ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

19 lutego 2017

MACHINA CZASU (5) - (fragment "Prowincji")

Jest wystarczająco ciepło, aby brały ryby. Przechodzimy ścieżką wzdłuż najobszerniejszego stawu, mijamy stanowiska wędkarzy, kije wciśnięte w gliniaste podłoże niskiej skarpy, sekretnie poukrywane w szuwarach metalowe pojemniki z kiełbiami - najdoskonalszą przynętą dla połowu na żywca, przy brzegu pluszczą się w siatkach złowione karpie i karasie, wiotka fala wywoływana dostojnie poruszającymi się na wodzie kaczkami i kurkami wodnymi co i rusz przetacza się wzdłuż, to znów w poprzek akwenu. W oddali, bliżej przeciwległego brzegu pojawia się i znika pod wodą perkoz, środkiem stawu płynie nieprzyjaciel wędkarzy - dwuosobowy kajak, którego wolny pływ na chwilę wzmacnia fale. Dochodząc do krańca stawu, po prawej stronie, tuż przy mostku nad niewielką rzeczką mijamy sportowo-wędkarską stanicę. Mój ojciec sprowadził w to miejsce stary, poniemiecki autobus, który teraz pełni rolę schronienia przed deszczem, magazynu, miejsca, gdzie można usmażyć złowione ryby.
Mostek nad rzeczką. Tu jest płyciej i zawsze widać dokładnie ciemne grzbiety nierzadkich w tym miejscu linów i szczupaków. Na mostku można postać dłużej.
- Byłaś tutaj?
- Przypominam sobie to bujanie. Każdy krok poczyniony w tym miejscu ugina stalowa konstrukcję mostka. Bałam się wody. Zawsze się bałam.
Idziemy dalej. Kolejny staw. Wysoka skarpa, zwłaszcza ta od południowej strony.
- A wiesz, że pamiętam, jak ten staw budowano? Koparki i spychacze ryły przez wiele tygodni piaszczysto-gliniane podłoże. Tam na środku głębokość może dochodzić do siedmiu metrów. Nie pamiętam już ile dni i nocy zajęło wypełnianie go wodą. Pompy wciąż pracowały, kasłały z wycieńczenia, przystawały, aby zaczerpnąć tchu, a potem znów zasysały nieskazitelnie przejrzysta wodę ze źródła i przepompowywały ją do zbiornika. Kiedy staw był już wypełniony wodą, od strony drogi wbito tuż przy skarpie szynę, do której przymocowano tablicę przestrzegającą przed kąpielą. Którejś nocy zniknęła ta tablica wraz z szyną. Ktoś wyrwał ją z ziemi i wrzucił do wody; wbiła się na sztorc i od tej pory kąpiąc się, należało uważać, aby skacząc do wody, bądź też nurkując, nie natknąć się na tę szynę. Wielu o tej szynie, ukrytej pod powierzchnią wody zapominało. Nie był to przyjazny staw. Przyciągał topielców.
- Spójrz dokoła… te drzewa, pamiętasz?
- Tak jakbym je sobie przypominała. Musiałam być w tym miejscu z klasą.
- Bardzo możliwe. Najpierw sadziłem te drzewa z ojcem, potem przyjeżdżali uczniowie ze szkół. Może i ty je sadziłaś?
- Może…
- Stanowczo za dużo sadziliśmy topól i osik. W czasie rzeczywistym jest w tym miejscu las.
- To dobrze, jeśli sadzi się las.
- Dobrze. Za mało wierzb i brzóz. Dzisiaj sadziłbym brzozy.
Wchodzimy na drogę, drogę kasztanową. Jest w miasteczku aleja kasztanowa, a tutaj droga, ciągnąca się do pobliskiej wioski i dalej, na zachód do kolejnej, i wszędzie kasztany.
- Masz kasztanowe włosy - mówię.
- Mam dużo siwych włosów.
- Nie masz lusterka? One są kasztanowe dzięki machinie czasu.
- Naprawdę? Czuję się młodo, młodziej. Nie bolą mnie nogi, choć przeszliśmy chyba z sześć kilometrów… to też machina czasu?
- Zaczyna działać. Nie tylko przenosi nas do przeszłości, ale i modyfikuje nasz sylwetki, nasze ciała.
- A jeśli nie zdołamy powrócić do rzeczywistego czasu?
- Niestety, wrócimy.
- Niestety?
- Wolałbym zostać… a ty nie?
- Moje córki. Chciałabym się z nimi spotkać.
- A nie chciałabyś ponownie je urodzić?
- I cierpieć połowę życia z mężem pijakiem?
- A jeśli byłyby to nasze dzieci?
Zatrzymujemy się przy drodze prowadzącej do…
W silnym blasku żółtego słońca twoje włosy opalają się na kasztanowo. Obserwuję jak z każdą chwilą ubywa ci lat, a twoja dojrzała, kobieca sylwetka zaczyna coraz bardziej przypominać dziewczęcą. Moje ciało również pozbywa się zmarszczek i kilogramów. Nie wiadomo dlaczego rodzą się włosy na mojej głowie a skóra ramion i dłoni staje się delikatna. Ruchy twego ciała są teraz zwinne, stąpasz lżej po szutrowej nawierzchni drogi, uśmiechasz się pogodniej, a w twoich oczach dostrzegam filuterne przebłyski dziewczęcości.
- Dokąd ta droga prowadzi? - pytasz. - Nie pójdziemy w trę stronę?
- Nie…
- Dlaczego?
- Tam jest mój dom. Nie chce go odwiedzić. Nie teraz. Nie jestem gotów na to spotkanie.
(cdn…)

[12.02.2017, Barcelona, Catalunya, w Hiszpanii]

1 komentarz:

  1. Takie spotkanie po latach zawsze zostawia pytania na które nie ma odpowiedzi. Sprawy komplikują się, kiedy przychodzi do poważnej rozmowy. A jednak nie jest możliwy całkowity powrót, wszak to nie ten sam czas młodości.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń