Gęba ufna
w samokształcenie, od czasu do czasu czyta, co ma do powiedzenia internetowy
świat zawiści. Się Gęba przyzwyczaiła do tego, że anonimowa bezkarność w sieci
rodzi setki i tysiące radosnej twórczości, której celem jest besztanie z błotem
przeciwnika, przy czym urzekająca w tym wszystkim jest słowotwórcza poetyka
wypowiedzi autorów, do których Gębie jakże daleko.
Posłyszała
Gęba, że niejaki pan Deresz do tego stopnia mocno był zniesmaczony kolejnymi
rewelacjami słynnej komisji pana M., iż napisał był w niniejszej sprawie pismo
do pani marszałek sejmu, aby znalazła sposób na umniejszenie roli sejmowych dendrologicznych
ekspertów od zamachów, w myśl powiedzenia: „kończ waść, wstydu oszczędź”. Tako
też buszując po sieci, Gęba dopadła pewnego bloga, wywodzącego się z salonu,
aby wyczytać w nim, że pan Deresz, a jakże, był agentem bezpieki. Gęba, aczkolwiek
podle wykształcona, zebrała do kupy te fakty, aby wyciągnąć następujący
wniosek. Onemu blogerowi widać nie spodobał się głos sprzeciwu pana Deresza
wobec naukowej erudycji komisjonarzy i aby ukazać społeczeństwu prawdziwe
oblicze męża pani Joanny, która zginęła pamiętnego 10 kwietnia, tudzież
wyjaśnić, czemu w ogóle ów głos się pojawił, postanowił wyjawić agenturalną
przeszłość pana Deresza. Pewnie, gdyby ta przestroga nie poskutkowała, pan
bloger-salonowiec ujawni wkrótce kolejne rewelacje, ot, choćby takie, że pan
Deresz chwyta i wiesza psy, albo zjada na śniadanie cygańskie dzieci.
Oj Gębo,
na co ci przyszło, że wkraczać musisz na obszary dostępne dla psychiatrów.
A Gęba,
jak to Gęba, bieży dalej w ślepe uliczki psychiatrii i hipokryzji. Otóż i
wywiedziała się, że w Dolnośląskiem wypłynął protest niemały, albowiem miało
się okazać, że jeden poseł PO miał zachęcać do głosowania na swego kandydata,
oferując pomoc w znalezieniu interesującego miejsca pracy w zamian za oddany
głos poparcia. Ale się narobiło!!! Gęba spodziewa się przyjazdu do Polski
śmietanki dziennikarstwa politycznego z całego świata. Matko jedyna, toż to
niewiarygodne, niesamowite, przekraczające ludzkie pojęcie, że poseł miałby
załatwiać robotę po kumotersku, za przysługę.
Gęba
zalała się łzami śmiechu, albowiem wie, że to, co dzisiaj na jaw wychodzi w
kontekście wyborów do władz regionalnych na Dolnym Śląsku, jest normą w Polszcze,
wręcz obowiązkiem świadczenia dobra za lizanie pewnej części ciała. A niech
cię, bracie pośle, aleś Hamerykę odkrył.
Nie
powiem, rzecze Gęba, bywają subtelniejsze sposoby świadczenia dobra, choćby na
rzecz własnej rodziny. I w tym miejscu Gęba przytacza taką okoliczność. Pewien
poseł X zatrudnia w swej kancelaryi prawnika Y. W tymże samym czasie prawnik Y
zatrudnia w swojej z kolei kancelaryi córkę posła X. Prosto, czytelnie, krótko
i węzłowato.
Gęba – pewnie
nic już się na to nie poradzi – ma alergię na polityków i politykę. Jest bardzo
prawdopodobne, że gdyby nie polityka, bloger-salonowiec nie okładałby pana
Deresza po łbie agentem, a córeczka posła X, gdyby nie polityka, grzecznie
czekałaby każdego miesiąca, kiedy na jej konto wpłynie kolejny zastrzyk „kuroniowego”
grosza.