CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

01 maja 2017

NASTAWIONY NA WBICIA

Przedłużający się powrót na europejskie trasy spowodowany zbyt długim i zimnym majowym weekendem, doprowadził do tego, że wyjątkowo oglądam mistrzostwa świata w snookerze w całości, nie żeby każdą partię w pełnym rozmiarze, ale i tak oglądam wiele, bo też i w naszej telewizji wielkiej alternatywy nie ma. 
Pisałem już o tym, że zaniechałem oglądania programów informacyjnych, a na wielu innych kanałach powtórki, albo powiedzmy inaczej: naroiło się u nas całkiem sporo filmowo-odcinkowych stacji, że wymienię kilka: TV Ojciec Mateusz, TV Ranczo, TV Rodzinka, TV Klan, TV M LIKE LOVE i mnóstwo, mnóstwo innych, gdzie dla mniej rozgarniętych a cierpliwych oglądaczy oferuje się „never ending story” sfilmowanych historii w zamian za abonament plus dostęp do dekodera komercyjnych platform.
I w ten oto sposób przeciętny pożeracz telewizyjnego ekranu ma niespotykany dotąd we wszechświecie wybór pomiędzy poszczególnymi historiami i, co może najważniejsze, istnieje prawdopodobieństwo, że opierając swoje oczy i uszy o wybraną historyjkę oglądacz do perfekcji opanuje zasób swojej mózgowej pamięci, ucząc się dialogów, dajmy na to, stu pięćdziesięciu odcinków „Rodzinki”, na pamięć.
Ponieważ u mnie z pamięcią najlepiej nie jest, wybrałem snookera, kibicując rzecz jasna O’Sullivanowi, który niestety w ćwierćfinale poległ ze świetnym Chińczykiem Ding Junhui. Mała to dla mnie pociecha, że na tym etapie rozgrywki pogrzebał swoje szanse nie cieszący się moją sympatią senny i wyglądający jak z gabinetu figur woskowych Australijczyk Neil Robertson. Ronnie O’Sullivan po niespodziewanej wpadce w pierwszej rundzie Judda Trampa (zbieżność nazwisk z prezydentem pewnego dużego kraju przypadkowa) zdawał się być jedynym snookerzystą grającym najbardziej ”do przodu”, nastawionym na zbicia, nie zaś na negatywne odstawne. Judd i Ronnie przegrali swoje pojedynki i w tej sytuacji głównym faworytem do zwycięstwa w Sheffield stał się uprzedni mistrz świata Mark Selby. Gra Selby’iego technicznie perfekcyjnie doskonała i skuteczna, mnie osobiście nie zachwyca, bo obecny mistrz świata nie ma ani śmiałości Trampa, ani też fantazji O’Sullivana, a gra obronna jaką preferuje, choć poparta techniką i skutecznością wbić jakoś nie przypada mi do gustu. Któż mógłby wobec tego pokonać Marka? Ding stawił mu czoło, lecz kiepsko wystartował i poniósł porażkę; wcześniej, w ćwierćfinale Marco Fu, przystojniak z Hongkongu, pogromca Robertsona, niewiele miał do powiedzenia w potyczce z Selbym. Może więc szkocki rutyniarz Higgings pobije Marka w finale? Po sukcesach we frejmach granych w pierwszym dniu finałowej rozgrywki wydawało się, że Higgins, najbardziej utytułowany (po O’Sullivanie) snookerzysta, zdobywca czterech tytułów mistrzowskich, nawiąże z Selbym równorzędną walkę. Niestety w chwili gdy robię te notatki to Selby bliższy jest zdobycia trzeciego tytułu mistrza świata, aniżeli Higgins piątego. Kibicując Higginsowi, muszę jednak przyznać, że popełnia on znacznie więcej błędów niż Selby i z obecnego stanu 13-16 zdobycie osiemnastu punktów chyba przekracza na dzień dzisiejszy jego możliwości.
A co z Sullivanem? Najpewniej otrzyma premię za wbicie najwyższego na mistrzostwach (146) brejka.  

[01.05.2017, Dobrzelin]

1 komentarz:

  1. Też wolę snookera od serialowych historii. Nie oglądam żadnych seriali, więc nawet nie wiem, co straciłam.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń