CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

28 lutego 2017

JAŚNIEPANOWIE

A i owszem, przydarzyło mi się obaczyć i usłyszeć krytykę postaci Pana Kuchcińskiego marszałka z ust Schetyny, jak i też podziwiać laudację Jaśnie Pana Kaczyńskiego wygłoszoną z kolei na cześć marszałkowskiego majestatu, no i serce urosło mi z tego słuchania-oglądania albowiem i Pan Kaczyński, i Schetyna nie szczędzili sobie pięknej a zachwycającej polszczyzny, jaka dana jest niemal wszystkim bez wyjątku parlamentarzystom.
A potem wyniknął spór o te piękne słowa. Poszło o tych „panów”.
Prawdą a Bogiem Pan Kaczyński sprowokowan był przez ów głos z sejmowej sali, który raczył zauważyć, że lider rządzącej partii łaskawie nie zaprosił był organów porządku publicznego do parlamentu anektowanego na czas przydługi przez waleczną opozycję… a przecież mógł to zrobić.
Zatem wyrzucił z siebie zdania nieco opacznie przez posłów w opozycyjnych ławach zasiadających zrozumiane, że… no właśnie… jako to było….
Otóż przysłuchując się tej szlachetnej mowie, Pan Kaczyński przyczepił łatkę Schetynie, iż ów nie korzysta w swym przemówieniu z zacnego słowa „pan”, nie wymieniając go przed zaszczytnym rzeczownikiem „marszałek”, tudzież przed nazwiskami posłów, zwłaszcza tych, którzy nie siedzą tam, gdzie pałowało ZOMO. Następnie Pan Kaczyński rozwinął swoją myśl, podkreślając, iż w istocie organizacja polityczna jaką jest PIS, grupuje w swoich szeregach Panów, który to fakt niesłusznie został przez Schetynę pominięty.
Parę dób poświęciłem na głęboką analizę tej uroczej pomiędzy Panem Kaczyńskim a Schetyną konwersacji i wyciągam z niej następujący wniosek.
Po primo, secundo i tertio Pan Kaczyński istotnie zwrócił swojemu adwersarzowi uwagę na to, że polski zwyczaj nakazuje w przestrzeni publicznej posługiwać się zwrotami: „panie marszałku”, „panie pośle” czy „panie Iksiński”… i gdyby Pan Prezes PIS-u po mentorsku przypomniał młodszemu posłowi opozycji o tym fakcie, Schetyna miałby się z pyszna i ze wstydu się zająkał, albo i nawet przeprosił za złamanie tradycji w swej mowie. Problem w tym, że Pan Kaczyński przedreptał przy mównicy dwa czy trzy kroki dalej, suponując, iż nie dość, że Schetyna pogwałcił tradycję zwracania się do istot ludzkich, ale też nie wziął pod uwagę tego subtelnego faktu, że w gruncie rzeczy ławy rządzącej partii wypełnione są po brzegi Panami, co z kolei sprowadziło mnie do myślenia, że owszem, po nazwisku, bez „pana” Schetyna może się zwracać do swoich, tudzież do kmiotków z PSL-u, natomiast nie może tego czynić wobec dominującej od Pana Misiewicza po Pana Prezesa rasy Panów.
Wchodzę teraz w mózgowie Pana Kaczyńskiego i odczytuję jego wątpliwości: nie ma równości sektorowej, nie może być tak, aby drugi czy trzeci sort obywateli miał się równać z PIS-owskimi Panami… i wyszedłszy z rzeczonego mózgowia dochodzę do wniosku, że w istocie to Panu Kaczyńskiemu wcale nie chodziło o przekazanie społeczeństwu językowych subtelności, jakimi na przykład raczy obywateli profesor Miodek, ale o to, aby ciemny lud przejrzał w końcu, kto w Polszcze jest Panem, a kto chamem się urodził.
Tak więc uświadomiony, nie poważyłem się posła Schetyny tytułować w niniejszym tekście „panem”, ba, nie uczyniłem tego nawet wobec profesora Miodka.
Przemknijmy teraz paluszkami po klawiaturze, odpuszczając sobie górne „C” i wejdźmy na podwórko piszącego te słowa…. A przy okazji pytanie: kto z szanownych obywateli ma przyjemność mieszkać POD Panem Posłem z rasy Panów? No kto? Rączki w górę! Nie widzę… i nikt się nie wstrzymał.
Oj, powiadam wam, nie jest łatwo, nie jest. Sobie mieszkasz przez całkiem długie lata POD Szlachetną Postacią, nie wiedząc o tym, dopóki sam Pan Prezes ci tego nie przypomniał. I cóż uczynić z tą dobrą zmianą i nowiną?
Przyjdzie najsampierw od piąterka do mercedesa rozwinąć hollywoodowy dywan w czerwonym kolorze; następnie zakupić kwiaty, ewentualnie coś, czego baz zagrychy się nie pija; potem trenować słoneczną minę pokutnika, ukłony ćwiczyć, klękanie jak do mszy, nareszcie całowanie tej jaśniepańskiej rączki, a może i lakierków w pozycji horyzontalnej.
Kończę zatem i zabieram się do roboty.

[28.02.2017, Dobrzelin]

9 komentarzy:

  1. To już przechodzi ludzką wytrzymałość to co się dzieje na szczytach, które tak naprawdę są dnem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. .... dlatego, Stokrotko, te moje podróże bywają poniekąd wybawieniem dla mnie, gdyż mam, mimo wszystko, ograniczony dostęp do złych informacji... pozdrawiam jeszcze z kraju

      Usuń
  2. Kiedyś w radiu była audycja, w której ktoś mówił :"panie kierowniczku", co wyjątkowo mnie śmieszyło.
    Gdy po 1089 roku zaczęło się to "panowanie", nie mogłam zrozumieć, że jest Pan marszałek, Pan premier, Pan prezydent. Dla mnie to dalej marszałek, premier, prezydent.
    Chyba że jest to kobieta, wtedy powinno się dodać rzeczownik "pani", np. pani premier Kopacz, pani premier Szydło, pani prezydent Gronkiewicz- Waltz. Ich nazwiska nie wskazują na płeć, ale premier Suchocka już tak.
    PAN Kaczyński jest zwykłym zarozumialcem, który ma w nosie wszystkich, którzy nie należą do PiS-u. Jako że ja nie należę, wiec też mam go w nosie.
    Pozdrawiam.
    P.S. Podoba mi się internet, a szczególnie blogi, bo wszyscy używamy nicka lub imię i nikt się o to nie obraża.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z kolei, chyba z tego powodu, że w szkole byłem też zwierzchnikiem, używałem zwrotów "pan", "pani", nawet wobec osób dużo młodszych ode mnie (rzecz jasna ze względów grzecznościowych, nie wyróżniając nikogo z personelu pedagogicznego i niepedagogicznego)... no jakoś brak tychże nawet przed imieniem nie przechodził mi przez usta... . Wyjątek stanowiła moja "vice", do której zwracałem się wręcz "Teresko". Myślę, że sposób zwracania się do siebie to sprawa panującego w danej grupie czy środowisku obyczaju przyjętego przez ogół i przestrzeganego. Oczywiście bywa tak (polski parlament jest tego przykładem), że nawet po wypowiedzeniu formułki "Szanowny Panie Pośle" następuje potok słów rynsztokowych skierowanych do odbiorcy i właściwie ten fakt winien być rozpatrywany jako tzw. jątrzący język nienawiści, który niestety uchodzi posłom "na sucho", a słyszymy go właściwie z każdej strony sejmowej sali... a tego "elitarnego" języka prawdopodobnie nie da się wyeliminować, albowiem wymagałoby to publicznie wyrażonej dezaprobaty dla formy i treści... dezaprobaty złożonej nie przez przeciwnika politycznego, bo to najprostsze, lecz przez kolegę z własnej partii, a to w warunkach polskich nie jest przecież możliwe.
      Nic nie szkodzi z tą omyłką w dacie... mnie również zdarzają się takowe, Pani Anno :-) :-) :-) .... pozdrawiam

      Usuń
    2. Andrzeju, pardon, Panie Andrzeju, oczywiście, że co innego, gdy bezpośrednio zwracamy się do kogoś, a co innego, gdy kogoś już nazwiemy prezydentem, premierem, marszałkiem. Trzeba po prostu wyczuć, jaka w danej sytuacji forma jest stosowna. Rzadko na blogu używam formy "pan- pani", jeśli wcześniej podaję funkcję.
      W szkole zawsze byłam "panią Anią" dla koleżanek, a nawet rodziców uczniów i dyrektorów, a w tej chwili na naszej klasie uczniowie też tak do mnie się zwracają.
      Nie lubię jaśniepaństwa!

      Usuń
  3. Oj, miał być rok 1989, ale nie kliknęłam klawisza z dobrą cyfrą.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie da się zaprzeczyć, że nasi politycy drażliwi wielce na swoim punkcie, nosy wyżej chmur noszą...
    A mnie już drażni ta polityka nie dla dobra nas wszystkich, a przeciw sobie.
    Ukłonów i hołdów składać nie będę, zwłaszcza Panom z lepszego sortu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No chyba nie potraktowałaś, Jotko, zakończenia mojego wpisu na poważnie :-). Prawdą jest, że mam nad sobą Pana, ale wertując przez ostatnie lata zielniki, poznałem co to za ziółko, więc unikam jak mogę z onym Panem kontaktu, traktując go jak nieświeże, ale jednak, powietrze.... pozdrawiam

      Usuń
  5. Nie mogę uwierzyć, jak nisko upadliśmy, że pozwalamy rządzić miernym ludziom. Nie rozumiem, dlaczego daliśmy tyle pieniędzy partiom i dlaczego nic nie robimy, by zmienić, bo zmiany muszą być.
    Serdecxzności

    OdpowiedzUsuń