ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

07 maja 2017

Z OKNA

Dlaczego? A może ja też odczuwałem chłód i biegłem szybko, aż do zadyszki, i nacisnąłem klamkę, nie puściła, potem skostniałymi palcami dłoni próbowałem wsunąć klucz do zamka, przekręciłem i znalazłem się w pomieszczeniu, w którym panował przedwiosenny klimat, a kaloryfery grzały, więc zaraz podbiegłem, pokonując wąską szyję przedpokoju, wdarłem się do pokoju i przywarłem plecami do żeliwnych żeberek; woda szeptała w nich i ten dźwięk ukołysał mnie do snu, a wcześniej narzuciłem na siebie pled; zasnąłem… może dlatego.
A ty leż swobodnie, spokojnie, odpoczywaj.
Nikt, kto nie przeżył chłodu tarmoszącego dreszczami ciało, nie zrozumie istoty zimna, tak jak syty nie zazna głodu tamtego mężczyzny na ławce w parku.
Spojrzałem wtedy przez okno. Marcowa szaruga. W świetle ulicznej latarni popielate, na wpół zamarznięte krople deszczu zaczesują przedwieczorną poświatę; proste włosy siąpawicy chłoszczą szklistą taflę granatowego asfaltu, a na dywanie przydrożnej nikłej trawy pojawiają się pasemka siermiężnej, matowej bieli. Schroniła się w przezroczystej, ociekającej strumieniami wody klatce przystanku autobusowego, przysiadając na zmurszałych, deskach ławki. W palcach jej prawej dłoni błyskało czerwonawe światełko; wkrótce znikło. Zasunąłem żaluzje. W telewizorze wystrzelono krążek na uwolnienie, a trener czerwonych wziął czas. Reklama.
Dopijam kawę, przegryzając pierniczki obsypane cukrem. Wciskam się w oparcie fotela, przysypiam, budzi mnie aplauz widowni, oglądam z powtórki bramkę strzeloną na piętnaście sekund przed zakończeniem trzeciej tercji. Czerwoni wyszli na prowadzenie. Zrywam się z fotela, odsuwam żaluzje, autobus odjeżdża, dwaj młodzi ludzie, którzy chwilę wcześniej wysiedli z czternastki, wykonują jakieś niesympatyczne gesty w stronę kobiety siedzącej na ławce, pochylonej tak bardzo, że zdaje się opierać głowę na kolanach, może to efekt zmęczenia. Wydawało mi się, że słyszę śmiech tych niedorostków. Zbiegam szybko na klatkę schodową.
Tamten człowiek, którego odnalazłem zamarzniętego na kość na tej samej ławce, gdy wyprowadzałem na spacer psa sąsiadki przebywającej w sanatorium, nie umarł z głodu; gazety napisały, że zapił się na śmierć, to możliwe, ale przynajmniej nie odczuwał głodu i było mu ciepło; pies, dziesięcioletnia jamniczka lizała jego dłoń dotykającą betonowej płyty chodnikowej. Za orzechową trumną szedłem ja, ktoś z magistratu i kilku bezdomnych, którzy w przeddzień wykąpali się w publicznej łaźni i zdobyli skądś odświętnie wyglądające kurtki, zapewne z darów.
O papierosa poprosiła mnie dopiero wtedy, jak wtaszczyłem ją do mieszkania. Chociaż nie było mrozu, jej ciało było jak wyjęte z chłodni, skostniałe; włosy w nieładzie, mokre, postrzępione; dopiero po kąpieli mogłem określić jej wiek, około trzydziestki; miała problemy z żołądkiem, długo okupowała toaletę po zjedzeniu pierogów z mięsem i kapustą.
Nie może spać. Dotykam jej czoła. Czoło to ta część ciała, która oprócz włosów, wychyla się spod pościeli, konkretnie spod grubego, wełnianego, powleczonego w bawełnianą powłokę koca. Mówię, że może zostać tyle dni, ile zechce, a przynajmniej do czasu, kiedy zaleczy zapalenie płuc.
Rankiem dostanie jakiś antybiotyk zaaplikowany strzykawką w pośladek. Nie umrze. 

[05 - 06.05.2017, Dobrzelin]


6 komentarzy:

  1. W twoich opisach proza jest tyle pięknej poezji, podziwiam i delektuję się...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hm... to taki szkic... wprawka, właściwie bez akcji... dziękuję

      Usuń
  2. Piękne, smutne, prawdziwe...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... w oparciu o obserwację, choć niekoniecznie skopiowane...

      Usuń
  3. Te pięknie wyeksponowane smaczki, drobiazgi, okruchy z życia są najmocniejszą stroną tego widoku z okna.
    Serdeczności

    OdpowiedzUsuń
  4. Będę mało oryginalna...
    I znowu stwierdzę, że masz.... talent.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń