ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

28 marca 2017

FOTOPLASTYKON

W tym śnie, jak w wizji, w tej wizji jak w śnie obecne są wyłuskane z niedosytu pamięci kadry, jak w fotoplastykonie: przystawiasz oczy do otoczonego czarną gumą przylegającą do skroni okularu i puszczają przed tobą film, klatka po klatce; widzisz obrazki, pejzaże, budynki, osoby; a jeśli wyraźnie dostrzegasz tych ostatnich twarze, to ich usta przemawiają do ciebie, uszy chętne są słuchania twych słów, a źrenice oczu powiększają się, powiększają.
A cóż tam się u nich dzieje na górze? Jakieś prace, remont czy co? Nawet dla mnie wiele czasu nie mają; nie dlatego, żeby zapomnieli, alem niespodziewanie przerwał ich robotę. A wokół nieruchome sylwetki patrzących się na mnie. Drugi już raz wkraczam w to miejsce, a one tkwią w tych samych, niezmiennych pozach, jak zauroczone. Ech, chciałoby się do nich przemówić byle jakim słowem; czy usłyszą? A może stać tak będę już na wieki niczym doskonale ociosane dłutem kamienne rzeźby?
A inne postaci, te bliższe, te wciąż pamiętane? Odnotowuję każdy ich gest, tak jak tropy pozostawione przez przemykające leśnymi drożynami zwierzęta, i rozpoznaję te ślady, podążam nimi, znam je doskonale. Może to być sposób w jaki On trzyma w palcach maszynkę do golenia, jak nadyma policzki, albo jak rozprowadza po policzkach wzburzoną gęstwę pachnącej rumiankiem piany. Albo jak Ona szybko chowa pod koc stopy, aby uniknąć łaskotek, na które jest wrażliwa; więcej, ona na samą myśl o dotknięciu opuszkami palców, źdźbłem trawy delikatnych, napiętych podeszw stóp, umyka z nimi, a na jej twarzy maluje się grymas przerażenia.
Albo jeszcze inna; krząta się po kuchni wśród garnków, garnuszków, rondelków, patelni; coś w nie wkłada, miesza, przekłada, dosypuje, przemieszcza metalowe pojemniki po żeliwnej tafli węglowej kuchni: tutaj potrzebny większy żar, gdzie indziej może się delikatnie prychcić, aż w końcu stawia na kaflowym obmurowaniu kuchni pachnące czekoladą i wanilią kakao wlane do glinianego kubka.
Jeszcze inna kroi ciasto na kluseczki, na makaron do pomidorówki albo rosołu. A jakże to sprawnie jej to idzie. Brzytwa noża raz po raz prześlizguje się w mikroskopijnej odległości od paznokci jej palców. Nareszcie na desce do ugniatania ciasta pozostaje chaotyczna sterta pociętego ciasta; przewraca ją, nakrywa czysta, białą ściereczka i pozostawia do wysuszenia.
A oni: jeden zapamiętale czyści buty, potem składa równiusieńko spodnie w kant i z dostojnością w ruchach właściwą kapłanowi podczas podniesienia, układa dziesięcioletnie spodnie, wyglądające tak, jakby kupił je wczoraj, składa je na oparciu krzesła.
Drugi wsuwa na głowę kapelusz pszczelarski z taką drobniutką siateczką, takim trenem weselnym; otwiera daszek ula, odkłada go na bok, podnosi z ziemi lewą ręką podkurzaczkę, naciskając miech urządzenia wznieca dym, odurzający robotnice; nareszcie wyjmuje pierwszą ramkę, ogląda ją z każdej strony, ociekającą płynnym, gęstawym miodem.
I jeszcze ona: przykryta po ramiona, w różowym sweterku, w kaftaniczku, w podcieniu daszku wózeczka, z bystrymi oczętami, z wierzgającymi nóżkami, czeka, abym powiózł ją, hen, hen, daleko do parku, a może i dalej, może tą dróżką przy torowisku, ale kiedy znajdziemy się tam daleko, na wzgórzu, ona zaśnie i śnić będzie… nie wiem o czym… może o kolejnej buteleczce mleczno-ryzowej papki.
To wszystko jest w moim fotoplastykonie, a są to jedynie niektóre obrazki, pojawiające się i znikające przed moimi oczami.
Z niecierpliwością czekam, aż mechanizm uruchamiający tę karuzelę przedstawi mi kolejne.

[23.03.2017, Campigneulles Les Grandes we Francji] 

2 komentarze:

  1. Piękne te obrazki. Każdy ma swoje wyśnione, wymarzone. Te, które były i te, które chcemy, by się zdarzyły.
    Serdeczności

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne porównanie, pamięć jak fotoplastykon, mnie sama czasem zadziwia, czemu w danym momencie coś przypomina, dlaczego akurat teraz...

    OdpowiedzUsuń