Kobiety
wreszcie biorą się za łby rozmowy. Władysław zaczyna istnieć swoim
rozbrajającym uśmiechem, wysublimowanym i szczerym, choć zerka już na „Gazetę”,
przywdziewa na nos okulary, kiwając głową spożywa jakiś tekst z pierwszej
strony. Doskonale wie, że przy gościach się nie czyta, ale Szymanowa nie jest
zwyczajnym gościem. Od pradawnych czasów się znają, lecz szacunek każe im sobie
mówić po imieniu z tytułami „pan” i „pani”. Czasami zresztą zrywają z tą
tradycją. Radio szumi niewyraźnie wiadomości. Władysław czyta, pobiera ustami
kropelki kawy, zachodząc w głowę, skąd nagle u żony ta zmiana reguł i
dyscypliny. Od czasu do czasu podnosi oczy znad Krakowskiej, próbując uchwycić
wątek rozmowy kobiet. A jeśli rozmowa, to czemu nie o lekarzach i szerzej – o
medycynie.
- Ty
wiesz, Eluniu, że jak poszłam do tego, co był w zastępstwie mojego, to zapisał
mi takie nieznane tabletki. Powiedział, że po nich to i kręgosłup przestanie mnie
boleć i noc prześpię jak należy. No i zaglądam do swojej książki, patrząc,
rzecz jasna na skutki uboczne, a tam, zdziwisz się, „możliwość wystąpienia
owłosienia na twarzy”, a to ujemny ma wpływ na wątrobę i woreczek żółciowy, to
znów nie daje się mieszać z przeciwbólowymi, jakich używam. Władeczku, co byś
ty powiedział, gdyby mi tak na stare lata wyrosły wąsy? Ech, ten czyta. Pytałam
się. No dobrze, czytaj sobie. Dlatego, Eluniu, jeśli twojemu coś dolega (a
przecież wiem, że dolega) i w końcu zdecyduje się na pójście do lekarza (oby ci
się udało go zmusić), to zanim połknie tabletkę, przynajmniej zadzwoń, powiem
ci, czy ma zażywać, bo dzisiaj ta chemia taka rozpanoszona, więcej szkodzi niż
pomaga.
- Mojemu
to już całkiem wszedł reumatyzm – opowiada Szymanowa – i jak wstanie, a nie
rozchodzi, to i do roboty się nie nadaje. nacieram go spirytusem, choć mówi, że
szkoda i że najlepiej to mu robią ukąszenia pszczół. czy to możliwe?
- Tak
mówią, ale taki jad może być niebezpieczny. Jednemu chłopcu to kiedyś do buzi
wpadła. Pamiętasz, zaraz po wojnie, na Sikorniku, gdzie mój chrzestny mieszkał.
ledwo go odratowali, opuchł cały i gdyby tracheotomii nie zrobili, to by się
śmierci nie wykręcił. Taki felczer Małecki mu zrobił. E, pewnie nie znasz, bo i
skąd.
- A u nas
na wsi był znachor, co każdemu pomagał, a ile porodów przyjął, a leczył tylko
ziołami, pijawkami, bańkami, no i urok odczyniał. Ale przepadł bez wieści.
Mówili, że najął się u jakiegoś aparatczyka, co miał żonę chorą na wszystkie
choroby i już został, przedłużył jej życie, za co zamieszkał u tego pana,
który, choć aparatczyk, potrafił docenić medyczną sztukę samouka. Ale tak o nim
jedni mówią, drudzy, ze się rozpił i marnie skończył.
- Ech,
ludzie zawsze gadają. No jak ci się widzi herbata. Prawdziwa angielska,
śniadaniowa. Władek u Karmelitów którejś niedzieli spotkał dawnego
podkomendnego, w Szkocji obozowali przed inwazją. On w tej Szkocji po wojnie
się ożenił, ale po śmierci żony wrócił do rodziny, na Kleparz. Syna wychował i
ten syn posyła mu paczki, a w nich całe mnóstwo różności: od kawy i koniaku po
lekarstwa. No i od niego mamy te herbatę.
-
Pyszności, Basiu.
Na chwilę
milkną. Słońce bezczelnie oświetla wnętrze pokoju, prawie razi oczy. Ale to
dobrze, zamyśla się Barbara. Taki spacer na kopiec dobrze im zrobi, byle by
wrócić przed późnym popołudnie, bo burza niewykluczona.
- A co
tam wyczytałeś? – żona zwraca się do męża – a pierwszych stron nie czytaj, bo się
zdenerwujesz. Ty wiesz, Olusiu, jak on przeżywa to wszystko. Za Piłsudskim mu
tęskno. A tu komuniści o wodzu nie pozwalają gadać. Nic to. Widzisz tę
galeryjkę – to taki nasz ołtarzyk: popiersie Naczelnika, obrazek, zdjęcie a na
stoliczku dwa albumy, w tym jeden od serdecznego przyjaciela z Belgii – też żołnierz.
- Wiesz
przecież, kochanie, że nie zamartwiam się już i oceniam sprawy z dystansu. A że
do Marszałka mam słabość, to inna historia.
- Wiesz,
Oluniu, że Władysław był dowódcą kompanii reprezentacyjnej na Okęciu i witał
zacne figury przybywające na pogrzeb wodza?
- Ech,
pan Władysław i dzisiaj prezentuje się okazale, taki przystojny.
- To może
ja już się ogolę na tę wycieczkę na kopiec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz