ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

16 grudnia 2017

TRANSPODRÓŻ (36) ZIMOWO Z BIAŁYMI KWIATAMI

Niedziela na parkingu w La Sentinelle, niedaleko Valenceinnes. Siódma rano. Zadymka śnieżna, która potrwa do dziesiątej. Obserwuję jak śnieg tworzy coraz grubszą warstwę mokrej, przylegającej do asfaltowego podłoża waty. Temperatura około zera, a więc gdyby nie ten intensywny opad, śnieg topiłby się natychmiast, tworząc burą breję. Ta z kolei powstaje na pobliskiej autostradzie A2. Samochody jadące teraz wolniej rozbryzgują opadające płachty śnieżnej zamieci, pozostawiając po unurzanych w wilgoci oponach skrzące się srebrzyście granatowe koleiny. Przejeżdżające pługi ostatecznie oczyszczają szosę z pośniegowego błota. Ruch na autostradzie staje się coraz szybszy, a na parkingu po dziesiątej, spod mizernej, acz równomiernie rozpostartej przybrudzonej bieli, prześwituje asfalt. Śnieg już nie pada. Silny wiatr, który po przejściu śnieżycy zmienił swój kierunek, niezdarnie przywiewa sporadyczne krople deszczu. Przede mną, przy drodze wyprowadzającej auta z parkingu na autostradę szpaler brzóz uchyla swoje nagie ogłowia koron przed podmuchami wiatrzyska, które zdaje się tracić wcześniejszy impet. Starsze i wyższe brzozy ogołocone są z listowia i drapią wiotkimi gałązkami nasycone wilgocią powietrze. Kilka młodszych brzóz ubranych jest jeszcze w intensywnie żółtą sukienkę liści. Wiatr na chwilę ustaje, drzewa pokornieją w oczekiwaniu na kolejną szarżę podmuchu i nagle z nadciągającej z nienagła sinobrunatnej chmury wylewa się jak z dziurawego kubła deszcz. Ciężkie krople systematycznie roztapiają niknące w oczach prześcieradło śniegu na parkingu, znów wzmaga się wiatr, zacina z ukosa, przegania nabrzmiałą wodą jak balon ciepłym powietrzem chmurę, brzozy znów się kłaniają, a po przedniej szybie auta ślizgają się oderwane od krawędzi dachu bezkształtne płachty tego, co przed godziną, dwiema, było jeszcze śniegiem. I tak już zostanie. Do południa? Do wieczora? Aż powróci słoneczny wyż. Czy zdoła powrócić?
Pomiędzy siódmą a dziesiątą posilam się prędkim śniadaniem, kilkoma łykami ciepłej kawy z termosu, kawy zrobionej poprzedniego dnia wieczorem, jeszcze papieros i znów zapadam w szybki, nietrwały sen. A w nim wieczór, jadę samochodem osobowym do punktu A, do jakiegoś miasta, lecz nie wiedzieć czemu, mylę trasę i oddalam się od miejsca, do którego miałem dojechać. Zatrzymuję się na takim zwyczajnym, wiejskim przystanku autobusowym. Wysiadam z auta, aby odczytać nazwę miejscowości. Nagle słyszę za sobą kobiecy głos:
- Czy może mi pan powiedzieć, co tam jest napisane? O której godzinie jest pogrzeb?
Odwracam głowę ku temu głosowi. Postać kobiety jest tak zamazana, że nie potrafię odczytać rysów jej twarzy.
- Pan też na pogrzeb? - kobieta pyta dalej.
- Proszę pani, ja nie wiem nic o żadnym pogrzebie. Nie jestem stąd, zgubiłem się i właśnie próbuję znaleźć właściwą drogę.
- Aha, to w takim razie przepraszam.
Wsiadam do samochodu, zapuszczam silnik i jadę. W gęstniejącym mroku mijam ludzi idących w stronę przeciwną do kierunku mojej podróży. Ludzie trzymają w dłoniach naręcza białych kwiatów… i wiązanki, i wieńce także ozdobione są białym kwieciem….
Minęła jedenasta. W pogodzie bez zmian.

[10.12.2017, La Sentinelle, Nord we Francji]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz