CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

25 maja 2017

BLADOLILIOWA SUKIENKA

- Założyła panienka tę bladoliliową sukienkę i teraz jest panience zimno - zauważył.
Rzeczywiście powiało chłodem i jej sukienka drżała na wietrze jak ostatni, pomarszczony i dotknięty mrozem liść.
- Zawsze panienka tak wcześnie wdziewa na siebie te lekkie sukieneczki w czasie, kiedy wiosna dopiero wydaje z siebie pierwszy oddech ciepła, a wszystko, co rodzi się przedwcześnie jest słabe i bywa karcone.
Wypowiadał się z wyszukanym dostojeństwem i dawało się odczuć, że wykorzystuje swą przewagę, na co pozwalał mu sędziwy wiek.
- Zamiast prawienia mi morałów, mógłby pan coś zrobić z tym zimnem - ofuknęła.
- A co mianowicie miałbym zrobić?
- Nastroszyć się, czy jak? Sprawić, aby chłód nie owiewał mnie z pana strony.
- Moja panno, gdybyś pomyślała rozsądniej, wiedziałabyś, że ja ubieram się w nowe szaty dopiero wtedy, gdy wiosna rozgości się na dobre. Gdybyś poprosiła mnie o ochronę przed wiatrem za jakieś trzy tygodnie, proszę bardzo, spełniłbym twój kaprys, ale ty wolałaś już dzisiaj kusić los sukieneczką, która dobra jest na letnie kanikuły, ale nie na obecną, niepewną pogodę.
- Ale musi pan przyznać, że wyglądam w niej ładnie - zrezygnowała z naburmuszonego tonu głosu i puściła do niego zawadiacko oczko.
- Moja droga, aczkolwiek jestem osobnikiem dużo starszym od ciebie i pewnie podejrzewasz, że w tym wieku nie miewa się fascynacji młodziutkimi istotami, ale szczerość i przyzwoitość nakazuje mi oświadczyć, że nie tylko w tej bladoliliowej sukni jest ci do twarzy, ale cała, jak tu stoisz nieopodal mnie, jesteś urodziwa.
- Miło mi słyszeć te słowa - uśmiechnęła się. - Pan również wygląda niczego sobie.
- Niczego sobie, też mi określenie. Owszem, przewyższam panienkę wzrostem, także siłą, ale w tym momencie, kiedy tak gawędzę z panną, jestem świadom swojej pospolitości. Niech panienka przyzna, że swoim wyglądem sprawiam wrażenie zasuszonego starca.
- Nie jest tak źle, niech się pan nie przejmuje swoją łysiną. W zeszłym roku, kiedy po raz pierwszy założyłam o tej porze swoją ulubioną sukienkę, wyglądał pan rzeczywiście na zasuszonego staruszka, a później… później nie mogłam oderwać oczu od pana fizjonomii. Poczułam się taka malutka, stojąc obok pana… i dawał mi pan ochronę przed słońcem.
- A ja zerkałem na panienkę przez całe lato i połowę jesieni.
- A ta druga połowa jesieni, a zima?
- Kiedy słońce taje, a coraz dłuższa noc zaczyna urągać dniowi, kiedy wicher zaczyna grać na moich kościach, wtedy przysypiam, na całą zimę i budzę się kiedy już wszyscy wokół są przebudzeni.
- Czy to wina pana starczego wieku? O przepraszam, nie chciałam pana urazić.
Przyjął jej słowa z dobrotliwym uśmiechem. - Cóż ona winna? - pomyślał - młodość ma swoje prawa.
- I wieku, i obyczaju, moja droga. Wrodziłem się w swoich rodziców, których prochy dawno już temu rozwiał wiatr. Przesypiam prawie pół roku - taki jest mój zwyczaj. A ty w tym miejscu od niedawna, prawda?
- Moi państwo przeprowadzili się w to miejsce przed dwoma laty i podobno wymarzyli sobie mnie. Czy pan myśli, że spełniłam ich oczekiwania?
- Jak najbardziej. Jesteś śliczna. 
Po raz pierwszy tego dnia poczuła w sobie ciepło. Czyżby rozmowa, jaką z sobą prowadzili, miała sama w sobie coś, co ocieplało atmosferę.
- Tyle że twoi państwo nie powinni dopuścić do tego, abyś cierpiała z powodu zimna - dodał.
- To znaczy, że nie powinni mi pozwolić na założenie sukienki.
- Niekoniecznie. Mogliby na przykład zadbać o to, aby otulić cię pelerynką, przezroczysta pelerynką, aby każdy mógł przez nią zobaczyć twoją bladoliliową sukienkę.
- To miłe, co pan mówi… a jeszcze chciałabym się dowiedzieć… - zawahała się.
- Śmiało, moja droga.
- Hm, ja wiem, że trochę nie wypada mi o to pytać, ale skoro nie ma pan nic przeciwko temu… czy był pan kiedyś zakochany? Czy miał pan kogoś…?
Zamyślił się, a w tym zamyśleniu poczuł ciepło w każdym członku swego ciała. Ile to czasu minęło, kiedy wspominał swą młodość.
- To było bardzo dawno temu. Byliśmy sobie bliscy. Czułem na dłoniach jej palce, schylaliśmy się ku sobie; co to były za pieszczoty? Tak, kochałem ją. I któregoś dnia mi ją zabrali, a było to w czasach, gdy wytyczali drogę pomiędzy pałacem a wioską. Zostałem sam, zupełnie sam, aż do tej chwili.
- No, ale chyba teraz nie odczuwa pan już samotności - zagadnęła śmiało podnosząc wzrok w jego stronę.
Pomyślał nad odpowiedzią, ale tylko przez chwilkę.
- Nie jestem już samotny, Magnolio - wyrzekł i koniuszkiem palca musnął jej bladoliliowej sukni.
- I ja się cieszę, że rosnę tuż obok ciebie, panie Dębie.

 [21.05.2017, Crewe, Cheshire w Anglii]
 


1 komentarz:

  1. Nie mogłam nie uśmiechnąć się do tego zakończenia :-)

    OdpowiedzUsuń