ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

09 lutego 2017

KAWIARENKA (80) Z WIZYTĄ W „ZWIERZĘCYCH” CIŻEMKACH.

Przeszli przez kładkę na rzeczce. Pod brzegami tafle lodu spiętrzały leniwie płynące wody. Zima odwracała się plecami w dzień, powracała lekkim mrozem nocą. Tego dnia, popołudniem, zima przezornie się wycofała, choć oboje pamiętali o założeniu zimowych kurtek. Panu leśniczemu wprawdzie byle chłód nie szkodził - zaprawiony był w spacerach po lesie w najtęższe mrozy, natomiast pani Teresa do chłodnego klimatu w lesie dopiero się przyzwyczajała, więc może ten gruby, dłuższy szal wokół szyi znaczył tyle, iż nie całkiem jeszcze przywykła do niebezpiecznych dni lutowych. Ale w końcu wybrali się do przyjaciół zza rzeki, którym chcieli złożyć uszanowanie z wiadomego przecież powodu.
Jakież było zdziwienie, kiedy zachodząc do gospodarstwa Kosmowskich napotkali nie tylko Piotra, Joannę i jej brata Michała, ale też zobaczyli najpierw samochód, a później, witając się z gospodarzami, zauważyli siedzących przy stole w stołowym pokoju pana radcę Kracha z jego małżonką Jadwigą.
- A cóż to za miłe spotkanie, przyjaciele - odezwał się pan radca Krach, kiedy nastąpiło już serdeczne powitanie. - Mniemam, że państwo leśniczostwo przybyli do Ciżemek z podobnego jak i my powodu.
- Nie inaczej, panie radco - odparła z uśmiechem pani Teresa. - Chcieliśmy nacieszyć swój wzrok widokiem przyszłej mamy. Mam nadzieję, że nie przysporzymy wielkich kłopotów.
- O tak, mamy taką nadzieję… my, drodzy państwo, wiemy, że dobry gość to ten, który nie zabiera czasu swoją obecnością ponad miarę.
- Ależ nic podobnego - zaoponowała Joanna. - Bardzo miło nam, że państwo o nas pamiętają.
- Kiedyż to rozwiązanie?
- Dokładnie czternastego, o ile mała się nie pośpieszy.
- Dziewczynka?
- Według wszelkich znaków na niebie i ziemi… to dziewczynka. Piotrusiu, zrób państwu herbatę, a może kawę… nakrój ciasta.
- To może ja to zrobię - zaoferowała swą pomoc pani Jadwiga, żona pana radcy. - Niemęska to rzecz ciasto kroić.
- A ja państwu leśniczostwu wszystko teraz objaśnię - powiedział z tym nieodłącznym humorem w każdym słowie pan radca. - Pani Joanna, jak widzicie, tryska zdrowiem, a do tego przy całej swej obecnej krągłości, nic a nic na swojej urodzie nie straciła, a wręcz przeciwnie, wzbogaciła ją kobiecością… tak, tak, dobrze mówię, bo uprzednio zdawała się być urozmaicenie piękną, ale jednak dziewczyną.
- Pan to jak coś powie… - rumieniec nie opuszczał policzków Joanny.
- Bo, proszę państwa, ja się na kobietach wyznaję i może lepiej, że Jadzia teraz  w kuchni i nie słyszy jak rozpowiadam o swoich zaletach zmysłowych. Nic nie przesadzam. A oto Piotr, o którym mówi się w okolicy, że jako weterynarz bywa postacią nieprzejednaną jeśli chodzi o swą pracę, nieprzejednaną i upartą, choć zawsze trafiającą z diagnozami wobec chorych stworzeń, to w tym oto domu, kto wie, czy nie pod pantoflem swojej żony siedzi, od czasu, kiedy został ojcem. Ale, ale, nie gniewaj się panie Piotrze na te słowa, bo wypowiadający je człowiek w wieku cokolwiek bardziej skomplikowanym od pana, w onym czasie, kiedy poślubiona mi Jadwiga w ciąży z córką Anną była, również bywszy narowistym koniem, potulnie dał na swój grzbiet siodło zarzucić i wypełniał wszystkie rozkazy swojej małżonki. Nie pan pierwszy i nie ostatni.
- Wiele prawdy jest w tym, co pan mówi - wtrącił z westchnieniem mąż Joanny.
- Albowiem, panie Piotrze, winna jest temu duma, która pana rozpiera. Słuszne i sprawiedliwe to uczucie. Będziesz pan szczęśliwym ojcem, więc pana postępowanie i czcigodnym jest i zrozumiałym.
- A ja jestem dumna, że mam takiego kochającego męża.
(rzecz jasna, iż tym słowom koniecznie towarzyszył krótki pocałunek - odwzajemniony zresztą - złożony na policzku Piotra)
- A ten oto młodzian, jeden z dwóch braci pani Joasi, przez długi czas zastępuje siostrę w jej „końskich” i w ogóle „zwierzęcych” zajęciach, ba, nawet pod jej okiem hipoterapię uprawia, bo pomimo zimowej pogody, krócej bo krócej, ale te jazdy i zajęcia z końmi w tym gospodarstwie nie przepadają, za co powinniśmy pana Michała podziwiać, bo przecież na swoich włościach roboty mu nie brakuje…
- Zimą, chwała Bogu, jest jej mniej, więc i moje rodzinne gospodarstwo nie traci - odezwał się Michał.
- Na koniec powiem państwu, że niebawem panny Beata i Zuzanna przyjeżdżają, więc końskie sprawy potoczą się zgodnie z planem. Panny kończą właśnie ostatnie egzaminy przed inżynierską pracą.
- Bogu dzięki, bo gdyby chodziło o jakąś pomoc przy maleństwu to ja… - pani Teresa nieśmiało włączyła się do rozmowy - … to ja oczywiście pomogę, i nawet wdzięczna bym była za to, abym mogła pomóc.
- Serdecznie dziękuję, pani Teresko. Chociaż opiekę, jak mi się wydaje, będę miała zapewnioną, to z pomocy pani skorzystam w potrzebie. Proszę zachodzić do mnie.
- Tak że widzą państwo, iż u państwa Kosmowskich sprawy przedstawiają się jak najlepiej, a nadto pani Joanna zachwyca jakością swoich wypieków, o czym państwo za chwilę się przekonają.
- A pan gada, gada, gada - wyrzekła pani Jadwiga wnosząc na tacy pierwszorzędnego „skubańca”, któremu towarzyszyły dwie chińskie herbatki z cytryną. - Pan gada jak w tym naszym teatrze - dodała z uśmiechem, patrząc w oczy swego męża.
- O, tak… przedstawienie się udało - wtrąciła pani Tereska. - Mój mąż był wprost zachwycony.
- To prawda, ja, drodzy państwo - zaczął niepewnie pan leśniczy - ja tak niewiele razy byłem w teatrze… dawno temu… Tereska nagliła, ja z kolei myślałem sobie, cóż tam po mnie, ale jednak poszedłem i wyszedłem z teatru zachwycony. Pomyśleć, że są w naszym miasteczku tacy zdolni, młodzi aktorzy.
- Których, przyjacielu wydobyła dla świata pani Majewska z wielką pomocą pani Zofii - zauważył pan radca. - I obyż tak zostało. O ile mi wiadomo, jeszcze trzy czy cztery razy spektakl będzie powtórzony, a już szykuje się nowe przedstawienie. A cóż tam u pana słychać, przyjacielu. 
- U mnie, w tej leśnej głuszy? No cóż, jako że zima jeszcze nie odeszła, wycinki robię, las porządkuję od drzew, które słabują i… i wytyczam trasę… znaczy się jestem na pierwszym etapie jej wytyczania.
- A mógłby pan jaśniej, panie leśniczy? - dopytywała się pani Jadwiga.
- A mógłbym. Otóż pomyślałem sobie, że las mamy piękny, jak rzadko który, mieszany, stary i młody, z rzeczką na skraju, ze strumykami, z rozległymi polanami, które chwytają słońce o każdej porze roku… a ten las, drodzy państwo, choć po części dziewiczy, to jednak i dla ludzi. Pomyślałem sobie, że warto by było przybliżyć go amatorom końskich przejażdżek, spacerowiczom, rowerzystom. Ale nie tak, że można będzie wjechać wszędzie, bo tu zwierzyny dzikiej kraina, więc nie wolno nam zaburzyć tego porządku natury, natomiast można tak trasę poprowadzić, aby i wilk był syty, i owca cała. Odnajduję więc miejsca, do których zwierz nie zachodzi lub odwiedza je rzadko i rysuję na mapie, i sprawdzam, sam siebie do słuszności swoich przemyśleń przekonuję…
- Jakże ogromną przyjemność pan mi robi - wyrzekła nie bez powodu uszczęśliwiona Joanna. - Tylko czy nadleśnictwo kłód pod nogi nie rzuci?
- Ja, pani Joanno, także w tej sprawie przyszedłem z wizytą, domyślając się, że ucieszy pani moje postanowienie. Nie, nie rzuci mi kłód pod nogi, już moja w tym sprawa, aby doprowadzić te ją do skutecznego rozwiązania. Widzi pani, jeśli nie zniszczę ekosystemu, to przybliżenie lasu człowiekowi spełni też edukacyjną rolę. Pani wie… ja umyśliłem sobie postawienie przy trasie tablic opowiadających o naszym lesie, o zwierzętach, o gatunkach drzew i roślin, o pracy leśników, o ekosystemie. Tereska mnie natchnęła… ona, wiecie państwo, odbiera las nieco inaczej niż ja… ja przywykłem do niego i wszystko w nim wydaje mi się proste i oczywiste, a Tereska jak wytrawny pedagog powiada: chcesz aby szanowano las, aby szanowano twoją pracę, nauczaj o tym; dajesz możliwość spędzania w nim czasu na spacerze, rowerowych przejażdżkach, konno - skorzystaj z tej sposobności i naucz, oswój z lasem, niech ten i ów przystanie, niech się dowie, niech zobaczy; nie wiem, czy znalazłyby się takie nadrzędne władze, które nie zgodziłyby się na takie właśnie argumentowanie.
- Słyszę w pańskich słowach słowa mojego męża - odezwała się pani Jadwiga. I na boku do pani Tereski: - i my w takich szalonych marzycielach, my kobiety się kochamy, nieprawdaż?
I pani Teresa, i Joanna skinęły głową.
- A ciasto doprawdy znakomite - pochwalił pan Gajowniczek.
- A nie mówiłem? - powiedział z dumą pan radca.

[05.02.2017, Boecillo, Castilla y Leon, w Hiszpanii]

8 komentarzy:

  1. Gdybyż nam więcej takich ludzi...

    OdpowiedzUsuń
  2. Jako kobieta "w wieku cokolwiek bardziej skomplikowanym" o przepis na "skubańca" czym prędzej proszę, bo może zdążyłabym go upiec na swoje 62 urodziny. Będąc "niedoszłą leśniczyną" za opowieść o ludziach, lesie i zwierzętach dziękuję, pozdrawiając serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jadlem, nie pieklem, poszperam zaraz po powrocie

      Usuń
  3. O tak, gdy mąż marzyciel i dusze ma romantyczna, to i nudzić się nie ma kiedy...
    Czy skubaniec, to tyle samo co pleśniak lub kruszawiec?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mniemam, ze to samo, kruche, marmoladowo bezowo tofiowe

      Usuń
  4. A w Ciżemkach jak zwykle - tyle się dzieje i dużo dobrej troski o drugiego człowieka.
    Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trza bylo cos pozytywnego wymyslec. Bez tego zyc sie nie da

      Usuń