ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

18 lutego 2017

WYPOŻYCZALNIA (7) Z „WUJASZKIEM WANIĄ”

Wcześniej wypowiedziałem się pozytywnie (nie sposób inaczej) o Czechowie. Przebrnąłem „Płatonowa”, „Mewę” i dopiero co skończyłem „Wujaszka Wanię”.
Tę ostatnia sztukę pamiętam z teatru telewizji, ale nie pomnę w jakiej obsadzie… czy z nieżyjącym Zbigniewem Zapasiewiczem w roli „wujaszka”? Tak jakby, chociaż tego nie jestem sobie w stanie przypomnieć.
Nawiasem mówiąc, żal mi poniedziałkowego Teatru Telewizji. Niby w kanale „Kultura” spektakle telewizyjne się pojawiają i w jedynce coś tam grają, ale tak jakoś niepoważnie, więcej celebryckich fet, aniżeli prawdziwej, wartościowej literatury; więcej sztuk o tym, jak to za PRL-u źle bywało, aniżeli Szekspira, Czechowa czy Wyspiańskiego… nie, to nie to samo, naprawdę. Poniedziałkowy teatr na głównym telewizyjnym kanale, poprzedzany często mądrym wstępem (parzono wtedy herbatę, szykowano ciasteczka), był jak początek roku szkolnego, jak konieczne szczepienie, jak „suma” w kościele. Był czymś stałym, stabilnym, nieodzownym, a chociaż co niektórzy narzekali sobie, że… łe, dziś poniedziałek i filmu nie ma, to jednak miał swoje poczesne miejsce spektakl wyświetlany w ten dzień, kiedy w całym kraju zamknięte były teatry. Siła przyzwyczajenia? Nostalgia? Być może. Ale prawda jest taka, że tego, co dobre, zmieniać nie warto i nie trzeba…, ba ale skoro uważa się, że wszystko, ale to wszystko było złe?
Nawet „Dobranocka” przeminęła z wiatrem. Ja rozumiem, jest tyle kanałów z programami, filmami dla dzieci. Jest, faktycznie. Ale to nie to samo, co Dobranocka. Pokuszę się o domorosłe, moralizatorskie filozofowanie… otóż ówczesny, niesłuszny dystrybutor telewizyjnych programów rozumował w taki sposób, że skoro telewizja jest publiczna, to do tej publiczności należy też świat dzieci i młodzieży (słynna dawniej 16.40 bodajże - o tej porze codziennie nadawano w publicznej młodzieżowe programy). I nie było tak, jak jest dzisiaj: - wynocha do swojego telewizora oglądać bajki, smarkaczu!, ale w jednym kanale pomieścić opowieści dla młodych i starych.
Się rozgadałem, a miało być o Czechowie i „Wujaszku Wani”… ale nie będzie recenzji; będzie jeno cytat jednego z końcowych fragmentów dramat. Będą to słowa wypowiedziane przez Sonię, siostrzenicę tytułowego bohatera skierowane do Iwana Wojnickiego, „Wujaszka Wani” właśnie.
„Cóż robić, żyć trzeba. I będziemy żyli, wujaszku kochany. Przeżyjemy długi, długi szereg dni, wlokących się wieczorów; cierpliwie zniesiemy doświadczenia, jakie nam los ześle, będziemy pracować dla innych i teraz, i na starość, nie zaznamy spokoju, a kiedy nadejdzie nasza godzina, umrzemy pokornie i tam za grobem powiemy, żeśmy cierpieli, żeśmy płakali, że było nam gorzko, i Bóg zlituje się nad nami, i zobaczymy, wujaszku, kochany wujaszku, ujrzymy jasne, dobre, piękne życie, ucieszymy się i na dzisiejsze nasze biedy spojrzymy z rozczuleniem, z uśmiechem - i odpoczniemy. Ja wierzę, wujaszku, wierzę gorąco, namiętnie… (…)”

Hm… cóż tu dodać. Prosta wykładnia szczęścia na tym świecie. Mnie przekonuje.

[08.02.2017, Cumiana pod Turynem, Włochy]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz