ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

25 maja 2017

PRZYDROŻNE MONOLOGI (10)

Najprawdopodobniej nadchodząca noc spędzę na „bujance” przy wjeździe na autostradę M1 prowadzącą w stronę Derby. Ta „bujanka” to taki parking bezpośrednio przy drodze i na nim zwykle buja samochodem od pędu powietrza przejeżdżających aut. Tym razem jednak postawiłem renówkę w takim miejscu, że przejeżdżające obok mnie samochody nie zdążą się jeszcze rozpędzić na tyle, aby „mną” miotało na wszystkie strony. Jest więc dobrze, a i pogoda letnia, bo w najcieplejszym okresie dnia temperatura wynosił 27 stopni. Jest też dobrze, bo wyruszyłem w trasę dobrze przygotowany. W związku z tym, że przyjeżdżałem do Francji i wyjeżdżałem z niej w takich godzinach, że nie mogłem sobie pozwolić na zakup chleba i napojów, musiałem zaplanować specjalny jadłospis na Anglię. Zamiast chłodnych napojów przygotowałem sobie trzy półtoralitrowe butle: mocnej, słodzonej kawy, gorzkiej herbaty i wody z sokiem (plus „kranówka” do mycia, ale też i do wypicia). Zrobiłem sobie coś gotowanego, choć spożywanego na zimno - to taka mieszanka ryżu, kaszy, makaronu, kiełbaski i przypraw. O dziwo, udało mi się wyeliminować powietrze z dwóch słoików, a więc nie ma obawy, że przez dwa dni (na taki okres czasu planuję pobyt w Anglii podczas tego kursu) moje królewskie pożywienie się popsuje. W rezerwie mam jeszcze skomponowany przez siebie twarożek z cebulką, ser żółty w plasterkach (szczelnie pakowany), masłopodobne mazidło do smarowania chleba (no, mam go jeszcze) i miód.
Jest dobrze, bo znacznie ograniczyłem od kilku dni palenie.
Ale to nie koniec dobrego. Udało mi się pojeździć dzisiaj mniej uczęszczanymi drogami, a taka podróż dla mnie to raj: wąskie wiejskie drogi, małe wioski, szpalery krzewów wzdłuż szosy, zielone pola i pastwiska, owieczki, krówki i koniki i tylko ten jeden restaurator, co wyszedł na ulicę popalić, bo jakoś mu się goście do oberży nie garną. Ale tam, przyjdą pod wieczór, taki jest zwyczaj w Anglii, w ogóle na Zachodzie, że knajpki prosperują świetnie tuż przed zachodem słońca i później.
Dochodzi dwudziesta wg. angielskiego czasu. Jeszcze świeci słońce i temperatura 21 stopni, jak nie w Anglii. Przykro tylko, że znów był jakiś zamach w Manchesterze. Scotland Yard ma jakieś podejrzenia (podejrzanych). Niewiele o tym wiem, bo albo radyjko mam wyłączone, albo też słucham BBC Radio3 lub Classic FM, a to radiostacje puszczające muzykę klasyczną. Nadają wprawdzie wiadomości, ale nie zawsze się na nie trafi… cóż praca i jazda.
Dotąd nie mam jeszcze zlecenia podjazdu po towar. Jak znam życie  i spedytora jutro od rana zaczną się załadunki. Jeśli będzie kurs na Zamudio w Hiszpanii, to takich załadunków będzie z pięć i pół dnia zajmą mi te podjazdy. Myślę, że do „domu” powrócę z czwartku na piątek, a może w piątek nad ranem. I w ten sposób szybciej minie mi czas.

[24.05.2017, Markfield, Leicestershire w Anglii] 

5 komentarzy:

  1. No to trasa całkiem całkiem spora.
    Uważaj na siebie.
    Jedzenie ważna sprawa a jeszcze ważniejsze picie.
    aaa po drugie podziwiam pracę, jeżdzić tak daleko, wielkimi autami. Ma to jednak swój plus, zobaczyć można - nie mały kawałek świata.

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Boczne drogi wzbogacają krajobraz i nie zawsze jedzie eis wolniej, ale na pewno mniej monotonnie.Ciężko z tymi kulinariami w drodze, a w upały tym bardziej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ależ Ty się najeździsz po tej Europie...
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Krajobrazów zazdroszczę ale jazdy samochodem(szczególnie tak dużym) nie, bo ja odczuwam strach nawet w osobówce. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Gdyby nie stres i kłopoty z codziennością, to trasa przez rozmaite kraje byłaby przyjemnością, jak ten wiatr we włosach.
    Serdeczności

    OdpowiedzUsuń