ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

28 marca 2017

KAWIARENKA (84) SPRAWY POSUWAJĄ SIĘ NAPRZÓD

W przededniu kalendarzowej wiosny w miasteczku, tudzież w Ciżemkach sprawy istotne nabrały szybkiego tempa, i tak, czcigodnym obywatelom miasteczka, którym przewodził drobiowy potentat, pan Gnacik, udało się ogłoszony z początkiem lutego przetarg pod hotelową zabudowę wygrać. Jeden jedynie konkurent i to ze stolicy próbował walczyć, lecz bezskutecznie. Wróble ćwierkają, że pan ze stolicy sądził, iż „na tej zapadłej prowincji”, jak się wyraził, uda mu się zbić niezły interes oferując peryferyjną cenę. Nie spodziewał się jednak, że naprędce założona spółka dowodzona przez pana Gnacika wyłoży kwotę, którą przebije jego ofertę. Więcej, pan Gnacik ze swoim towarzystwem przygotowany był na podbicie ceny tak, że po ogłoszeniu wyników przetargu dyskretna radość rozjaśniła jego marsową twarz, jaką obnosił po mieście przed rozgrywką. Wypadało teraz pokłonić się poleconemu przez pana Majewskiego architektowi z Warszawy, co też pan Gnacik uczynił w towarzystwie pana inżyniera Beka i pana radcy Kracha.
Posuwały się naprzód prace przy zabudowie terenu rekreacyjnego; kładziono już fundamenty pod toalety, szatnie, łaźnie i jadalnię, a pani Różańska z panem Iłowieckim obmyślali plan nasadzeń drzew, krzewów i kwiatów wewnątrz i wokół obiektu. Niebawem pracy nie zabraknie tej spółce złożonej z niedawnych bezrobotnych, w zakładaniu której mieli swój udział panowie radca Krach i mecenas Szydełko.
U pana Korfantego z Domu Kultury wciąż ochoczo trenowano latynoskie tańce, po zimowej przerwie zagrzmiała orkiestra dęta, chór przez siostrę zakonna prowadzony wyśpiewywał w każdy czwartek, w piątki szlifowała akordy grupa jazzowa wraz z piosenkarką, zaś w soboty uniwersytet trzeciego wieku dowodzony przez panią Zofię organizował przynajmniej cztery godziny wykładów.
W pobliskich Ciżemkach u Anny i Wołodii prace przy domu zdrojowym i pensjonacie szły pełną parą, z korzyścią również dla właściciela kawiarenki, u którego ekipy budowlane się stołowały. Dwa razy dziennie pan Adam lub w jego zastępstwie kucharz Andrzej podjeżdżali do Ciżemek z obiadem i prowiantem na kolacje i śniadania.
W kawiarence pracy było co niemiara. Zatrudniono kolejną panią, tym razem z pośredniaka, gdyż w soboty i niedziele część pracowników budowlanych pozostawała na miejscu i zachodziła na obiady, kolacje i często również na śniadania.
Pani Zofia, pomimo swoich uniwersyteckich zajęć świadoma była zbliżającej się matury i gnała szkolniaków na zajęcia dodatkowe tak w kawiarence, jak i też w domu kultury.
Słowem w miasteczku działo się wiele, po nowemu i staremu, aż redaktor Pokorski ledwie nadążyć za tymi wydarzeniami potrafił, choć „Nasz Głos” ukazywał się systematycznie w dwutygodniowych odstępach czasu i na swojej poczytności nie tracił.
Nie dalej jak wczoraj ponownie pojawił się w kawiarence pan Majewski w towarzystwie profesora Karbowiaka, radiowca Rakowskiego i archiwisty, pana Olesińskiego. Zaprosili ci panowie do dwóch złączonych stolików czworo młodych ludzi wywodzących się w trzech czwartych z teatralnej grupy; najstarszy był aktorem z wojewódzkiego miasta poszukującym pracy i poleciła go pani Majewska.
Otóż i ci młodzi ludzie zostali wybrani przez pana Rakowskiego na lektorów radiowych. Dwoje z nich: Kinga i Krzysztof - ów polecony przez panią Majewską aktor w nowo tworzącym się radiu „Weronika” zajmować się będą czytaniem i recytacją tekstów literackich oraz prowadzeniem programów kulturalno-oświatowych; pozostali: Dominika i Wojtek będą na zmianę pracować jako lektorzy wiadomości i przekazywać pozostałe informacje.
