CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

21 lutego 2017

DO KRAJU

1.
Ostatni kurs z Barcelony do Raszyna; ponad dwa i pół tysiąca kilometrów w 36 godzin; niespełna dwie godziny snu, przystanki na tankowanie i pochwycenie czegoś do jedzenia…
Chmurząca się, lecz ciepła Katalonia, pogodna południowa Francja, a i o poranku dnia następnego słonecznie, bardzo słonecznie po nocnej mgle; czas pod kontrolą, zdążę pomimo tego, że w Niemczech zaczyna padać; jak Niemcy długie i szerokie deszcz i mgła, i trzeba trochę zwolnić, a tu jak na złość przepala się żarówka „krótkich” świateł, i tak aż do granicy; przejaśnia się, dnieje; biały śnieg po obu stronach wrocławskiej autostrady; śnieg topnieje w milionach kropli padającego deszczu. Im głębiej w kraj, tym intensywniejsza mgła; parujący śnieg; ojczyzna wita mnie intensywnie mleczną szarzyzną; jest tak ohydnie ponuro, że aż pięknie. Przed Warszawą lekko przyspieszam, dojeżdżam na czas; jak się później okaże z dwóch busów, które załadowano w Rubi pod Barceloną, ten mój przyjeżdża do Raszyna o jakieś dwie godziny wcześniej od tego drugiego. Rozładunek nie tak szybki, jak mogłoby się wydawać, bo bez widlaka trzeba użyć sposobu, ustawić się tyłem do busa, na który towar będzie przeładowany i przy pomocy „paleciaka”, powolutku, powolutku… jest, nareszcie koniec… i do domu… jakieś 120 kilometrów. Wciąż szaro i pięknie. 
2.
Kiedy się jedzie od Drezna, szukając innej niż niemiecka rozgłośni radiowej, natrafia się na czeskie radio. Czasami łapie się „Proglas”, innym razem „Reginę” lub „Vltavę”… tym razem słucham „Impulsu”.
W czeskich rozgłośniach radiowych dominują czeskie lub słowackie piosenki i wykonawcy. Specyfiką czeskiego śpiewania jest to, że nasi południowi sąsiedzi uwielbiają wykonywać światowe przeboje w rodzimym języku, to znaczy do obcego, najczęściej angielskiego tekstu piszą własne teksty. Muszę przyznać, że dawniej nie byłem tym faktem zachwycony, choć czeskie wersje zagranicznych piosenek momentami przewyższały oryginalne wykonania. I nie ma się co dziwić, skoro śpiewali te piosenki Helena Vondrackova, Hana Zagorova, Karel Got czy Vaclav Neckarz. Dzisiaj patrzę na to inaczej. Wydaje mi się, że Czesi wielkim sentymentem darzą swój język i pragną go słyszeć także w tekstach znanych, światowych przebojów. Nie ma się czemu dziwić - mają przecież tak świetną literaturę. 
3.
Już w kraju łapię radio „Zet”. Zdaje się, że jest takie radio. Wita mnie piosenka w języku angielskim. Potem jest już lepiej - więcej polskich piosenek i do tego przebojów ostatnich tygodni czy miesięcy. Jako że częścią składową każdej piosenki jest tekst, a więc słowa, które z kolei ja darzę szacunkiem, a przynajmniej zwracam na nie uwagę słuchając muzyki, staram się również słyszeć i rozumieć tekst.
Po kilku przesłuchaniach zaczynam dochodzić do wniosku, że będąc przez miesiąc za granicą, mogłem nie wiedzieć, że radio Zet ogłosiło konkurs na „najlepszą piosenkę o niczym” i teraz jestem słuchającym świadkiem tychże pieśni.
Jedna pani, raczej młoda, śpiewa o „całej wstecz” i nie jest to bynajmniej piosenka marynarska, takie szanty czy coś w tym rodzaju. Ona śpiewa o tym, że chciałaby coś „cofnąć” w swoim życiu, ale co, nie zrozumiałem.
Druga pani zawodzi tak cichutko, że w ogóle nie wiem o co jej chodzi.
Trzecia śpiewa o „ejjjj”, „hejjj”, ale w sumie też nie wiem o czym.
Jakiś wykonawca miło śpiewa o upadku swego związku z kobietą. Streszczenie pieśni: fajnie, że się rozstali, bo ona była głupia. O, nie, on już się nie da nabrać. Konkluzja jest taka, że los odebrał im wszystko. 
A chciałoby się powiedzieć temu śpiewającemu panu: „widziały gały, co brały, więc po jasny cholesterol narzekasz teraz na los i obciążasz winą za rozstanie oną pannę, którą, zdaje się kochałeś.”
