ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

16 grudnia 2017

TRANSPODRÓŻ 34 PLOTECZKI

Podsumujmy:
1) Malanów (Sungarden) - Landau (Danisches Bettenlager) w Niemczech;
2) Dreieich (DHL Hitachi) w Niemczech - Leszno (Miro);
3) Mysłowice (Valeo Autosystemy) - Chartres de Bretagne (Peugeot/Citroen) we Francji;
4) Vitre (Breger) - we Francji - Souchaux (PSA) we Francji;
5) przeładunek Vesouil we Francji - Freiburg w Niemczech;
6) Audincourt (Peugeot Japy) we Francji - Trith St. Leger (PSA) we Francji.
A teraz kluczowe pytanie: w jakim celu wypisuję te poszczególne kursy podczas obecnej trasy? Otóż zdarza mi się zapomnieć, gdzie byłem dnia poprzedniego, to raz, a dwa, że warto jest pamiętać, gdzie się było choćby z tego powodu, że bywa się w tych samych miejscach (Malanów, Leszno, Souchaux, Dreieich), co ułatwia analizowanie trasy, ilości przejechanych kilometrów, czasu, w jakim dany kurs należało odbyć.
Kilka wrażeń i spostrzeżeń.
Najpiękniejsza grudniowa pogoda w Bretanii (3 i 4); tam też chyba w ogóle najpiękniej - w Bretanii i przejeżdżając przez Normandię.
Jazda „na maxa” - ta ostatnia (6), w dwóch miejscach płatną autostradą. Ale bez przesady, maksymalnie jechałem 105 km/h, a to z tej przyczyny, że mam założony „kaganiec” na maksymalną szybkość - właśnie tyle kilometrów na godzinę.
Największy wysiłek - trasa nr 5. W tym miejscu pewne wyjaśnienie. Francuska żandarmeria ułapiła kolegę z firmy - Ukraińca, wcześniej go nie znałem - za przeładowane auto. Firma zapłaciła 90 euro kary, a na dodatek miała dostarczyć auto, aby podzielić ładunek. Byłem chyba najbliżej i już po rozładunku w Souchaux, więc podjechałem do nieszczęśnika, który podróżował z Hiszpanii do Czech. Przeładowaliśmy połowę ładunku na moje auto, a kiedy żandarmi oddali ukraińskiemu kierowcy dokumenty, wyruszyliśmy jakieś 160 kilometrów do Freiburga w Niemczech (trzeba było wydostać się z Francji). Tam na parkingu przy Shellu przerzuciliśmy z powrotem tę część ładunku, który zabrałem na swoje auto. Ukrainiec pojechał dalej, a ja pozostałem na tym parkingu na noc. W tym miejscu pora na kolejne „naj”. Najdłużej spałem właśnie w Niemczech pod Freiburgiem. Tutaj też przeżyłem rozkosz poranka dnia następnego - piękne,  boleśnie rażące oczy słońce. Później sprintem pod załadunek i na maksymalnej prędkości co celu pod Valenciennes.
Apetyt, o dziwo, mi dopisuje. Gdyby ktoś pytał, czy lubię „chińskie zupki”, odpowiadam, lubię, ale w domu ich nie jadam, no, może raz na rok. Ale „chińska zupka” w podróży, gdy nie ma czasu na dania Gesslerowej, smakuje wyśmienicie, tyle że ubogacam taką zupkę porcją szybko gotującego się makaronu oraz bulionową kostką. O ile w domu jem zazwyczaj wtedy, gdy jestem głodny, lecz również o określonych porach dnia (czasami także nocy), to w podróży liczy się to, aby posiłek, jaki spożywam rozgrzewał żołądek i resztę wnętrzności aż po jelita. „Chińska zupka”, tudzież kawa lub herbata czynią swoją powinność - rozgrzewają. Rzecz jasna nie jadam tych zupek „wkoło Macieju”. Ostatnia moja wieczerza to puree ziemniaczane połączone z jednojajeczną jajecznicą na oleju ze sporą wkładką drobno posiekanej cebuli plus sałatka w occie z papryki, ogórków, oliwek i cebulki oraz trochę surówki z kiszonej kapusty. Jak widać obywam się bez mięsa, nie że w ogóle nie jadam, ale niewiele, natomiast cebula musi być. Zauważyłem, że spożywając cebulę (nie w straszliwie wielkich ilościach) nie cierpię na przeziębienia i tym podobne głupoty. Doszło nawet do tego, że podejrzewając, przeczuwając, że jestem o krok od przeziębienia, staram się natychmiast zaserwować sobie troszkę cebuli w rozmaicie sporządzanych daniach.
No i poplotkowało się ciut o sobie, swoich przyzwyczajeniach, wrażeniach. Już piątek, dla niektórych ukochany piąteczek; dla mnie marzeniem byłby kurs z piątku na poniedziałek, ale jak będzie, się okaże.

[08.12.2017, Freiburg w Niemczech]


3 komentarze:

  1. Klik dobry:)
    Już dziś przybywam, by życzyć zdrowych i wesołych świąt. Następny tydzień poświęcam już tylko bliskim w realu.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiem krótko - dzielny z Ciebie chłopak.
    :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie dziwi mnie, że zapisujesz, już od czytania głowa boli!
    Zupki chińskie są całkiem całkiem, zwłaszcza w podróży, a tym purre z jajecznicą to mi narobiłeś apetytu:-)
    O cebuli rewelacje znalazłam u Annabel:
    http://cobytujeszcze.blogspot.com/2017/12/tak-jakby-o.html

    OdpowiedzUsuń