Omawiano akurat w tym zacnym gronie szczegółowy plan emisji pierwszej audycji, kiedy do złączonych stolików koleżeństwa podeszli kawiarennik wespół z redaktorem Pokorskim.
Po serdecznym powitaniu pan redaktor Pokorski rozpostarł na blacie stołów projekt trzech stron mającego się ukazać w najbliższy piątek „Naszego Głosu”. Na tych trzech stronach podano uzgodnione wcześniej, choć jeszcze przed poprawkami, informacje na temat nowej, lokalnej rozgłośni radiowej.
- Proszę, nich państwo zerkną, a dokładnie, czy czegoś nie pominięto - wyrzekł pan redaktor do zgromadzonych i wraz z kawiarennikiem przysiedli się do przyjaciół.
Nastąpiła zbożna i rozważna cisza wypełniona cichym czytaniem i oglądaniem szpalt pisma z każdej możliwej strony.
Pierwszy odezwał się pan Majewski.
- Myślę, że wszystko, o czym mówiliśmy, zostało tutaj powiedziane. Tam tylko proszę dodać po redaktorze „naczelny” przy panu Rakowskim… no i nie mamy zdjęcia pana Olesińskiego.
- No tak, ale będzie, pozostawiliśmy wolne miejsce. Pan Olesiński do ostatniej chwili zwlekał ze swym zdjęciem… ale będzie.
- Panowie, bo ja… ja jestem taki niefotogeniczny i stary…. gdzież mi do tych młodych ludzi - usprawiedliwiał się pan archiwista.
- No wie pan co? - obruszył się pan Rakowski. - Czytelnicy pisma powinni wiedzieć z kim mają do czynienia. Zanim nie uruchomimy strony internetowej radia… a właśnie… co z tą stroną?
- Będzie. Poprosiłem już informatyka, który obsługuje stronę miasta - odparł kawiarennik. - Myślę, że na pierwszego maja się wyrobi.
- No właśnie, proszę państwa, na pierwszego - zawahał się profesor Karbowiak. - Czy aby obywatelstwo nie pomyśli sobie, że zaczynając emisję pierwszego kwietnia, fundujemy mu prima aprilisowy żart?
- A są to uzasadnione obawy, panie profesorze - przyznał redaktor Pokorski. - Nie omieszkam poprzedzić pierwszą kolumnę dyskretnym zapewnieniem, że start naszej „Weroniki” to nie kawał.
- To i bardzo dobrze - potwierdził kawiarennik. - Wprawdzie z listów do redakcji pisma oraz z tego, co słyszę kawiarni jasno wynika, że nasze pismo cieszy się sporym zaufaniem, a czytelnicy gotowi są uwierzyć we wszystko, co pan redaktor opublikuje, to jednak uświęcona tradycja nakazuje ludziom nie dawać wiary w pierwszokwietniowe banialuki.
Pan redaktor Pokorski przytaknął temu stwierdzeniu i ośmielił się zmienić temat, kierując zapytanie do młodych:
- A jak wam, młodzieży widzi się to radio, z którym was powiązano?
Młodzi ludzie, aczkolwiek spodziewali się, że zostaną poproszeni o wypowiedzenie własnego zdania w kwestii radia, przekomarzali się pomiędzy sobą, kogo spośród siebie wybrać do odpowiedzi. Nareszcie Krzysztof, młody człowiek w wieku lat dwudziestu pięciu, przystojny, niewysoki brunet o smagłej cerze, niezbyt atletycznie zbudowany, choć w ruchach swoich sprawny i, jak było poznać, wysportowany, poczuł na sobie wzrok pozostałej trójki, co przymusiło go odpowiedzi.
- Jesteśmy zgodni co do tego, że formuła radia nam odpowiada i, nie ukrywam, że daje nam swobodę do pokazania tego, co już umiemy i co jeszcze przed nami. A w tym wszystkim najważniejsze jest chyba to, że „Wiktoria” tak bardzo będzie się różniła od pozostałych rozgłośni, że uczestnictwo w tym przedsięwzięciu samo w sobie jest interesujące.
- O, tak, masz słuszność, Krzysztofie - poparła aktora Kinga. - Mnie osobiście podobają się te zaplanowane audycje, którym nadano tytuł „Archiwalia”. To bardzo przyjemnie usłyszeć niesłusznie zapomniane dzisiaj głosy ludzi z naszego okołomiejskiego środowiska… a przy okazji, o czym przypadkowo się dowiedziałam, usłyszę po raz pierwszy w życiu glos mojej prababki.
- No i widzi pan, panie Olesiński… a miał pan takie obawy wobec puszczania w eter tych materiałów, które pan prze całe lata gromadził - zauważył pan Majewski, patrząc niemal w same oczy archiwisty.
- A bo to, drogi panie, materiał nie najlepszej jakości i nie wiem, jak to zabrzmi na antenie.
- Skoro jest to materiał archiwalny - podjęła temat Dominika - to nie może przecież brzmieć nowocześnie, studyjnie.
- Liczy się co innego - dodał Wojtek. - Ja, chociaż w mieszkam w miasteczku od kilku zaledwie lat, z przyjemnością posłucham, kogóż to ze społeczności nagrywał pan przez lata.
- No cóż… nagrywało się, nagrywało, przeprowadzało wywiady, chodziło na uroczystości, akademie, ale też zaglądałem do ludzkich domów, słuchałem opowieści, grano mi i śpiewano - rozmarzył się pan Olesiński - tyle że nigdy nie myślałem, że będzie mi dane za swojego życia te nagrania upublicznić… i to w taki sposób, przez nasze lokalne radyjko.
- Wychodzi na to, że trzeba w związku z powyższym zakasać rękawy i do pracy - stwierdził stanowczo pan redaktor Pokorski - a względem tych nagrań to proszę pamiętać, panie Olesiński o naszym piśmie. Będzie sposobność do umieszczenia w nim przynajmniej wybranych fragmentów wywiadów, jakie pan przeprowadzał… no i oczywiście, jak myślę, umożliwi pan naszemu pismu szerszy dostęp do archiwalnych tematów.
- Oczywiście, panie redaktorze. Rad byłbym, aby społeczność dowiedziała się, jakimi to sprawami nasze lokalne obywatelstwo żyło przed laty. Musimy się jeszcze spotkać w tej sprawie i wymyślić jakąś formułę… a co do materiałów, które puścimy w eter, skompletowałem już parę odcinków naprzód.
- Z komentarzem oczywiście? - dopytał się pan redaktor.
- Ma się rozumieć, że z komentarzem - odparł archiwista, który w toku rozmowy nabrał wigoru, tłumiąc nim uprzednią nieśmiałość wypowiedzi.
- Bo, proszę państwa, takie jest moje zdanie, że jednym z warunków pomyślności naszego medialnego przedsięwzięcia jest ścisła współpraca „Weroniki” z „Naszym Głosem”. Raz, że zdobędziemy tym sposobem wiernych słuchaczy i czytelników, a dwa, że nasi sponsorzy, doceniając rosnącą, odpukać, popularność naszego medium, nie omieszkają wesprzeć nas finansowo, co w obecnych warunkach jest sprawą niezwykle istotną.
To był głos pana Majewskiego, podsumowujący niejako rozmowę, lecz prawdziwym jej zakończeniem stało się wystąpienie Krzysztofa, który zachęcany przez profesora Karbowiaka wyrecytował z pamięci początkowy fragment tekstu „Profesora Tutki” Jerzego Szaniawskiego, zatytułowany „Profesor Tutka wśród melomanów”. Tekst ten jako pierwszy ukaże się na ścieżce dźwiękowej w cyklu „Opowiadania i powieści”, a zaprezentuje go właśnie Krzysztof.
„Kilku miłośników muzyki rozmawiało o instrumentach. Zastanawiano się, który z powszechnie znanych instrumentów działa najsilniej, najbardziej bezpośrednio na słuchacza. Najwięcej głosów otrzymały skrzypce. - Skrzypce — powiedział ktoś - mogą mnie doprowadzić do ekstazy.
Ktoś inny ujął się za wiolonczelą, jednakże w opinii górowały skrzypce. Gdy była mowa o fortepianie - owszem - przyznano mu wiele, i to, że skala duża, i wygrać można wszystko - ale właśnie tego oddziaływania, tego, co może doprowadzić niemal do ekstazy - tego fortepian dać nie może.”

[20.03.2017, Stoney Station w Anglii]

1 komentarz:

  1. A w Ciżemkach "Nasz Głos" i "Weronika". Wielki świat zawitał dzięki światłym ludziom, którym się chce.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń