CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

30 stycznia 2017

STYCZNIOWE ZAPISKI (5)

1.
Wyjątkowo kiepsko idzie mi czytanie. Na chwilę odłożyłem „Raj tuż za rogiem” Llosy, aby skupić się nad opowiadaniami Józefa Hena, wśród których jest takie cacko jak „Mgiełka” - rzecz o rozwiązłości bohaterów końca lat sześćdziesiątych/początku siedemdziesiątych ubiegłego wieku w stolicy. Dzisiaj powiedzielibyśmy, że ów starannie zarysowany wątek „miłości obyczajowej” dotyczy celebrytów. To dłuższe opowiadanie ma nieźle skonstruowaną fabułę oraz całkiem do przyjęcia rozwiązania psychologiczne. Nie urzeka natomiast inne opowiadanie „Przeżyć w Paryżu”, mające konotacje odnoszące się do artystycznej emigracji obecnej nieśmiało w stolicy Francji. Świetne są natomiast opowiadania powiązane tematycznie z okupacją, ot choćby „Kłopot z psem” lub tytułowe opowiadanie „Bokser i śmierć”.
Przeczytałem też po raz kolejny „Kartotekę” i „Grupę Lakoona” - lubię dramaty Różewicza.
Czytam „Nadal wariuję” Jadwigi Śmigiery, utrzymując, że jest to świetna lektura, jak zwykle u tej autorki, dostarczająca mnóstwo historyczno-architektonicznej wiedzy, od której odwykłem, nie będąc już od lat zagorzałym czytelnikiem historii, a szkoda. Książka jest o tyle ciekawa, że pozwala na całkowitą, chronologiczną dowolność w wyborze poszczególnych opowiadań, czy to tych, bardzo bliskich autorce, wątków tatrzańskich, czy też peregrynacji po świecie. Ot, otwierasz sobie książkę na dowolnej stronie i wczytujesz się w zawsze ciekawą, często z humorem opisaną opowieść. Nadto podziwiam u autorki tę łatwość (pewnie popartą dobrą pamięcią i przygotowaniem materiału do opowieści) w przedstawianiu wątków autobiograficznych z pewnym dystansem, także do siebie, no i bardzo to miłe, że pani Jadwidze udaje się wyjść poza tzw. „literaturę babską”, nadmiernie egzaltowaną. A na koniec te reprinty rzeźb… prawdziwe cudo.
Zabrałem się też za „Wygnanie i królestwo” Alberta Camusa, ale o tym innym razem.

2.
Do poczytania wybieram sobie pozycje, nigdy nie kierując się panującą modą, aktualnością czy polecanym akuratnie nazwiskiem autora. Dokonuję wyboru zawsze na podstawie własnych zainteresowań, nie dbając o to, czy sięgam po daną książkę po raz pierwszy, drugi czy enty. To trochę tak jak z zakupami bułeczek i chlebka. Mam ci ja własną piekarenkę, w której się zaopatruję w pieczywo (przesadzam, nie mam, miałem, ale dla przykładu podaję) i z niej korzystam, ufając, że oferowany produkt mnie nie zawiedzie. A dlaczego do tych samych książek sięgam ponownie, znając przecież ich treść? Otóż w celach czysto albo okołoformalnych. Jeżeli bowiem interesuje mnie kwestia prowadzenia narracji, to czyż można pozbawić się przyjemności zaczytywania się Dostojewskim, dla mnie geniuszem w konstruowaniu przesyconej psychologia fabuły? Albo niepowtarzalny klimat utworów Kafki, czyż można sobie odmówić wejścia w ów niepowtarzalny, niepokojący świat neurastenicznej narracji autora „Zamku”? Niezwykle cenię sobie prozę Iwaszkiewicza, za tę delikatność, tę filmowość opisów. Albo Czechow - tu mówimy o dramatach. Jakim wnikliwym obserwatorem ludzkich namiętności (kobiet) był ten dramaturg. Cortazar, choć ideowo mi bliski, za bardzo się czytelnikiem bawi, a już taki Marquez takie perełki wyczynia ze słowem, że trudno się oderwać od jego prozy. Albo Conrad… ten dopiero zrewolucjonizował powieść, przemieszczając w czasie poszczególne jej wątki. Dzisiaj nie jest to niezwykłość w literaturze, ale dawniej? Żeromski z kolei, bardzo bliski ideowo, choć zanurzony w trudnym dzisiaj do odbioru modernizmie, wciąż do mnie przemawia, aczkolwiek kiedy spojrzeć na dzisiejsza rzeczywistość to idea szklanych domów, Judymów i siłaczek sięgnęła bruku - ale przecież nie Żeromski jest temu winien. Mógłbym jeszcze bardzo wiele podawać przykładów na moje ulubione z literaturą spotkania, ot choćby wymienić najlepsze opowiadanie napisane kiedykolwiek przez poetę (mam na myśli, rzecz jasna „Moją córeczkę” Różewicza, ale musiałbym nie jeden dzień poświęcić na to, a czas biegnie, przechodzi obok, mija.  

[30.01.2017, Saint-Hilare-le-Chatel w Normandii, Francja]

2 komentarze:

  1. Ja także podziwiam u Jadwigi doskonałą pamięć, chyba ze robiła notatki lub pisała pamiętnik...
    Lubię także jej opowiastki jak anegdoty o Szczerbatych.
    Mimo niezwykłego pragnienia nie uda nam się przeczytać wszystkiego, a cóż dopiero wracać do dawnych lektur...

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak mi miło, że i moje dalsze zwariowanie Ci się podoba.
    Faktycznie wiele ciekawych wydarzeń notowałam, ale podobno pamięć mam dobrą i zapamiętuję nawet jakieś szczególiki, zapachy, słowa, gesty.
    Bardzo dziękuję.
    Ja też ciągle czytam i to kilka książek jednocześnie.
    :-)

    OdpowiedzUsuń