Jeszcze jedna pani śpiewa z kolei o tym, że w głowie ma tam tam albo tan tan oraz że chce być tam tam albo tan tan. Moje radyjko najwyraźniej nie odróżnia tych poetyckich subtelności pomiędzy „tam” a „tan”; natomiast doszedłem do słusznego chyba wniosku, że użycie „tam” albo „tan” ma wiele wspólnego z tym, że autor tekstu zmuszony był do zastosowania w pewnym momencie rymu.
I jeszcze jedna pani (feministycznie się zrobiło - panie przeważają) śpiewa mniej więcej tak: „jeśli tylko chcesz, daj mi znak, podzielimy się powietrzem”. Nie bułką z masłem, nie jabłkiem czy konfiturą a powietrzem właśnie. Ponieważ momentami występuje u mnie coś takiego jak wyobraźnia, to wyobraziłem sobie, że podział powietrza nastąpiłby (gdyby tamten zechciał) w taki a mianowicie sposób, że owej pani przypadnie powietrze na klatce schodowej, natomiast jej partner otrzyma powietrze znajdujące się w piwnicy.
Powiem tak: jeżeli prawdą jest to, że radio Zet rzeczywiście ogłosiło konkurs na „najlepszą piosenkę o niczym”, to wszystko w porządku, czepiać się nie mam zamiaru; natomiast jeśli było inaczej, jeśli miałem do czynienia z obszernym fragmentem rewii współczesnej piosenki polskiej, to bardzo państwa przepraszam w swoim imieniu za tragiczne, by nie powiedzieć beznadziejne słowa nabazgrane przez „poetów” tworzących teksty do tych rozrywkowych, popularnych pieśni.
Może niesłusznie jestem taki czepialski? Ktoś powie: „chłopie, wieleż to masz lat? Dużo, prawda? To ty brachu nic a nic na współczesnej pieśni się nie wyznajesz. Tobie podobają się teksty, które już nieraz słyszałeś.”
A ja powiem tak: bynajmniej, wyznaję się na tym, że w każdej - zaszalejmy z nazewnictwem - w każdej epoce piosenkarskiej warstwa tekstowa piosenki była inna. Inaczej brzmiały słowa w piosence przedwojennej, o czym innym śpiewano w latach pięćdziesiątych czy sześćdziesiątych ubiegłego wieku; inny klimat panował w latach późniejszych i chociaż cały czas mówimy o tak zwanej lekkiej, łatwej, przyjemnej, by dorzucić jeszcze jedno słowo - podkasanej muzie, to śpiewano o miłości, miłość tę wyznawano, opowiadano o czymś, nie obcy był w pieśniach bunt, dramaturgia, jakieś przesłanie; w każdym bądź razie w odleglejszych czasach, aby dowartościować podkład muzyczny, pozyskiwano do pisania tekstów ludzi, którzy łyknęli cokolwiek wiedzy o rodzimej polskiej mowie, ba, nawet samych poetów angażowano, aby uprzyjemnić słowem dźwięki melodii, aby wreszcie słuchacz mógł się ucieszyć z tego, że rozumie przekazywane przez wykonawcę treści piosenek.
Co, u licha, stało się z warstwą tekstową bardzo wielu współczesnych piosenek? Kim są owe beztalencia? Czemu piosenkarze zgadzają się wykonywać pieśni, których sam Lucyfer nie zrozumie, chyba że bezpośrednio po uczestnictwie w tęgo zakrapianej alkoholem libacji?
Nie umiem odpowiedzieć na te pytania. 
I w ten oto sposób również polska piosenka schodzi na psy, a przecież nie jest to wina tych mądrych stworzeń.

[20.02.2017, Dobrzelin]

3 komentarze:

  1. Mam podobne refleksje o polskich piosenkach, choć gdy wsłuchiwałam sie w te anglojęzyczne, to tam czasami jeszcze gorzej. Może dlatego, ze wykonawcy sami śpiewają, komponują i piszą teksty. Lepsza byłaby wąska specjalizacja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, ale nawet jeśli znamy obcy język: tu angielski, bo gros piosenek jest w tym własnie języku, to mniej uwagi poświęcamy tekstowi... w rodzimym języku tak się nie da...

      Usuń
  2. Dołączam się do chórku. Jeśli sami piszą teksty (kasa!), komponują (kasa) i jeszcze śpiewają, to taki efekt. Nie ma czego słuchać, więc włączam te dawniejsze. Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń