ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

01 lutego 2018

NARESZCIE (1)

1.
- I szedł pan wtedy w kondukcie bezpośrednio za trumną?
- Bezpośrednio nie. Pierwszeństwo miała rodzina. Niewiele jej, bo też i nie miał zbyt wielu krewnych. Pije pan?
Rogacki z niesmakiem patrzył jak Lumpek odkręca korek, przechyla butelkę i zalewa żytem aluminiowy, pozłacany kieliszek, i przez chwilę waha się, czy po nalaniu sobie nie wypełnić trzymanego w lewej dłoni wysokiego korka od butelki, aby później podać go redaktorowi. Ten zaprzeczył kręcąc głową, a wyglądało to tak, jakby zawczasu otrząsał się po wypiciu najpodlejszego trunku, a może i spirytusu.
- Dziwię się, że pan tak może. W końcu jesteśmy na cmentarzu.
Rogacki spotkał się z czymś podobnym pierwszy raz w życiu, niedowierzał, a jego prawa dłoń uzbrojona w długopis zapisała wrażenie, jakie towarzyszyło ich rozmowie.
- Jeszcze niejedno pana zdziwi. Znał go pan dobrze?
Rogacki zaprzeczył, ale za chwilę dodał:
- Wiem, że nie nadużywał alkoholu.
- A widzi pan - Lumpek z kurtuazją przechylił kieliszek, wlewając sobie do gardła jego zawartość - ze mą przed rozstaniem popijał i to zdrowo, ale nigdy na umór. Zawsze zostawiał sobie miejsce na jeden, dwa kieliszki. Nie miał głowy do picia. Szybko zasypiał.
- Pan z kolei to co innego, nie wylewa za kołnierz.
- Obiera pan złą strategię, panie Rogacki - przestrzegł redaktora Lumpek. - Chciałby się pan czegoś o nim dowiedzieć, a zaczyna od obrażania człowieka.
- Jestem zdegustowany miejscem spotkania, jakie mi pan wyznaczył i do tego ten alkohol. Ale obiecuję, że będę odtąd bardziej wyrozumiały - Rogacki spostrzegł w porę, że w istocie, jeśli chce coś ugrać, musi zmienić ton wypowiadanych przez siebie słów, chociaż z drugiej strony wyczuwał konieczność wykorzystania przewagi, jaką miał nad bezdomnym i irytowała go myśl, że jego rozmówca dąży do wyrównania poziomu intelektualnego między nimi, siląc się na niestosowne, jego zdaniem, uwagi.
- Co zatem zadziwia pana najbardziej w postępowaniu Adama? - zapytał Lumpek, całkiem już uspokojony po wypiciu kieliszka żytniej.
Trafił w samo sedno, pomyślał Rogacki, najpierw, jak to mówią, trzęsienie ziemi, a później będzie jeszcze bardziej interesująco.
- Interesuje mnie ten jego specyficzny testament. Czy to prawda, że sporządził go w obecności notariusza?
- Tak, również w obecności świadków: mnie i sprzątaczki notariusza.
Rogacki wodził długopisem po odwróconej, czystej karcie swego notatnika.
- Rozumiem, że wyszczególnił w nim, jakby to powiedzieć, całą procedurę swojego pogrzebu.
- Owszem. Że jego ciało powinno być pochowane tradycyjnie, nie spalone i złożone właśnie w tym miejscu, przy którym siedzimy. Poszczególne punkty testamentu odnosiły się do kosztów pogrzebu, a mianowicie: trumna, ubiór, kwiaty, datki dla księdza, grabarzy i organisty…
- No i to, co uderza najbardziej - wtrącił Rogacki.
- Tak, ta część testamentu, która mówiła o tym, kogo Adam nie życzy sobie widzieć na swoim pogrzebie.
- Dobrze powiedziane: - „nie życzy sobie widzieć”.
- Takimi właśnie słowy było to ujęte.
- A ci nieproszeni goście wymienieni byli z nazwiska?
- Nie, chociaż bez trudu można było ich zidentyfikować.
- I czy naprawdę proboszcz odczytał ten fragment testamentu przed mszą pogrzebową? - w spojrzeniu Rogackiego tlił się mgławy promyk niedowierzania.
- Oczywiście. Jak już wspomniałem, Adam przeznaczył dla księdza całkiem przyzwoity datek, który w części pokrywał właśnie tę nietypową prośbę, ostatnią wolę zmarłego, której przecież nie można nie spełnić.
ja już z tego nie wyjdę, wiesz, bardzo zabolało, chodzę z kąta w kąt, siadam przy stole, wpatruję się w chłodną czeluść nocy, nie drgają mi powieki, źrenice powiększone, próbują wydrzeć ciemności jakiś wyrazisty obraz, nie udaje się, gałki oczne zawieszone są w próżni, tkwią w stuporze niemocy, te oczy nie widzą już niczego, a wydaje się, że patrząc w dal, dostrzegają coś w przyszłości, ale to złudzenie, bo wiesz, dla mnie przyszłości już nie ma, co było, minęło, minęło to dobre i to złe, a to co jest, nie ma znaczenia, słyszysz gwizd czajnika, gwiżdże tak dziesięć minut, i ja słyszę ten gwizd, cóż z tego, skoro nie potrafię wstać, podejść tam do niego, wyłączyć gaz, tylko wyłączyć, bo nie chcę herbaty, niczego nie chcę, choć tabletki należy popić, jeśli nie herbatą to wodą, jest ich pięć, na próbę, nie martw się, jeszcze nie teraz, jeszcze nie dorosłem do tej decyzji…

[18.01.2018, "Dobrzelin" i 23.01.2018, Leubringhen, Pas-de-Calais, we Francji]

6 komentarzy:

  1. Widzę, że rozpocząłeś nowe opowiadanie. Tylko czy je skończysz, czy znów zostawisz nas w próżni i będziemy musieli się domyślać, co mogło być dalej.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W 90% kończę teksty, jednakowoż ilekroć uzupełniam wątki po pewnym czasie, trafiają one do mojego "archiwum", bo chyba nie ma sensu po 2-3 tygodniach kończyć publikację - trzeba szanować oczy czytelników :-)

      Usuń
    2. Nie żartuj, tu nie chodzi o szanowanie naszych oczu, lecz o naszą ciekawość, jakie zakończenie wymyśliłeś lub jaki wątek dołożyłeś.

      Usuń
    3. ... rozumiem, postaram się znaleźć na to jakiś sposób...

      Usuń
  2. Chyba też napiszę, kogo nie życzę sobie widzieć na swoim pogrzebie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a ja jestem ciekaw, czy taką wolę by uszanowano...

      Usuń