ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

19 lutego 2017

WYPOŻYCZALNIA (8) KRONIKI TYGODNIOWE - ANTONI SŁONIMSKI

W swoim zadufaniu nad tym, że to, co obecne jest bez porównania wartościowsze od tego, co było, próbuje nam się… próbują wcisnąć nam do głów obecne, a i poprzednie władze i ich medialni poplecznicy, że epokę PRL-u należałoby wymazać z pamięci, a najlepiej, aby jej nigdy nie było. Następuje swoisty przeskok od II RP, przedwojennej, do obecnej, targanej partyjnymi sporami. Po obu stronach dzisiejszej barykady istnieje wspólne przekonanie co do jednego: dzisiejsza Polska jest spadkobierczynią tej przedwojennej, o ironio, nie przegranej w zawierusze wojennej, zbankrutowanej, a bohaterskiej, zdradzonej, walczącej do ostatniego pocisku. Znaczy się w pojęciu partyjnego, postsolidarnościowego establishmentu, zwłaszcza tego, który obecnie sprawuje władzę, jedyną słuszność w politycznym sporze mieli ci, co z ludową władzą od jej zarania walczyli. I nie ma w tym nic dziwnego, że gloryfikowana jest pamięć żołnierzy wyklętych, walczących z władzą ludową jeszcze podczas toczącej się wojny; pomijana jest natomiast pamięć o tych, którzy dobijali faszystowskich katów, idąc na zachód, aż do Berlina; pomijana jest pamięć o tych setkach tysięcy i milionach bezimiennych, którzy zdewastowany przez wojnę kraj budowali od podstaw, przeprowadzali reformę agrarną, społeczną i kulturową, bądź też byli podmiotem tych przemian.
Jedynie głupcowi przypisać można pogląd, iż PRL był porażką, by nie powiedzieć klęską cywilizacyjną. Jedynie głupiec uwierzy, że powojenna Polska powinna wyglądać z drobnymi poprawkami jak ta sprzed września 1939 roku.
Pozwoliłem sobie zaczerpnąć ze źródeł, bynajmniej nie PRL-owskich, nie komunistycznych, bałwochwalczo odnoszących się do powojennych czasów; zapragnąłem przytoczyć obszerny fragment „Kroniki” nr 3 z dn. 19 stycznia, 1936 roku autorstwa Antoniego Słonimskiego, „Kroniki” publikowanej w latach 1927-1939 w „Wiadomościach Literackich.”
Czy rzeczywiście odwoływanie się wprost do tradycji przedwojennej, nie jest li świadectwem braku znajomości najnowszej historii, a może ignorancją właściwą cynicznym hipokrytom?
Kronika nr 3 z dn. 19 stycznia, 1936 r.
„Bilans roku minionego przedstawia się dość niewesoło. Polska staje się jednym z najbiedniejszych krajów świata. Gdyby policzyć w Polsce ludzi nie wegetujących, ale żyjących na normalnym poziomie, okazałoby się, że całe państwo skurczyło się do rozmiarów jednego niewielkiego miasta europejskiego.
Jest w Polsce nie więcej niż paręset tysięcy ludzi korzystających z kolei, gazety, książki, teatru. Polska konsumuje cukru, tłuszczy, tytoniu, owoców mniej niż trzymilionowa Dania. W dziedzinie wynalazków możemy poszczycić się przyrządem nieznanym dotąd na świecie. Wprowadziliśmy do dorobku ludzkości maszynkę służącą do rozdzielania zapałki na cztery części. Dzieci wiejskie, aby zdobyć zeszyt za pięć groszy, zbierają kasztany. Za trzydzieści kilo kasztanów, dostarczonych do miasteczka, pięć groszy. Rośnie jak lawina analfabetyzm. Półtora miliona dzieci nieobjętych szkołą powszechną. Analfabetyzm powrotny jak powrotny tyfus szerzy się
epidemicznie. Nauczyciel ludowy, który uczy przeciętnie około siedemdziesięciu dzieci, ma do rozporządzenia zaledwie parę elementarzy. Twarde życie tych nauczycieli, pracujących w zaduchu i zimnie, obarczonych dodatkowymi funkcjami prowadzenia „Strzelca" i robotą polityczną, jest przecież upragnionym celem dla wielkich mas bezrobotnej inteligencji. Młodzi ludzie ze skończonymi studiami wyższymi godzą się tak pracować w charakterze praktykantów bezpłatnych bez żadnej gwarancji, że po roku otrzymają wynagrodzenie. „Mocarstwo" skurczyło się do małej urzędniczo-wojskowej wysepki, otoczonej wielkim morzem nędzy i beznadziejności. Coraz więcej jest obywateli niekorzystających ze zdobyczy cywilizacji współczesnej. Przeciętny Poleszuk pali łuczywo. Ma on na sobie baranicę, łapcie, kożuch, koszulę, spodnie z samodziału. Jedyną rzeczą, której sam nie wyprodukował, to z carskim jeszcze orzełkiem guzik metalowy, na którym trzymają się portki. Tak wygląda polski konsument. Prócz tej nędzy panuje jeszcze bardziej może od biedy upadlający strach. Strach jednych przed wojną czy rewolucją, strach innych przed utratą posady, przed nędzą jeszcze dotkliwszą, strach przed nową redukcją uposażeń, strach przed niezabezpieczoną starością. Obraz ten nie jest przesadny, a pociecha, że gdzie indziej nie jest lepiej, stała się już pociechą kłamliwą. Przejedźcie się pustynią polską. Zobaczycie wśród nędzy wsi i miasteczek dwie tylko siły nienaruszone. Wigwamy wojenne i świątynie. Czerwone cegły koszar i wieżyce kościołów na ruinach przymierających głodem wsi i miasteczek. Sierżant zawodowy ma uposażenie dwa razy większe od uposażenia nauczyciela ludowego. Fortecą naszą stały się błota i złe drogi, bo nie przebędzie ich ponoć zmotoryzowana armia niemiecka. Amnestia dla więźniów w tym obrazie staje się przekleństwem dla tysięcy przestępców, wypuszczonych na zimę z więzień. Czy ta błotnista droga, po której dzieci ciągną ciężkie worki z kasztanami, to naprawdę droga do wielkości i potęgi państwa?(…)”

[12.02.2017, Barcelona, Catalunya, w Hiszpanii]

1 komentarz:

  1. Moja babcia do szkoły chodziła zimą,bo od wiosny do późnej jaesieni ciężko pracowała w polu na równi z dorosłymi od piątej rano do zachodu słońca, a biedę na przednówku zawsze ze łzami wspominała.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń