Pablo Picasso - "Autoportret"
W ojczyźnie mojej...ha, jak zabrzmiało, w moim kraju, gdzie bez przeszłości nie da się wyżyć, gdzie tyleś wart, ile kto, po balcerowiczowsku, zechce za ciebie zapłacić, gdzie na medialnym rynku gadające głowy Ciechowskiego przybrały monstrualnie odpychające kształty, ściskając mózg do mikroskopijnych rozmiarów, w tym kraju moim i naszym, po absurd sięga się jak po niedopałek na ulicy, czerpie się go wiadrami jak powodziową wodę z piwnic. W tym kraju, gdzie polityka sięgnęła już dna, bruku jak szopenowski fortepian Norwida, na samą myśl o przyszłych wyborach, wiecach, kampaniach, telewizyjnych wywiadach i reklamowych spotach, można dostać torsji i wręcz obowiązkiem każdego obywatela wydaje się nie brać udziału w tej absurdalnej komedii kolejnych omyłek. To tutaj właśnie panuje coraz to bardziej powszechny pogląd, że pogięte blachy roztrzaskanego samolotu winny się stać narodową relikwią, nie zaś zostać oddane na złom, gdzie jest miejsce na bezużyteczne, a w tym przypadku dodatkowo, kojarzone z nieszczęściem. Choć z drugiej strony takich nieszczęsnych blach każdego dnia na naszych drogach przybywa, a w nich pamięć o śmierci pozostaje, lecz najwidoczniej, chociaż to wbrew boskim prawom, śmierci u nas są inne i sobie nierówne.
Przywykliśmy do zalewania się łzami, nie wnikając w to, co było na początku. Tolerujemy zło, złe prawo i dopiero, gdy jedno z drugim do wspólnego stołu zasiędzie, kiedy zaboli, wtedy larum gramy.
A nasi urnowi wybrańcy, zamiast złe przepisy zmieniać, zamiast pozbawiać nasze życie absurdów, we własnym sosie inwektyw, a chorych nierzadko psychiatrycznych od prawa do lewa się nawzajem duszą.
Ponieważ, jako się rzekło powyżej, absurd u nas, jak niedopałek na ulicy leży i tylko schylić się po niego, przeto niech mi wolno będzie przytoczyć przykład oczywistością swą przemawiający, jak dziesięć przykazań, pod którymi nie tylko homo religiosus się podpisze.
Otóż i kiedy ktoś puka do twoich drzwi, o towarzystwo prosi w twoim domu, tedy od ciebie zależy, czy gość przekroczy progi domostwa, w którym pomieszkujesz. Jeśli zaś drzwi wyważy, oknem wnidzie bez pytania, znać, że przyjaznych zamiarów nie ma i winieneś go sam lub z pomocą innego, przegnać na cztery wiatry. A cóż pomyśleć o takim, który nie dość, że zakradł się, szkody twemu domowi i tobie samemu czyniąc, rozsiadłszy się w fotelu, prosi o zapłatę dla swego towarzystwa? Czy nie urąga ten fakt zdrowemu rozsądkowi i czy państwo, które ja, ty i my wszyscy utrzymujemy, nie powinno ustanowić prawa, aby ten nikczemny proceder ukrócić?
Nie jest to, o czym pisze, przypowieścią jedynie, pozbawioną realnych wymiarów. Takim niechcianym a dokuczliwym i kosztownym gościem bywa sms, który ja, ty i inni, dostajemy, a wtargnął on do nas bez jakiejkolwiek formy, czy nawet intencji zaproszenia.
Na naszą reklamację konsultant operatora sieci komórkowej najpierw przekonuje nas, że jednak zaproszenie wyszło z naszej strony, a po przyparciu do wirtualno-sieciowego muru uprzejmie informuje, że aby pozbyć się intruza, ja, ty i pozostali, musimy wystosować do niego apel, iżby nie zadręczał nas więcej swoimi wizytami. Konsultant nie przyjmuje do wiadomości, że to właśnie sieć telefonii cyfrowej dysponuje moim, twoim i innych numerem telefonu i udostępnia go osobom/podmiotom trzecim, aby za pośrednictwem operatora odbywać jednostronną sms-ową rozmowę na temat prymitywnych gier, wróżb i konkursów.
Jest ci w naszym kraju taka zabawna instytucja o nazwie Urząd Komunikacji Elektronicznej, którego zadaniem jest m.in. dbanie o to, aby nie łamano prawa na linii operator sieci komórkowej - konsument. Ba, prezes UKE może nawet ukarać finansowo niesfornego operatora. Za co? Przeczytajmy: "Prezes UKE nałożył na należącą do grupy TP spółkę Polska Telefonia Komórkowa Centertel 5 mln zł kary za automatyczne rozsyłanie abonentom - bez ich zgody smsów zachęcających do udziału w loterii" (styczeń 2012).
Z kolei "za naruszenie zbiorowych interesów konsumentów na PTC nałożono karę 21.262.842 zł. oraz obowiązek publikacji na stronie internetowej www.t-mobile.pl przez sześć miesięcy". (styczeń 2012)
Dlaczego UKE nazywam instytucja zabawną. Otóż śmieszy mnie to, że jeśli nawet operatorzy przełknęli gorycz finansowej kary, to karne pieniążki nie wpłynęły przecież na konta "zbiorowych konsumentów", tylko na konto UKE lub, nie mam takiej wiedzy czy takowe istnieje, na konto wskazane przez UKE.
Myślę nawet, że ukaranie w/w operatorów wpłynęło niekorzystnie na relacje operator-abonent, albowiem ukarana firma zechce zapewne powetować sobie straty, już to poprzez podniesienie opłat za rozmowy telefoniczne, albo też za... proszę się nie dziwić... kontynuowanie procederu dostarczania, bądź tez pośrednictwa w dostarczaniu płatnych smsów. Czynić tak będzie do kolejnej kontroli, gromadząc zyski i fundusze na nową karę.
Tymczasem UKE na stronie Centrum Informacji Konsumenckiej z rozbrajającą szczerością przyznaje, że
"Urząd Komunikacji Elektronicznej obecnie nie ma uprawnień, aby żądać zaprzestania prowadzenia konkursu czy loterii, które zostały zorganizowane w nieuczciwy sposób. Wystąpiliśmy jednak do operatorów i usługodawców z apelem o wzięcie przez nich odpowiedzialności i przywrócenie przyzwoitych standardów w świadczeniu tych usług."
Urząd zatem apeluje, apeluje wraz ze mną, tobą i pozostałymi, a operatorzy słuchają tych naszych apeli i śmieją się do rozpuku siorbiąc piwo i zakąszając grillowaną karkówką.
A nasi wybrańcy posłowie miast puknąć się w te swoje zakute łby i ustanowić jednoznaczne prawo, aby za niechciane smsy operatorowi sieci komórkowej nie pozostawało nic, jak swój durny a oszukańczy łeb pod topór nastawić, ci nasi posłowie wciąż o Smoleńsku pieprzą.