ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

04 grudnia 2017

TRANSPODRÓŻ (28) ZASKOCZENIE

Po nocy spędzonej na parkingu pod kościołem w Poddębicach wyruszyłem, tak jak w poprzednim kursie, do Malanowa (materace i wersalki). O dziwo, na załadunek czekałem tylko półtorej godziny, po czym wróciłem na bazę, aby zmieniono mi opony letnie na zimowe, no i w końcu obrałem kurs na Landau w Niemczech - nieco ponad tysiąc kilometrów.
Zgodnie ze wszystkimi znakami na niebie, tudzież prognozą pogody, zaczął padać śnieg, który szczególnie dawał o sobie znać w centralnej Polsce, ale i później uciążliwie sypało aż do granicy pod Zgorzelcem, a także w Niemczech, choć tam z przerwami i im dalej na południe, tym mniej świeżego puchu.
Dojechałem jakieś dwie godziny przed czasem, co wykorzystałem na sen. Malanowski rozładunek jak zwykle trwa długo, bo towar opuszcza pakę ręcznie. Tym razem jednak nie musiałem rozładowywać go sam; wydatnie pomogła mi para młodych Niemców. Aż mi się nawet żal zrobiło młodej Niemki, która targała na grzbiecie niewygodne do niesienia materace… no cóż, takie życie.
Po rozładunku i przejechaniu na byle jaki parking, gdzie zjadłem śniadanie czekała mnie niespodzianka.
Otóż otrzymałem polecenie jazdy do Dreieich pod Frankfurtem nad Menem, skąd podczas poprzedniej trasy dostałem kurs na Polskę, aby ponownie przejechać do Leszna, do tej samej hurtowni medycznej, w której byłem przed dziewięcioma dniami. Zdarzyło mi się to pierwszy raz, abym już po pierwszym kursie wracał do Polski. Po chwili otrzymuję na komunikatorze wiadomość, że po rozładunku w Lesznie mam podjechać do Mysłowic na Śląsku, aby stamtąd około godziny 22 w niedzielę wyruszyć do Francji (Rennes).
Tak i też podjechałem do Dreieich, załadowano mi dwie palety ze sprzętem medycznym i pojechałem.
Praktycznie przez całą drogę w Niemczech nie padało, tak że pozwoliłem sobie na nieco szybszą jazdę, aż do Polski, gdzie ponownie zaczął padać deszcz ze śniegiem, potem sam śnieg, szczególnie intensywnie tuż przed Lesznem.
I znów udało mi się przybyć na miejsce rozładunku na dwie godziny przed czasem, co pozwoliło mi się porządnie wyspać.
No i w końcu przed dziesiątą jazda na Śląsk, i konieczny postój przed Rawiczem w Dąbrówce na pierwszy podczas tej trasy gorący posiłek (nie licząc kawy). Trochę sobie zaczekam w tym miejscu, potem przejadę jakieś 150 kilometrów i poszukam miejsca na nocleg, a w niedzielę po południu podjadę już do Mysłowic; może załadują mnie wcześniej, bo do Rennes szmat jazdy.

[02.12.2017, Dąbrówka (63-100), Rawicz]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz