ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

21 lutego 2017

JUŻ LUTY - DYGRESJE

1.
W Barcelonie i okolicy przez dwa ostatnie dni przelotnie padało, a ostatniej nocy lunęło mocno i wreszcie rankiem rozpogodziło się na dobre; wiatr od morza przyprowadził upragnione słońce, które pozostało na niebie już do wieczora. Czekając na kurs do kraju, a znając umiejętności spedytora zdałem sobie sprawę z tego, że nie ma co liczyć na wyjazd we wtorek (pięć dni oczekiwania to norma… wczoraj upłynęły cztery tygodnie w podróży), wyszedłem sobie „na miasto” a właściwie na jego przedmieścia. Wcześniej pozwoliłem sobie na zgolenie (z trudem) ponadtygodniowego zarostu, wymieniłem ubranie na pachnące jeszcze domowym płynem do płukania, aby wyglądać cokolwiek świeżej. W tej części miasta, gdzie się zatrzymałem dominują nowoczesne domy z cegły, właściwie pięciopiętrowe bloki zbudowane na bazie kwadratu. Widać z zewnątrz, że mieszkania w blokach są obszerne. Każde piętro zamieszkuje jedna rodzina. Mieszkania dzielone są w taki sposób, że dla każdej rodziny przypadają dwie części świata, tj. są mieszkania południowo-zachodnie, południowo-wschodnie itd. Każde z nich posiada zadaszone, całkiem spore balkony. Od południa i zachodu (być może również dotyczy to pozostałych kierunków świata) zamocowane są zewnętrzne, regulowane przez właścicieli kotary. Powierzchnia takiego mieszkania (bez naprawdę pokaźnych rozmiarów balkonów) nie jest mniejsza niż 90 metrów kwadratowych. Całkiem wygodnie się w nich mieszka, tak myślę. 
Na uliczkach, szerszych niż w centrum Barcelony, zwracają uwagę liczne warzywniaki. Ceny przystępne, niewiele droższe niż u nas. Owoce i warzywa gustownie poukładane w skrzynkach, świeże lub sprawiające wrażenie świeżości.
Zauważyłem też jedną rzecz.  W takich niewysokich blokach, podobnie zresztą jak w Polsce, na parterze, powierzchnia mieszkalna ustępuje handlowej, czy szerzej - gospodarczej. Nie zdziwmy się więc, że pod częścią mieszkalną znajdziemy niewielki market, hurtownię, spory sklep z artykułami gospodarstwa domowego, zakład naprawczy samochodów czy zakład wulkanizatorski. Podsumowując… Hiszpanie bezlitośnie potrafią wykorzystać powierzchnię użytkową domów.
2.
Internetu nie mam, a właściwie miałem go na komórce w ramach przysługującego limitu, to znaczy tyle, co wysuszony kot napłakał, tym niemniej zdążyłem się dowiedzieć o kolejnych ułańskich, automobilowych szarżach naszych borowców. Na moje uzbrojone w okulary oko przyczyną ostatnich dwóch wypadków jest nadmierna szybkość z jaką poruszają się te zabaweczki rządowe i wcale nie dziwię się temu, że ów niedoświadczony kierowca seicento zmieniając pas i zajeżdżając drogę rządowej limuzynie, mógł po prostu nie zauważyć nadjeżdżającego z nadmierną prędkością auta. Ale oczywiście nikt nie będzie mierzył prędkości rządowym. Przewiduję karę dożywocia dla tego nieszczęsnego dwudziestojednolatka, bo w rzeczy samej mieliśmy do czynienia z zamachem.
3.
Przeczytałem do końca opowiadania „Camusa”. Bez rewelacji. Dwa z nich, no może trzy, niezłe. Proza Camusa, aczkolwiek zaangażowana, z pewną postępową myślą i klimatem, który może zachęcać do czytania, jest jednak toporna. Przesadnie zdominowana jest przez opis i dokładne opisy czynności; dialogi natomiast w wersji szczątkowej, zdecydowanie osłabiają wartość tej lektury.
Zabrałem się za „Pożegnanie z Matiorą” Rasputina. Świetna syberyjska, wiejska literatura. Tym razem Rasputin ukazuje smutny los wioski przeznaczonej do zalania w związku z budową zapory na Angarze. Jak zawsze u tego autora zwraca uwagę niezmiernie ciekawie przestawiony rys społeczności starych ludzi, dla których rozstanie z ich domami, dobytkiem całego życia, z wioską jest prawdziwą i niezrozumiałą tragedią. Chyba już drugi raz sięgnąłem po tę książkę, w myśl znanej zasady, że lubi się te pozycje, które się już kiedyś czytało.
4.
Wreszcie doszedłem do porozumienia z sobą w kwestii „Prowincji”. Nazbierało się tych „fragmentów” co niemiara, tych obecnych, wcześniejszych i niepublikowanych. Szukałem jakiegoś klucza, którym otwierałbym cały tekst. Zastanawiałem się nad tym, czy zestawić poszczególne wątki w porządku chronologicznym. A może oddzielić w jakiś sposób ewidentną fikcję od motywów biograficznych.
W końcu doszedłem do wniosku, że zrobi to za mnie wymyślony narrator / narratorzy, funkcjonujący na zasadzie opowiadacza poszczególnych historii. W ten sposób łatwiej będzie stworzyć całość, której poszczególne wątki nie muszą z sobą konkurować i nie będą uzależnione od chronologicznego przebiegu wydarzeń. A zatem przechodzę do formuły powieści „szkatułkowej”.
5.
Niniejszy tekst jest siedemnastym (niektóre dzielone), który nie znalazł się jeszcze w kawiarence - sporo pisałem. Paradoksalnie ukazując się jako prawdopodobnie siedemnasty z kolei, straci - przynajmniej piąta jego część - aktualność. A to wszystko przez internet, którego nie ma.

[14.02.2017, Barcelona, Catalunya, w Hiszpanii]

3 komentarze:

  1. Nieaktualnością tekstów nie martw się, jest ciekawie, nawet w najzwyklejszych tematach:-)
    Czasami czytam z opóźnieniem, bo mój blog nie wyłapuje nowości, nie wiem czemu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no... ja chyba bardziej jestem nieaktualny przez te wojaże...

      Usuń
  2. Cieszę się porządkowaniem "Prowincji"...
    Nie ma nieaktualnych, są tylko te, których się nie chce lub chce czytać.
    Serdeczności

    OdpowiedzUsuń