ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

21 marca 2017

TELEGRAFICZNIE

1. 13-go w poniedziałek przejeżdżam z Coventry do Rolls-Royce’a w Derby, a następnie do Royston. Zabieram ładunek do Zamudio w Kraju Basków, niedaleko Bilbao w Hiszpanii. Po Anglii jedzie się nieźle. Najgorzej w Dover (tym razem promem) - cała przeprawa zajmuje mi 4 godziny.
2. W Campigneulles (co za nazwa!!!), gdzie jest „dom kierowców” (na południe od Boulogne, jakieś 80 km na południe od Calais) wsiada partner z Ukrainy - Roman (zupełnie świeży jako kierowca, choć pracował w Anglii i w Polsce) i na zmianę jedziemy do Hiszpanii - on trochę dłużej niż ja. Jakoś się spało na półsiedząco.
3. Służbowy telefon, z którego teoretycznie mamy kontakt ze spedytorami i szefostwem oczywiście nie działa (ha,ha). Inne numery są zablokowane. Dotąd kontaktowałem się ze spedycją z prywatnego, ale powiedziałem sobie po hiszpańsku: „basta” - nie dzwonie i nie odbieram. Aha, w nawigacji mam komunikator, w którym należy podawać informacje o tankowaniu auta, załadunku i rozładunku. Informacje są albo nieczytane, albo też czytane po paru godzinach lub czasami dobie. Innymi słowy, teoretycznie przy braku łączności telefonicznej w razie (odpukuję) wypadku, firma się o nim dowie po paru godzinach albo dobie (ha, ha)
4. W „domu kierowców”, w którym jeszcze nie mieszkałem, nie ma internetu (miał być - ha, ha)
5. Chyba jednak Kraj Basków to najpiękniejszy region Hiszpanii. Dużo zieleni, góry, ocean, czystość, porządek, ładna architektura. Bilbao to przepiękne miasto położone w pokaźnej dolinie między dosyć wysokimi górami..
6. Mój partner Roman zachwycony Bilbao i w ogóle jazdą (ha, ha). Niech pojeździ trochę. Ale na dzisiaj mówi do mnie: „Patrz turyści, żeby zobaczyć takie miejsca jak Bilbao muszą zapłacić, a mnie z kolei płacą, abym mógł to wszystko zobaczyć”. Ale kiedy później będziemy wracać przez Francję i przesiedzi „za kółkiem” 8 godzin niemal non stop, widzę jaki jest zmęczony (ha, ha),  a ja trzymam się nieźle, a też długo jechałem i czeka mnie przeprawa przez Kanał i 350 kilometrów przez Anglię. 
Roman pochodzi z zachodniej Ukrainy. Jest ze wsi. Ma żonę i córkę. Jego żona pracuje jako nauczycielka w szkole zawodowej i zarabia całe 800 złotych. On ma kartę Polaka, bo jego babka była Polką. Dobrze mówi po polsku. Oczywiście rozmawiamy z sobą o Ukrainie (o Polsce też), ale lepiej nie przytaczać tego, co mówi.
7. Wyładowaliśmy się w Zamudio ranem, a wczoraj, 16-go o 18.30 mamy w tej samej firmie załadunek (znów do Rolls-Royce’a, i dwa: do Loughborough i Shepshed - oba w hrabstwie Leicestershire. Tak na oko do celu mamy około 2000 kilometrów, choć mój partner tylko do „domu” w Campigneulles. Akurat stoję teraz już drugą godzinę w Calais.
8. Otrzymuję delikatny „opieprz”, że nie poinformowałem spedytora o tym, gdzie mam rozładunek. Znaczy się powiadomiłem przez komunikator, ale on tej informacji nie odczytał i dlatego mnie „opieprzył” - to coś pomiędzy Gogolem, Mrożkiem i Gombrowiczem (ha, ha).
9. Aha… dlaczego spedytorzy to głównie młode osoby sprawiające wrażenie zadufanych w siebie idiotów ?
10. No to na tyle. 

[16.03.2017, Calais we Francji] 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz