)


[31.01.2017, Saint-Hilare-le-Chatel w Normandii, Francja]

2 komentarze:

  1. Ilość szczegółów sprawia, ze łatwo wyobrazić sobie malowany przez Ciebie świat, jakbym spacerowała także...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybym bym miał podówczas jakąś "lustrzankę" aparata, byłoby mi łatwiej dopracować topografię mojego miasteczka, a tak... pewnie trafi się jakaś gafa, odrobina przesady w opisie, raczej niezamierzona, bo spowodowana kurczącą się pamięcią podręczną...

      Usuń