CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

24 czerwca 2017

POWODZENIE

Urocza dziewczynka z pszenicznymi loczkami swobodnie opadającymi na zaokrąglone, pulchniutkie ramiona, uśmiecha się szczerze, serdecznie, a z pomiędzy rozchylonych, czereśniowych warg błyskają iskierkami perełki ząbków. Ubrana w kwiecistą, podkasaną sukienkę z dominującym różem biegnie po łączce, całej w stokrotkach i bąbelkach mniszka, ścigając przelatującego na wysokości jej czoła motylka. Widać, że szczęśliwa, beztroska i zdrowa, a wszystko to z powodu korzystania z zestawu witamin dla dzieci w wieku 5-9 lat, co uwidoczniono poniżej zdjęcia wyraźna, pogrubioną czcionką, ale i tak fotografia córeczki Joanny zajmuje dwie trzecie powierzchni plakatu reklamującego niezbędne dla organizmu witaminizowane mikroelementy produkowane przez firmę farmaceutyczną starającą się zaistnieć na rynku poprzez propozycję zestawów przeznaczonych dla siedmiu grup wiekowych, w odróżnieniu od firm oferujących leki skierowane do co najwyżej czterech przedziałów wiekowych potencjalnych klientów. To pomysł marketingowców, opierający się prawdopodobnie na założeniu, że jeśli istniejące dotychczas na rynku firmy proponują niemal identyczny skład preparatów i występuje on u wszystkich pod postaciami tabletek, substancji sproszkowanej lub w płynie, należało zastanowić się nad precyzyjniejszym zaadresowaniem produktu, aby klient nie miał problemu z wyborem najwłaściwszego opakowania. Joanna oczywiście dostała w prezencie dla siebie i dla córki te najlepiej przystające do ich wieku substancje, ale, prawdę mówiąc, najbardziej cieszyło ją to, że wybrano akurat jej córkę, a było to dziełem przypadku. Szczęśliwy traf spowodował, że na portalu społecznościowym pan zajmujący się wizerunkiem produktu firmy dotarł do jej profilu i obejrzał umieszczone w nim zdjęcia, jak się później wyraził, zjawiskowej Kingi.
Joanna najpierw otrzymała powiadomienie na portalu, potem napisano do niej maila, aż w końcu doszło do rozmowy telefonicznej. Nawet po tej miłej i obiecującej rozmowie Joanna nie mogła uwierzyć, że spotkało ją i córkę takie szczęście. Nigdy dotąd nie miała szczęścia ani w grach liczbowych, ani też w korzystaniu z jakichkolwiek gratisowych promocji, a tymczasem dowiedziała się, że firma nie tylko zaakceptowała wygląd Kingi, ale że za jej wizerunek zapłaci, zorganizuje odpłatną sesję zdjęciową, która spowoduje, że twarz córki stanie się dla firmy czymś w rodzaju logo produktu. Czy mogła się na to nie zgodzić?
Nie chcąc przed córka ukrywać niczego, co dotyczyło bezpośrednio niej, omówiła z Kingą plany, jakie marketingowiec powziął wobec dziecka, najpierw podczas telefonicznej rozmowy, potem przy kawie w małej knajpce w śródmieściu w bezpośredniej rozmowie. Joanna przezornie nie zabrała Kingi na to spotkanie, zostawiła ją u swojej matki. Tak lepiej, myślała, gdyby miało się okazać, że interes, w który obie wchodziły jest niepewny, więc bezpieczniej  oszczędzić córce ewentualnego rozczarowania.
Rozczarowania nie było, był sukces, tyleż niespodziewany, co może i niezasłużony, bo ładniutkich dziewczątek w wieku Kingi jest tak wiele, więc równie dobrze można było wybrać którąkolwiek z pozostałych ślicznotek, gdy tymczasem… tymczasem zaszkliły się jej oczy, gdy brała do ręki banknoty za sesję zdjęciową oraz tę wybraną fotografię do reklamowania preparatów witaminowych, a były też inne zdjęcia, które miały pojawić się na etykietach stopniowo wprowadzanych na rynek kolejnych produktów firmy. Na dodatek Joanna dostała dwa bilety, dla siebie i dla córki, które upoważniały je do spędzenia tygodnia w luksusowym apartamencie jednego z najdroższych hoteli w kraju.
- Matko Boska, to ja za te pieniądze miałabym dwumiesięczne wczasy z córką - wykrzyknęła do mężczyzny, który zajmował się ją i jej córką przez cały czas trwania sesji zdjęciowej.
Już nawet nie pamięta, jakimi słowami uprosiła patrona, aby zamienił luksusowy pobyt w spa - hotelu na gotówkę. I to się udało. Była przeszczęśliwa, ale o tej zamianie nie powiedziała córce. Wciąż nie wierzyła swemu szczęściu, podejrzewając, że to obdarowanie, jakiego doświadczyła musi przecież z wynikać z jeszcze czegoś innego i dlatego otrzymawszy ten dar, najszybciej jak to możliwe, spakowała swoje i córki rzeczy, i opuściła czym prędzej stolicę….
(możliwa kontynuacja)

[21.06.2017, Campigneulles Les Grandes we Francji]  

11 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawe...
    Konieczna kontynuacja.
    :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie.
      Intrygujące...

      Usuń
    2. Kontynuacja jest w głowie, nawet "detalicznie" przemyślana... jeno potrzeba czasu, bo samo się napisanie nie zrobi... pozdrawiam Stokrotkę i Izę

      Usuń
  2. Nie godzi się zostawiać czytelnika w takim momencie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... no nie wiem, ale kolejny wątek rozpoczyna się w innym miejscu i tak wypadło, aby tutaj akurat postawić kropkę... pozdrawiam

      Usuń
  3. Cieszę się z sukcesu, ale czy wszystko dokładnie sprawdzono? Ciąg dalszy wskazany...
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... ciąg dalszy będzie poniekąd zaskoczeniem, tak to sobie umyśliłem... pozdrawiam

      Usuń
  4. Fikcja literacka czy życie? Jeżeli to pierwsze, to faktycznie ciąg dalszy może być ciekawy. Jeżeli drugie, to ucieczka nic nie da, bo nie ma nic za darmo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hm... tam, gdzie pod tekstem zamieszczona jest "etykieta"/"tag" "inwazja słów", tam zawsze posługuje się fikcją... pozdrawiam

      Usuń
  5. Dalsza część chyba byłaby najbardziej interesująca.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... oby tak było, bo tę pierwszą traktuję jako taki nieco dłuższy wstęp... pozdrawiam

      Usuń