Eduard Manet - PORTRET BERTHE MORISOT

Eduard  Manet  -  PORTRET  BERTHE  MORISOT

MIŁYCH ŚWIĄT

Przy okazji Świąt Bożego Narodzenia i Nowego 2025 Roku - spełniania się marzeń!!!

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

07 października 2013

POKÓJ Z WIDOKIEM NA KOPIEC (2)

Kobiety wreszcie biorą się za łby rozmowy. Władysław zaczyna istnieć swoim rozbrajającym uśmiechem, wysublimowanym i szczerym, choć zerka już na „Gazetę”, przywdziewa na nos okulary, kiwając głową spożywa jakiś tekst z pierwszej strony. Doskonale wie, że przy gościach się nie czyta, ale Szymanowa nie jest zwyczajnym gościem. Od pradawnych czasów się znają, lecz szacunek każe im sobie mówić po imieniu z tytułami „pan” i „pani”. Czasami zresztą zrywają z tą tradycją. Radio szumi niewyraźnie wiadomości. Władysław czyta, pobiera ustami kropelki kawy, zachodząc w głowę, skąd nagle u żony ta zmiana reguł i dyscypliny. Od czasu do czasu podnosi oczy znad Krakowskiej, próbując uchwycić wątek rozmowy kobiet. A jeśli rozmowa, to czemu nie o lekarzach i szerzej – o medycynie.
- Ty wiesz, Eluniu, że jak poszłam do tego, co był w zastępstwie mojego, to zapisał mi takie nieznane tabletki. Powiedział, że po nich to i kręgosłup przestanie mnie boleć i noc prześpię jak należy. No i zaglądam do swojej książki, patrząc, rzecz jasna na skutki uboczne, a tam, zdziwisz się, „możliwość wystąpienia owłosienia na twarzy”, a to ujemny ma wpływ na wątrobę i woreczek żółciowy, to znów nie daje się mieszać z przeciwbólowymi, jakich używam. Władeczku, co byś ty powiedział, gdyby mi tak na stare lata wyrosły wąsy? Ech, ten czyta. Pytałam się. No dobrze, czytaj sobie. Dlatego, Eluniu, jeśli twojemu coś dolega (a przecież wiem, że dolega) i w końcu zdecyduje się na pójście do lekarza (oby ci się udało go zmusić), to zanim połknie tabletkę, przynajmniej zadzwoń, powiem ci, czy ma zażywać, bo dzisiaj ta chemia taka rozpanoszona, więcej szkodzi niż pomaga.
- Mojemu to już całkiem wszedł reumatyzm – opowiada Szymanowa – i jak wstanie, a nie rozchodzi, to i do roboty się nie nadaje. nacieram go spirytusem, choć mówi, że szkoda i że najlepiej to mu robią ukąszenia pszczół. czy to możliwe?
- Tak mówią, ale taki jad może być niebezpieczny. Jednemu chłopcu to kiedyś do buzi wpadła. Pamiętasz, zaraz po wojnie, na Sikorniku, gdzie mój chrzestny mieszkał. ledwo go odratowali, opuchł cały i gdyby tracheotomii nie zrobili, to by się śmierci nie wykręcił. Taki felczer Małecki mu zrobił. E, pewnie nie znasz, bo i skąd.
- A u nas na wsi był znachor, co każdemu pomagał, a ile porodów przyjął, a leczył tylko ziołami, pijawkami, bańkami, no i urok odczyniał. Ale przepadł bez wieści. Mówili, że najął się u jakiegoś aparatczyka, co miał żonę chorą na wszystkie choroby i już został, przedłużył jej życie, za co zamieszkał u tego pana, który, choć aparatczyk, potrafił docenić medyczną sztukę samouka. Ale tak o nim jedni mówią, drudzy, ze się rozpił i marnie skończył.
- Ech, ludzie zawsze gadają. No jak ci się widzi herbata. Prawdziwa angielska, śniadaniowa. Władek u Karmelitów którejś niedzieli spotkał dawnego podkomendnego, w Szkocji obozowali przed inwazją. On w tej Szkocji po wojnie się ożenił, ale po śmierci żony wrócił do rodziny, na Kleparz. Syna wychował i ten syn posyła mu paczki, a w nich całe mnóstwo różności: od kawy i koniaku po lekarstwa. No i od niego mamy te herbatę.
- Pyszności, Basiu.
Na chwilę milkną. Słońce bezczelnie oświetla wnętrze pokoju, prawie razi oczy. Ale to dobrze, zamyśla się Barbara. Taki spacer na kopiec dobrze im zrobi, byle by wrócić przed późnym popołudnie, bo burza niewykluczona.
- A co tam wyczytałeś? – żona zwraca się do męża – a pierwszych stron nie czytaj, bo się zdenerwujesz. Ty wiesz, Olusiu, jak on przeżywa to wszystko. Za Piłsudskim mu tęskno. A tu komuniści o wodzu nie pozwalają gadać. Nic to. Widzisz tę galeryjkę – to taki nasz ołtarzyk: popiersie Naczelnika, obrazek, zdjęcie a na stoliczku dwa albumy, w tym jeden od serdecznego przyjaciela z Belgii – też żołnierz.
- Wiesz przecież, kochanie, że nie zamartwiam się już i oceniam sprawy z dystansu. A że do Marszałka mam słabość, to inna historia.
- Wiesz, Oluniu, że Władysław był dowódcą kompanii reprezentacyjnej na Okęciu i witał zacne figury przybywające na pogrzeb wodza?
- Ech, pan Władysław i dzisiaj prezentuje się okazale, taki przystojny.

- To może ja już się ogolę na tę wycieczkę na kopiec.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz