ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

20 czerwca 2017

BIAŁY KOŁNIERZYK

Grunt to wyprasowana koszula, a więc niezbędną inwestycją jest żelazko, najlepiej Philipsa, ale i inne wchodzą w grę, z ceramiczną powierzchnią grzewczą i najlepiej z odłączanym przewodem, który wtedy nie plącze się podczas prasowania, ona to robi za niego i jest to jedyna rzecz, jaką potrafi robić, bo że ma dwie lewe ręce do roboty to wiedział od samego początku, kiedy ją poznał, teraz już nawet nie ma się nad czym zastanawiać, dlaczego wybrał właśnie ją, była młodsza, urodziwa, pewnie to zdecydowało, bo teraz to może nawet nie spojrzałby na nią, jest wprawdzie wysoka, nie przytyła, ale łysieje, wszystko przez tę chemię, mówił jej tyle razy, aby nie robiła sobie włosów tak często, ale nie o tę łysinę się rozchodzi, tylko o to, czy do niego pasuje, w końcu jest dygnitarzem i pokazuje się w środowisku, spotkania, rauty, wycieczki, a ona teraz wyprowadziła psa na spacer i szybciutko dwa razy okrąża blok, że aż sunia musi załatwiać się w locie, bo smycz cały czas jest naprężona, ale przywykła do tej sterowanej przebieżki ze skórzanym paskiem wbijającym się w jej pozbawioną włosów wątłą, zaróżowioną delikatność szyi…
ten papieros trzymany w dwóch długich i wysuszonych palcach prawej dłoni, którego co chwila wtyka sobie między wyszminkowane wargi i którym zaciąga się tak mocno, że zachłystuje się dymem, starcza akurat na dwuokrążeniowy marszobieg, z którego powraca na drugie piętro, gdzie mieszka z mężem i córką, przedtem jeszcze z parką dorosłych już dzieci, przy wtórze skowyczących jęków suczki, która chciałaby jeszcze oblecieć niewysokie, syberyjskie świerki na skwerze…
on też pali, niedużo, w towarzystwie, przy kawie i alkoholu, w przerwach pomiędzy polityczną rozmową, a wykonywaniem patriotycznych pieśni przy gitarze, patriotyczne pieśni wychodzą mu najlepiej na imieninach po północy i jeśli w sąsiednim bloku są trzy miejsca, gdzie kultywuje się tradycje piosenek biesiadnych, u niego dominują maki, rozmaryny, brygady i ułani i dopiero przed trzecią nad ranem zaczyna dominować bieżący folklor…
sprawdza jeszcze ostrze białego kołnierzyka, zapina go i odchyla ku górze, aby zacisnąć wokół szyi krawat, o tak, krawat wiąże osobiście, nie musi nawet patrzeć się w lustro przy wiązaniu, lecz później, gdy chowa pod kołnierzem jedwabne powrozy i umieszcza tuż pod grdyką supeł kokonu, sprawdza dokładnie, jak prezentuje się w koszuli i krawacie z taniego bazaru, a zaraz potem w garniturze kupionym na oko, nie na miarę, jeszcze tylko lakierki, zawiązuje je na dwa oka, stawiając na przemian to lewą, to prawą nogę na wiaderku ze śmieciami, z przykryciem i kiedy już żona myśli, że stanie się cud, gdy jej mąż po makijażu i opryskaniu się fiołkową wodą chwyci za kabłąk wiaderka i uda się z nim do kosza na śmieci, on tymczasem zerka z wysokości drugiego piętra na garaże, sprawdzając, czy synuś wyprowadził czarnego mercedesa, i wyprowadził, a zatem trzeba schylić się jeszcze po skórzaną torbę, w której pomieścił całą swoją mądrość z przemowami i dokumentami niezmiernej wagi państwowej, żegna się z żoną, a niepocieszona córeczka przymuszona do wyniesienia śmieci, burczy coś pod nosem, ale nie zapomina zabrać z sobą komórki, bo pokonując te osiemdziesiąt metrów, jakie dzieli ją od wyjścia z klatki schodowej do pojemnika na śmieci, ma czas na wykonanie przynajmniej jednej rozmowy z chłopakiem, a jak złośliwcy utrzymują, z dziewczyną…
synuś zdążył jeszcze otrzeć z wczorajszego kurzu pysk maski mercedesa klasy S oraz błotniki, co teraz jarzą się głębią czerni w popołudniowym słońcu, zdążył nawet otworzyć drzwi od strony kierowcy, co tatuś powitał z więcej niż aprobatą, ale w końcu dwuletni volkswagen, którego tatusiowi udało się sprezentować pierworodnemu, wart jest wycierania irchą limuzyny dygnitarza, a w dodatku rodzonego taty, a przecież nie zawsze stosunki na linii ojciec - syn układały się poprawnie, bo synuś był krnąbrny, uczył się tyle o ile i nie doceniał tego, co jego ojczulek jest w stanie zrobić dla rodziny przez najzwyklejsze w świecie znajomości oraz to, że było nie było, jest od niepamiętnych czasów partyjnym dygnitarzem, o, tak, kłopotów było z nim co niemiara, ale w końcu, gdy egzaminy jakoś tam pozdawał, co było warunkiem załatwienia mu przez tatusia jakiejś roboty, przy której nie zaharowałby się na śmierć, a później samochodu, młodszy nareszcie się opamiętał i coraz bardziej wdawał się w ojca…
zdaje się po raz pierwszy tak na poważnie przypadli sobie młody ze starym do gustu, kiedy to tatuś zmuszony był na własną rękę poszukiwać zwycięskich głosów w wyborach parlamentarnych, bo stało się tak, że podpuszczony przez jeszcze ważniejszego niż on sam dygnitarza, na jakiś czas odłączyli się matki - krowy, partii, która pozwalała się wydoić ze stanowisk i rozlicznych apanaży, rad nie rad, wykonując z grupą politycznych przyjaciół tę voltę, na szczęście nie o całe sto osiemdziesiąt stopni wykonaną, nie miał innej możliwości niż wziąć we własne ręce kampanię wyborczą i gdzie tylko można przekonywał niezdecydowanych, ale też nie zabrakło takich, którymś w przeszłości coś tam przyobiecał, a że załatwić nie mógł, to przez ten układ, co to przy korycie konsumował przysmaki, innych odeń odpychając, i tak tatuś wpadł na pomysł taki, aby do starego, nadwątlonego przez rdzę mitsubishi żony podpiąć przyczepkę, na której umieścił swoje uśmiechnięte po szczurzemu podobizny nadrealnie potężnego formatu z niezbędną nazwą partii i koniecznym numerem na liście, synuś ocenił wtedy błyskawicznie, że jego ojciec opuszczając zasłużoną partię i zamieniając ją na mniejszą może mieć niejakie kłopoty w przedłużeniu pobytu w parlamencie, a do tego przecież obaj plus żona i córki dopuścić nie chcieli, ocenił tedy synek sytuację jak przystało na młode, polityczne, tatusiowe zaplecze i razem ze swoim mentorem objeżdżali tym dyliżansem miasta, wioski i miasteczka, aby wizerunek dygnitarza utrwalić w pamięci przydrożnej społeczności, a jeśli ktoś zapyta, dlaczegóż to ciągnikiem karawanu nie uczyniono czarnego mercedesa klasy S, odpowiedź jest prosta, aby nie koleć w oczy bogactwem, już to nie promować niemieckiej firmy samochodowej, albowiem ze wcześniejszych publicznych wystąpień tatusia wynikało, że strasznie jest przeciwny korzystaniu z gadżetów, zwłaszcza udostępnianych społeczeństwu przez niemiecką nację, w każdym bądź razie lepiej dmuchać na zimne, gdy wybory tuż tuż…
plan wypalił, w czym zasługa i karawaningowych peregrynacji, i wystąpień na wiecach, spotkaniach, zebraniach, po mszy, na targowicach, na ulicznych deptakach, w strażackich remizach, na szkolnych akademiach i uroczystych obchodach rocznic wielkich i małych, sławiących zwycięstwa i klęski, także z powodu plakatów przystrajających dorodne drzewa i ogłoszeniowe słupy, witryny sklepowe i opustoszałe tablice ogłoszeń dygnitarz zyskiwał popularność i mniejsza o to, że podlakierowanej buźce tatusia domalowywano sumiaste wąsy pod nosem, a na nich okulary Harrego Pottera, liczył się wizerunek byle jaki, ale rozpoznawalny…
kiedy już dostąpił zaszczytu bycia posłem i przebolał był utratę oszczędności, jakie zainwestował w kampanię, okazało się, że mniejsi bracia ponownie zasilili wymiona krowy - matki, owej partii, co ich przez lata karmiła i wraz z nią przejęli w najwłaściwsze ręce insygnia i inne przymioty władzy, a zatem tatuś mógł ze śmiałością pomyśleć o korzystnym wydaniu za mąż starszej córki, o zakupie mieszkanka dla nowożeńców, o samochodziku dla córeczki, tudzież interesującej a niekłopotliwej pracy dla niej, a przecież przez lata systematycznie przeznaczał też swoje kieszonkowe na daczę nad jeziorem, która niechcąco rozrosła się do postaci pałacowego domu, gdzie na stare lata, a może i wcześniej, bo dygnitarze starzeją się długo i ociężale, można by sobie pomieszkać godniej niż w trzypokojowym mieszkaniu na drugim piętrze odnowionego, ale w końcu tylko bloku…
mercedes klasy S puścił za sobą ekologiczny dym na znak, że tatuś, wyprasowany, wypachniony i pod krawatem opuszcza rodzinne gniazdko, w którym synuś zażywać będzie popołudniowej sjesty, popijając schłodzone piwo, żoneczka szlifując pazury, obmyśli do jakiego tym razem ma się udać salonu, aby pozwolić sobie zrobić z tej resztki włosów, co jej została na głowie, kolejną trwałą, najmłodsze dygnitarskie dziecko wda się w sms-owe łamigłówki z chłopakiem, złośliwi przysięgną, że z dziewczyną i tylko starsza córka, korzystnie pożeniona, ileż to wycierpi się przy zmianie pieluch swej pociechy, bo dzieci nawet u dygnitarskich córek się zdarzają…
pojechał był nasz tatuś, mężuś i dygnitarz w jednej skromnej osobie, aby gdzieś tam w salce byle jakiej, kinie, szkole, remizie, na stadionie, na mieście, na przystrojonej zawczasu balowej sali przemówić z kartki i bez, aby zapewnić, obiecać, a jeśli trzeba, a trzeba, naurągać tym, których jeszcze w perspektywie kolejnych, municypalnych tym razem wyborów, należało powymieniać na lepszych, lojalnych, dobrze się kojarzących, bardziej prawdziwych od innych, i gdzieś tam na wiecu, spotkaniu, zebraniu, raucie, będąc zaproszonym lub wpraszając się oknem a drzwiami roztoczyć miał przed publicznością plany skomentowane oklaskami na stojąco, zachęcające tatusia, aby zasiadł do przygotowanej przezornie gitary i zaśpiewał o makach, rozmarynach, brygadach i ułanach…
a na odchodnym, dłonie wyciągnięte ku niemu ściskając, już pożegnawszy się, przy wyjściu, tatulek rozpiął najwyższy guzik i poluzował krawat i już rozmyślał o tym, czy żonka zdążyła żelazkiem marki Philips wyprasować mu kolejną bieluchną koszulę, którą nabył był po znajomości na bazarze.

[18.06.2017, Campigneulles Les Grandes we Francji i 19.06.2017, Parking na A 361 pod Tiverton, Devon, Anglia]


1 komentarz:

  1. Skąd ja znam takie obrazki...A przywołujesz je ciekawym stylem i niebanalnym obrazowaniem, za co należą się gratulacje.
    Serdeczności

    OdpowiedzUsuń