CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

28 października 2018

W STRONĘ JESIENI (4) BANALNE HISTORIE NA PARKINGU


Mijają właśnie 24 godziny od czasu, gdy zajechałem na parking przy autostradzie nr 61 wyprowadzającej mnie z Holandii.
No cóż, powrót lata, myślę, że nie na dłużej niż na tydzień, bo w końcu to jesień, a ostatnimi dniami, podróżując z Austrii przez Niemcy do Holandii dało się zauważyć tę przepiękną porę roku - oby nie zapeszyć.
Właściwie to wolę na weekend przycupnąć gdzieś w jakiejś strefie ekonomicznej (głównie we Francji), ale i wśród ludzi może być ciekawie. Było nie było, podróżując po Europie najbardziej interesują mnie ludzie, ich zachowania - ot jestem takim ich podglądaczem, zauważającym często sceny banalne, acz interesujące.
Ot, choćby pierwsza z brzegu:
- Podjeżdża jakaś pani po pięćdziesiątce, mercedesem klasy C (tak na oko 80-100 tysięcy polskich złotych). Staje tuż przede mną i… zabiera się za przeszukiwanie śmietników, gromadząc w ten sposób aluminiowe puszki po piwie i butelki po napojach typu „pet”. W tym miejscu trzeba dodać, że w niemieckich sklepach (nie wiem, czy we wszystkich, ale w sieciówkach typu Lidl czy Aldi na pewno) do każdego napoju sprzedawanego w plastykowym opakowaniu doliczane jest 25 eurocentów. Można je potem odzyskać wrzucając puste butelki do pojemnika z elektronicznym czytnikiem kodów. Zdaje się, że automat nie „płaci” za butelki polskie. W każdym bądź razie takie zestawienie: klasowe auto i kobieta zbierająca plastykowe butelki lekko mnie zaszokowało. Kiedy otworzyła bagażnik, spostrzegłem, że jest on w całości wypełniony tym chodliwym w Niemczech towarem.
- Niedługo później dostrzegam na pobliskiej ławeczce wysokiego, szczupłego młodziana w krótkich spodenkach, z plecakiem na ramieniu. Wygląda mi na studenta szukającego podwózki, ale inna rzecz zaprzątnęła moją uwagę - młodzieniec mówi do siebie głośno, po niemiecku, ale w charakterystyczny sposób, przeciągając każde słowo. Trzyma w ręku jakąś litrową puszkę, z której bez przerwy coś popija, zgaduję, że piwo. Po jego nieskoordynowanych ruchach zgaduję, że ma dobrze w czubie, aczkolwiek trzyma się w miarę prosto. Podchodzi do właścicieli stojących nie opodal samochodów, zaczepia ich grzecznie, ale odchodzi z niczym. Podszedł również do mojego auta, nie po to jednak, aby porozmawiać. Zainteresowała go antena radiowa mojej renówki - sprawdza dokładnie uchwyt, odczytuje jakieś numery, po czym wraca na ławeczkę, wyjmuje z plecaka przedmiot przypominający radiotelefon i zaczyna się nim bawić. Po dwóch kwadransach odchodzi.
- Dwaj busiarze, Polak i prawdopodobnie Ukrainiec, podchodzą do mnie, zapraszając do swego towarzystwa, ale tak naprawdę chodzi im o to, abym podjechał z nimi do sklepu, jest tuż za pierwszym zjazdem z autostrady. Powód - skończył im się alkohol. Grzecznie odmawiam. Oto, dlaczego czasami wybieram samotność.
- Będzie dłużej. Podjeżdża czarny passat na holenderskich numerach. Wysiada z niego kobieta, młoda, na pewno przed trzydziestką, szczupła, zgrabna blondynka z takim specyficznym upięciem kosmyka włosów na środku głowy. Jej ruchy są energiczne: otwiera przednie drzwi (pasażera) auta, potem tylne. Po chwili spostrzegam jak kobieta przelewa do plastykowej butelki z termosu jakiś płyn, uzupełnia go czymś białym (mleko?), potrząsa butelką i podaje komuś siedzącemu wewnątrz auta. Jej passat stoi nie więcej niż pięć metrów od mojego auta, a ja siedzę w „drugim rzędzie”, to znaczy tam, gdzie jest moje „spanie”. Ponieważ mimo popołudnia jest nadzwyczaj upalnie, siedzę sobie w negliżu, to znaczy z nagim torsem. Gdybym siedział na miejscu kierowcy, to oczywiście włożyłbym na siebie jakąś koszulkę, ale tam na tyle czuję się mniej skrępowany, po prostu mniej mnie widać. Okazało się jednak, że matka dwojga małych dzieci (tak, kobieta podróżowała z synkiem i córeczką - podejrzałem) co jakiś czas przypatruje się mojemu ukrytemu w cieniu auta obliczu. Matko Boska, a cóż to dopiero? Czym na to zasłużyłem?
Ale ważniejsze jest co innego - zwróciłem uwagę na tę kobietę z powodu jej niesłychanej energii jaką poświęca swym pociechom. No, sam nie dałbym rady, bo to musiała odprowadzić chłopca (ładny wysoki jak na swój wiek blondynek z wysokim czołem - skóra zdarta z matki), uspokoić płacząca w tym samym czasie dziewczynkę, nakarmić oboje, zrobić porządki w aucie, zjeść coś samemu, zrobić zdjęcia komórką (mam nadzieję, że sobie i synkowi, bo przecież smartfonik potrafi fotografować w „obie strony”, a nakierowała go tak, że znajdowałem się w zasięgu obiektywu).
W końcu odjechała w siną dal, pozostawiając po sobie miłe wspomnienie.

[13.10.2018, Bedburg (rastsatte) w Niemczech]

2 komentarze:

  1. Bardzo ciekawe obrazki:-)
    Scena przeszukiwania śmietnika mnie nie dziwi, bo u nas zdarza się podejrzeć właścicieli wypasionych willi, jak podrzucają innym śmieci...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja zaobserwowalem że we Francji ludzie podjezdzają autami z domowymi śmieciami pod publiczne kosze i tam je wysypuja. No cóż mniej koszy do odbioru przy wlasnej posesji - mniej pieniędzy sie wyda 😊

      Usuń