CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

02 stycznia 2018

PRZEDRUKI (4) "TAK DZIAŁA BÓG"

TAK DZIAŁA BÓG

[artykuł (nr 1-2/2018) pochodzi z dostępnej publicznie strony internetowej „Tygodnika Powszechnego”; podkreślenia moje]

ABP HENRYK MUSZYŃSKI, BŁAŻEJ STRZELCZYK 22.12.2017 ABP HENRYK MUSZYŃSKI, prymas senior: 
/Jeśli ktoś w przestrzeni publicznej deklaruje przywiązanie do wiary, a później krzewi  strach przed drugim człowiekiem, to mamy do czynienia albo z kiepskimi fundamentami tej wiary, albo ze służeniem fałszywej ideologii./
BŁAŻEJ STRZELCZYK: Księże Prymasie, jak nie zwariować w nadchodzącym roku?
ABP HENRYK MUSZYŃSKI: Niech pan będzie wierny swoim przekonaniom, niezależnie od koniunktury.
B.S. Łatwo mówić.
HM. Jeśli pan, już na początku naszej rozmowy, wyraża przekonanie, że będę tu tylko „ładnie mówił”, to się zaczynam trochę niepokoić. Chociaż z drugiej strony, taką już sobie wybraliśmy konwencję, w wywiadzie ma być ładnie, pan ma ładnie pytać, ja mam ładnie odpowiadać, a może po prostu mówić szczerze, prosto, bez pozy i udawania.
B.S. Czemu się więc Ksiądz Prymas niepokoi?
H.M Znam wielu ludzi, którzy ładnie mówią. Mam, wie pan, 85 lat, i słyszałem tysiące osób, które mogły się pochwalić świetną erudycją, a jeszcze bardziej wykwintną elokwencją. Nie jest to zresztą nic nowego, bo już Psalmista mówi: „ma oblicze gładsze od masła, a język napastliwy”.
B.S. I co z nimi?
H. M. Mają jedną, kluczową wadę – są całkowicie niewiarygodni. Zna pan takich ludzi? Mają pełne usta fraz o dobru ogółu, o szacunku, o bezpieczeństwie itd., a gdyby się tak nachylić do rzeczywistości, to się okazuje, że są niewiarygodni.
B.S. To też ładne, z tym „nachylaniem się do rzeczywistości”.
H.M. To jedyna rzecz w życiu, która nie kłamie. Rzeczywistość jest! Rzeczywistość nie umie oszukiwać, snuć insynuacji, kalkulować. Życie na ogół nie kłamie. Dlatego największy dramat jest wtedy, gdy to, co się mówi, pozostaje w sprzeczności z życiem. Boże, broń nas przed czymś takim. Biblia ostrzega, że nie po słowach, ale po owocach poznaje się jakość drzewa i ludzi.
B.S. A gdy się nie jest wiarygodnym?
H.M. Wtedy traci się zaufanie, a bez zaufania nie da się niczego trwałego i godnego uwagi zbudować.
B.S. Co to jest zaufanie?
H.M. „Tygodnik” wręczał niedawno Medal św. Jerzego panu prof. Adamowi Strzemboszowi, prawda?
B.S. Prawda.
H.M. Dzięki Bogu, że mamy drugiego z mojego, przedwojennego pokolenia człowieka, który może stanąć przed audytorium i powiedzieć: „warto być przyzwoitym”, choć, jak zwykł powtarzać prof. Bartoszewski, „warto być uczciwym i przyzwoitym, choć nie zawsze się to opłaca. Opłaca się być nieuczciwym, ale nie warto”.
B.S. Ufa Ksiądz Prymas profesorowi Strzemboszowi?
H.M. Nie sposób nie ufać. Przede wszystkim biorąc pod uwagę jego kompetencje. Po drugie – elementarną prawość. Wobec obecnych zawirowań, półprawd, insynuacji, a także – i nie boję się tego powiedzieć – kłamliwych ideologii, musimy mieć takich ludzi jak on. Ludzi, którzy stoją nie na straży swoich przekonań, lecz na straży elementarnej przyzwoitości, prawości i konstytucji. Nie jestem prawnikiem, muszę zatem polegać na osobach kompetentnych, do których mam zaufanie. My dziś mamy, niestety, ogromny deficyt zaufania. Bo to jest, wie pan, klucz do drugiego człowieka. Jeśli nie ufamy, nie mamy relacji. A człowiek jest istotą relacyjną, „nikt nie jest samotną wyspą”, i właśnie w relacji do innych weryfikuje się wymiar naszego człowieczeństwa – na ile jesteśmy ludźmi zasługującymi na zaufanie.
B.S. Nie zwariować, czyli ufać?
H.M. Tak, bo Pan Bóg znając nasze słabości, zaufał nam, a to zobowiązuje. Oczywiście dał nam również rozsądek i mądrość, która nakazuje, by przed kleptomanem nie kłaść pieniędzy. Trzeba zaufać bez wstępnych założeń. Ja się staram każdego ranka wzbudzać w sobie na nowo zaufanie do człowieka. Prof. Strzembosz jest dla mnie człowiekiem w pełni wiarygodnym, szukającym zawsze i wszędzie obiektywnej prawdy. Stąd w sprawach jurydycznych, i nie tylko, mogę na nim polegać. Pomimo zmieniających się społeczno-politycznych uwarunkowań zawsze był i pozostał sobą.
B.S. A jak się nie dać koniunkturze?
H.M. Musi pan pogodzić się z tym, że będzie się pan narażał. Jedni będą bili brawo, drudzy będą siać wątpliwości i podważać. W takiej konfrontacji zawsze trzeba zachować spokój i wierność samemu sobie i własnym przekonaniom. Zawsze, gdy zaczną bić brawo albo podważać, należy zachować wzmożoną czujność i spokój. Znane porzekadło głosi: „ponieważ tłum ci klaskał, jest to dowód, żeś nie kłuł, lecz głaskał”.
B.S. To czym się kierować, żeby ­zachować spokój?
H.M. Szukać prawdy. A prawda jest właśnie w rzeczywistości, czyli w zgodności faktów i wydarzeń z obiektywnymi realiami. Kiedy pojawiają się wątpliwości, niech pan natychmiast weryfikuje i sprawdza, czy to, co się wydarzyło, odpowiada obiektywnej prawdzie i rzeczywistości.
B.S. A dlaczego jest tak, że jedni będą bili brawo, a drudzy podważali?
H.M. No właśnie dlatego, że się siebie boimy lub szukamy poklasku i chwały dla własnego „ja”. Jesteśmy przekonani, że światem rządzi rywalizacja, że na wierzch ma wypłynąć nie obowiązująca i elementarna prawda, tylko raczej moja racja. I to nam przeszkadza w nawiązywaniu relacji z innymi.
B.S. A mogę zmieniać zdanie?
H.M. Nie! Nie w sprawach zasadniczych. Tylko musi pan wiedzieć, jakie to są sprawy zasadnicze. Życie przyzwoite będzie miało jakby dwa bieguny. Na jednym musimy sobie powiedzieć: „bądź wierny przekonaniom, niezależnie od koniunktury”, ale na drugim biegunie: „nie przestawaj być swoim własnym siewcą niepokoju”.

B.S. Co to znaczy?
H.M. Zachowuj dystans wobec samego siebie. Umiej spojrzeć na siebie z dystansu i krytycznie, a równocześnie pogłębiaj i udoskonalaj swoje przekonania. Modyfikuj je i podawaj w wątpliwość tam, gdzie nie jesteś pewien.
B.S. Podważaj?
H.M. Niekoniecznie, zazwyczaj wystarczy krytyczna ocena, ale jeśli trzeba, to także podważaj, przede wszystkim własne, niekoniecznie innych. Przy moralnej ocenie jakiegoś czynu liczy się intencja, a przecież nie mamy klucza do poznania zamiarów drugiego człowieka. Stąd mądra zasada biblijna mówi: „nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni”. Ciągle zadawaj sobie pytanie, czy to, co mówisz, jest prawdą. A w sprawach zasadniczych – trwaj!
B.S. Od kogo się tego nauczyć?
H.M. Np. od ks. Adama Bonieckiego. Ja naprawdę nie mogę zrozumieć, skąd się wziął ten nałożony na niego zakaz wypowiadania się w mediach. To dramatyczne nieporozumienie. Znam wiele osób, które mówią: dzięki Bogu, że jest ktoś taki jak ks. Adam, bo jest jednocześnie krytyczny i autentyczny jako chrześcijanin, a to podtrzymuje moją wiarę. „Prawda jest symfoniczna” – pisze Hans Urs von Balthasar. Myślę, że ten zakaz może wynikać właśnie z przekonania, że Kościół zawsze musi „śpiewać unisono”. Tymczasem, powiedzmy to sobie wyraźnie: nikt nie może mieć monopolu na prawdziwy katolicyzm. Podobnie nie godzi się osądzać życia człowieka, który już stanął na sądzie Bożym, czyli w obliczu Bożego miłosierdzia. Nie można także nie dostrzec, jak wielkim błogosławieństwem jest modlitwa dla najbliższych, którzy przeżywają dramaty podobne do tych, które są związane z tragiczną śmiercią pana Piotra Szczęsnego. W czasie pogrzebowego kazania ks. Adam głosił Ewangelię nadziei, za co chciałem mu w tym miejscu serdecznie podziękować.
B.S. Ksiądz Prymas dobrze się czuje w świecie?
H.M. Muszę przyznać, że czuję się trochę wyobcowany. Za szybko to wszystko pędzi, chyba na złe sprawy położyliśmy zbyt duży akcent, a nie dostrzegamy dobra, które najczęściej kwitnie w ukryciu, ale niestety nie jest „medialne”.
B.S. To znaczy?
H.M.  Np. smucę się bardzo, że nie dość słuchamy papieża Franciszka. To jest prorok naszych czasów! Niech pan chwilę poczeka (wychodzi po notatki, do pokoju obok). Tu jest to zdanie papieża podsumowujące czasy, w których żyjemy, i od razu dające receptę: „Musimy ponownie odczuć, że potrzebujemy siebie nawzajem, że jesteśmy odpowiedzialni za innych i za świat, że warto być dobrym i uczciwym”. Zbyt długo pozostawaliśmy w stanie degradacji moralnej, drwiąc z etyki, dobroci, wierności, uczciwości. Nadeszła chwila, by uznać, że ta radosna powierzchowność na niewiele się nam zdała. To zniszczenie wszelkich podstaw życia społecznego prowadzi do wzajemnej konfrontacji w imię obrony swoich interesów. Powoduje pojawienie się nowych form przemocy i okrucieństwa oraz uniemożliwia rozwój prawdziwej kultury, troski o środowisko naturalne”.

B.S. „Laudato si”?
H.M. Tak, numer 229. Najpierw diagnoza: nie ma pan wrażenia, że żyjemy w świecie egoizmów indywidualnych i zbiorowych? Co to znaczy, że zaczęliśmy dbać niemal wyłącznie o swój własny interes lub interes własnej partii, najczęściej – niestety – kosztem innych? Papież pisze o egolatrii, czyli kulcie własnego „ja”. Taka postawa prowadzi do wyobcowania i osamotnienia. Bo kiedy myślimy wyłącznie o własnych interesach i korzyściach, to przestają się liczyć zdanie i dobro drugiego człowieka. „Ja wiem, co należy zrobić”. „Znam prawdę tak doskonale, że drugi człowiek jest mi niepotrzebny, albo staje się dla mnie wyłącznie przedmiotem, narzędziem do osiągnięcia tego, co sobie zamierzyłem”. Straszne.
B.S. To jaka jest recepta?
H.M. Otworzyć się na Boga i ludzi. Pierwsze otwarcie owocuje doskonałością i świętością, drugie otwarcie – na człowieka – pozwala odnaleźć bliźniego. Człowiek wzrasta i sprawdza prawdziwy wymiar człowieczeństwa właśnie w relacji z drugimi. Nie ma innego wyjścia. Tak jesteśmy stworzeni, że prawie wszystko weryfikuje się w relacjach z innymi. Ale żeby była relacja, to musi być otwartość, gotowość spotkania i miłość.
B.S. Jaka miłość?
H.M. Taka, jakiej doświadczamy ze strony Boga. Św. Jan, apostoł miłości, przypomina, że „miłość nie na tym polega, że my umiłowaliśmy, ale to Bóg pierwszy nas umiłował”. Jest to miłość, która wyprzedza sprawiedliwość. Tymczasem my chcemy żyć zgodnie z zasadami, prawami i normami, które sami wyznaczamy i uznajemy je za sprawiedliwe, i w dodatku usiłujemy je także egzekwować.
B.S. Abp Grzegorz Ryś mówił kiedyś, że „sprawiedliwość jest ­wyznaczana tylko dla satysfakcji tego, kto nakłada karę. A miłość daje szansę na poprawę”.
H.M. Jest to być może nieco jednostronne, ale prawdziwe. Bo my byśmy rzeczywiście chcieli, żeby wszystko było tak, jak wymyślimy. A teraz mamy czasy, w których ulegamy tendencji do radykalizmów, biało-czarnych, nieznoszących sprzeciwów postaw. Delikatnie mówiąc, jest to ogromne uproszczenie, bo rzeczywistość jest zawsze złożona i wielowymiarowa. Niedocenianie tego jest groźne, bo rodzi ideologie, a później dyktatury. Historia świata zna przypadki, w których zaczynały rządzić ideologie, a dyktatorzy wprowadzali swoje przekonania za wszelką cenę, nawet za cenę życia drugiego człowieka. Zanim więc ruszy pan w świat, proszę najpierw sprawdzić swój fundament. Na czym pan stoi i buduje? Bo jeszcze jest czas, żeby ten fundament uformować i wzmocnić. Jak się w świat pójdzie albo z przekonaniem narcyzmu, a zwłaszcza, nie daj Boże, egolatrii, to później modyfikować swoje „ja” będzie trudno i jeszcze po drodze skrzywdzi pan trochę ludzi.
B.S. Na czym stoi Ksiądz Prymas?
H.M. Człowiek jest dla mnie żywą ikoną Świętego Boga. Jedyną w świecie i niepowtarzalną! To daje mi oparcie wobec wszystkich ideologii. Od tej tożsamości uzależniona jest moja otwartość na świat i bliźniego. Jak się pan nie zakotwiczy w tym fundamencie, to się pan zacznie bać i przeżywać frustracje.
B.S. Czego się bać?
H.M. Świata, drugiego człowieka, siebie. Weźmy wiarę. Jeśli odnoszę się w życiu i w swojej działalności do doświadczenia wiary, a moja wiara ma kiepski fundament i chwieje się w posadach, jeśli moja wiara jest fasadą, a nie fundamentem, wówczas zewsząd będę czuł zagrożenie, drugi człowiek będzie mi się jawił jako wróg i niebezpieczeństwo. Mam takie przekonanie, że człowiek z realną wiarą w swój chrześcijański fundament nie zaciska pięści, tylko ma dłoń otwartą. Ja używam często obrazu drzewa – drzewo zakorzenione głęboko przetrzyma wszystkie wiatry i nawałnice. Natura tak to urządziła, że tam, gdzie są największe wiatry, tam też są najmocniejsze korzenie.
B.S. Ale ja zewsząd słyszę, że musimy się bronić.
H. M. Kto tak mówi, albo ma problem z zakorzenieniem, albo służy fałszywej ideologii.
B.S. Możemy osądzać czyjąś wiarę?
H.M. Proszę mnie dobrze zrozumieć. Ja nigdy nie posądzam człowieka o złą wolę, bo nie mamy do tego klucza. Powtarzam raz jeszcze: „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni”. Ale jeśli, dajmy na to, ktoś w przestrzeni publicznej deklaruje swoje przywiązanie do wiary i Ewangelii, a później krzewi strach przed drugim człowiekiem, to mamy do czynienia albo z kiepskimi fundamentami tej wiary, albo ze służeniem fałszywej ideologii. Trzeba zatem zacząć służyć miłości, bo ona jest zasadniczym powołaniem i wypełnieniem sensu życia ludzkiego.
B.S. Miłość to trudne dziś słowo.
H.M. Często zdarza się taki dylemat: przychodzi człowiek i mówi, że potrzebuje np. parę złotych i wyciąga rękę. W naszych głowach od razu rodzi się przekonanie: na pewno przepije te pieniądze. Tak nie wolno myśleć! Za to, co ten człowiek zrobi z naszymi pieniędzmi, odpowiada on sam. Ja jestem odpowiedzialny za to, na ile i w jaki sposób wyszedłem mu naprzeciw. Jeżeli jest bezdomny, czy znalazłem dla niego wolny kąt? Jaki użytek czyni on z otrzymanego daru, za to odpowiada już on.
B.S. To rozrzutność i nieroztropność.
H.M.  Nie, jeśli kierujemy się logiką Ewangelii. Wie pan, miłość jest uprzedzająca. Jeśli ktoś prosi mnie o pomoc, to znaczy, że ja już w jakimś sensie zawiodłem. Miłość prawdziwa jest uprzedzająca!
B.S. Co to znaczy?
H.M. Tak działa Bóg. Jeśli ktoś wyciąga do pana rękę i prosi o pomoc, to znaczy, że pan nie wyszedł do tego człowieka, przed tym jego gestem, i nie powiedział pan: „bracie drogi, masz smutne oczy, powiedz, co się dzieje, chcę ci pomóc”. Radować się musimy z radującymi i smucić ze smucącymi. Okazało się, że empatia była tylko pozorem, dlatego w tym drugim człowieku zrodziła się myśl: muszę wyciągnąć rękę, bo jeśli tego nie zrobię, zostanę całkowicie sam. A wyciągnięcie ręki i prośba nigdy nie jest czymś łatwym, chyba że stała się stylem życia. Moja empatia nie dorosła do miary smutku tego człowieka. To jest oczywiście Ewangelia – a Ewangelia zawsze jest wielkim wyzwaniem. Ja całe życie zajmowałem się Biblią. Wykładałem Biblię. Biblia to moja wielka miłość. Teraz przeżywam raczej czas zbierania owoców. Biblia wyraźnie mówi: „Jest czas siewu; czas radości i smutków, ale także czas zbierania owoców”. Takim czasem jest właśnie starość. Jako młody naukowiec dziwiłem się często, że ci starzy są zarozumiali! Nie cytują bibliografii. Ja dziś biorę teksty, medytuję nad nimi, i mówię w głębi serca: przepraszam Cię, Panie Boże, że dopiero po tylu latach dostrzegam takie rzeczy – jak m.in. ta uwalniająca prawda, że miłość musi uprzedzać gesty wyciągniętych rąk.
B.S. A często się jeszcze zdarza, Księże Prymasie, że podczas Twojej modlitwy pada ta fraza: „przepraszam Cię, Panie Boże, że dopiero po tylu latach dostrzegam takie rzeczy”?
H.M. Powściągliwość da się pewnie w sobie wypracować, da się z pewnością nauczyć uważności, choćby przez znajdowanie czasu i miejsca na niemówienie. Pan Bóg daje mi długie życie i teraz jest właśnie to zbieranie owoców. I jeśli pan chce spytać, czy ja panu zazdroszczę, że pan jest na samym początku, a ja już schodzę z życia, to muszę powiedzieć, że nie. Jedna rada: niech pan najpierw przestanie dywagować podczas modlitwy. Niech pan usiądzie spokojnie i czeka. Bo gdy się pan trochę wycofa, to pan zobaczy, że Bóg może mówić nawet wtedy, kiedy milczy, a świat i bez pana kręci się dalej. To lekcja powściągliwości i pokory. Ale, z drugiej strony, przecież różne mamy usposobienia. Nie wolno nie akceptować swoich charakterów. Jeden z moich kolegów miał takie usposobienie, że pewnego razu przyszedł i powiedział: „Słuchaj, ja właściwie powinienem był się na ciebie obrazić, ale już mi przeszło”. A inny to by przyszedł i od razu urządził awanturę. Dlatego ja całe życie mówiłem, że nic nam nie wyjdzie w świecie, jeśli nie zaczniemy od słuchania Boga, bo tu otwiera się nowa przestrzeń i nowe możliwości dialogu z człowiekiem.
B.S. I nic już z tego dialogu nie zostało.
H.M.  Żyjemy w społeczeństwie pluralistycznym. Pluralistycznym wielorako: wyznaniowo, kulturalnie, politycznie. I nie ma innej drogi jak budowanie wspólnoty poprzez dialog. Widzimy siebie w odizolowaniu. Daliśmy się uwieść przekonaniu, że jesteśmy jakąś samotną wyspą na mapie Europy, „ostatnimi sprawiedliwymi”. W ten sposób zaprzepaszczamy piękną ideę solidarności i współodpowiedzialności. Pozwolę sobie raz jeszcze odwołać się do papieża Franciszka, który do przedstawicieli Europy, do której przecież i my przynależymy, mówił: „Niestety nazbyt często widzimy, że dialog przekształca się w formę starcia, że zastępuje go wykrzykiwanie roszczeń. Odnosi się wrażenie, że w wielu miejscach dobro wspólne nie jest już głównym celem”.
B.S. A może formuła dialogu po 1989 r. się wyczerpała?
H.M.  Budowaliśmy dialog także później. Jego owocem jest np. preambuła naszej konstytucji, z której jestem dumny. Ona pasuje do świata pluralistycznego. Nikomu niczego nie odbiera i niczemu nie uwłacza, nie ma wierzących i niewierzących, nie zostali nazwani. Nie ma innej drogi do budowania wspólnoty. Tymczasem dziś nie rozmawiamy. Oskarżamy.
B.S. Dlaczego?
H.M.  Bo każdy człowiek jest wrogiem, bo nie mamy kontaktu. I to jest wielki dramat. I psuje się, mam nadzieję, że nie bezpowrotnie, wiele z tego, co zostało zbudowane, przede wszystkim w zakresie zaufania międzynarodowego.Jako chrześcijanie jesteśmy jednak ludźmi nadziei. Nie wolno nam nigdy zrezygnować z budowania lepszej przyszłości. Nikt bardziej od papieża Franciszka nie odczuwa brzemienia współczesnych czasów, a to właśnie on przypomina ustawicznie, że naszym zadaniem jest wnosić radość tam, gdzie jest smutek, nadzieję tam, gdzie jest zwątpienie, i miłość tam, gdzie panuje nienawiść.

ABP HENRYK MUSZYŃSKI jest prymasem seniorem, biblistą, w latach 1992–2010 był metropolitą gnieźnieńskim, w latach 2009-10 prymasem Polski, później członkiem Kongregacji Nauki Wiary. Członek Papieskiej Rady ds. Popierania Jedności Chrześcijan. W 1995 r. abp Muszyński razem z kard. Walterem Kasperem zredagowali list Episkopatów Niemiec i Polski na temat dialogu, pojednania i wspólnego świadectwa chrześcijańskiego w budowie zjednoczonej Europy.

[02.01.2018, "Dobrzelin"]

2 komentarze:

  1. Bardzo Ci dziękuję za ten wywiad, uczta prawdziwa, szkoda, że w parafiach takich księży nie uświadczysz, naród wtedy byłby inny...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, brakuje takich księży. Z przerażeniem myślę o tym, że wśród duchowieństwa są zwolennicy polskiego antypapieża Terlikowskiego...

      Usuń