Kartka
z kalendarza na 27
stycznia 2023 roku
27
dzień roku 4 tydzień roku 2023
Piątek
Imieniny
dzisiaj obchodzą: Jerzy, Witalian oraz Adalruna, Alruna,
Chryzostom, Dacjusz, Datyw, Elwira, Henryk, Jan, Julian, Leander,
Lotar, Natalis, Ninomysł, Przemysław, Przybysław, Przybyrad,
Rozalia, Teodoryk, Angelika
Przysłowie
na dziś:
„Kiedy
styczeń najostrzejszy tedy roczek najpłodniejszy”
Słońce
Świt:
06:44
Wsch.
Sł.: 07:21
Zenit:
11:48
Zach.
Sł.: 16:16
Zmierzch:
16:53
Księżyc
Wsch.
Księżyca o 10:04
Zach.
Księżyca o 23:59
Międzynarodowy
Dzień Pamięci o Ofiarach Holokaustu
Święto
uchwalone zostało 1 listopada 2005 roku w celu uczczenia pamięci
ofiar pochodzenia żydowskiego, zamordowanych w czasie II wojny
światowej przez nazistowskie Niemcy. W Polsce główne uroczystości
odbywają się w Auschwitz-Birkenau i pod warszawskim Pomnikiem
Bohaterów Getta.
Cytat
dnia:
„Miłość
sprawia, że na pustyni rozkwita nadzieja.” - Papież
Franciszek
Tego
dnia (lub 8. lutego) urodził się w Nowogródku lub w Wilnie
Aleksander Jan Walicki publicysta, literat, księgarz, bibliotekarz
[zm. w 1893 roku w Warszawie]
Poniżej
cały tekst opowiadania „Na bulwarze w Mińsku” opublikowanego w
pracy zbiorowej pt. „Światełko. Książka dla dzieci napisana
zbiorowo”.
Tekst
pozostawiono zgodnie z oryginałem.
NA
BULWARZE W MIŃSKU
Zdarzenie,
które wam opowiedzieć zamierzam, przytrafiło się na bulwarze w
Mińsku; Mińsk zaś, choć jest miastem siedem razy mniejszem od
Warszawy, jednak pod jednym względem może z nią współzawodniczyć.
Warszawa posiada Ogród Saski, położony w samym środku miasta.
Żadne inne miasto tem się pochlubić nie może. Jeden tylko Mińsk
posiada prześliczny bulwar, w samym środku miasta i bulwar ten jest
największą jego dogodnością i ozdobą. W tem miejscu zaś, gdzie
się ulice Dominikańska z Zacharzewską przecinają, był przed laty
trzydziestu kilku duży plac, służący za rynek do sprzedawania
bydła i koni. Plac ten zawalony błotem, śmieciami i gruzem,
wyglądał wtedy gorzej i brudniej od tych zagród na Pradze, gdzie
bydło sprzedają. Następnie zarząd miejski rynek w tem miejscu
skasował, plac rozkazał oczyścić, ogrodzić i oddał go
publiczności na miejsce przechadzek. Od tej pory plac ten zaczęto
nazywać Nowym bulwarem, ale mało się po nim przechadzano, bo nie
było drzew wcale, a więc brakło cieniu i na całym bulwarze stało
zaledwo kilka nędznych ławeczek. Wtedy plac ten służył najwięcej
do manewrów wojskowych i do ujeżdżania koni. Wielkość bulwaru
całego równała się, mniej więcej, połowie Ogrodu Saskiego. Ale
przed laty kilkunastu przekształcono plac ten nie do poznania.
Zasadzono go drzewami i krzewami, porobiono aleje, uliczki, —
słowem, latem wszyscy mieszkańcy Mińska codzień się rozkoszują
na tym bulwarze w cieniu prześlicznych kasztanów, spoglądając na
niepokaźny, nieopodal stojący domek, który przed laty był
własnością Czesława Moniuszki. W tym domku niegdyś dokazywał i
psocił synek jego, Staś, późniejszy kompozytor „Halki.“
Otóż
w Mińsku, przed wieczorem, w prześliczny dzień majowy,
przechadzała się pani pewna w towarzystwie dwóch dziewczynek i
chłopczyka.
Jedna
dziewczynka miała lat dwanaście, chłopczyk lat dziesięć, a druga
dziewczynka nie więcej nad lat sześć. Łatwo poznać było, że
idą tylko na przechadzkę, na której się bawić zamierzają, bo
dziewczynka najstarsza niosła trzy obręcze, włóczką kolorową
poobwijane i trzy kije do rzucania obręczy, a oprócz tego
zawiniętych w chustkę kilka kul do kręgli. Chłopczyk niósł
związanych razem ośm kręgli, a pod pachą trzymał króla
kręglowego. Najmłodsza dziewczynka pchała przed sobą wózek
maleńki, w którym siedziała świetnie wystrojona duża lalka z
włosami.
Skoro
weszli na ulicę Zacharzewską, matka się odezwała:
— A
może po drodze zajdziemy wziąć ciasteczek z sobą? Przydadzą się
wam potem.
— Ach,
dobrze, dobrze, droga mateczko, zawołały w jeden głos wszystkie
dzieci uradowane.
Wkrótce
ucieszone dziatki ujrzały przed sobą wystawę cukierniczą, a
następnie wszyscy weszli do cukierni.
Tłum
kupujących był tak wielki, że nasze dziatki zaledwo za matką
wcisnąć się do cukierni zdołały. Najwięcej było tam dzieci.
Matka podeszła do stołu, wskazała żądane ciastka, a w krótce
potem oddała do niesienia najstarszej dziewczynce sporą ich paczkę,
wiszącą na cienkim sznureczku.
Kiedy
wyszli z cukierni, wprost przed nimi ukazał się prześlicznie
zarosły bulwar, świeżością i cieniem wabiący ku sobie. U
wejścia mnóstwo osób wzajemnie się wymijało. Jedni wychodzili
stamtąd, drudzy wchodzili.
Kiedy
matka z dziećmi znalazła ławeczkę wolną i usiadła na niej,
wtedy chłopczyk, stanąwszy przy matce, odezwał się:
— Mamo,
mamo, ja mamie coś powiem.
— Mów,
mój Jasiu; byleby to, co powiesz, było ciekawe albo rozumne.
— Rozumne
to nie, ale ciekawe, ciekawe bardzo.
Dziewczątka
zbliżyły się ku braciszkowi, a Jaś tak dalej mówił:
— Czy
mama widziała w cukierni tego chłopczyka, co stał niedaleko mnie,
wzrostu trochę wyższego, w granatowem ubraniu, ponsowym pasem
przepasanego?
— Nie,
nieuważałam — rzekła matka.
— A
ja widziałam, widziałam!... — wykrzyknęła starsza dziewczynka —
miał czapeczkę okrągłą, bez daszka, z zatkniętem piórem
pawiem. Wyszedłszy z cukierni, pojechał z matką w ślicznym
powoziku.
— Aha,
aha, ten sam — przerwał Jaś. — Otóż on, kiedy na niego nikt
nie patrzał, ściągnął ze stołu dwa ciasteczka; jedno migdałowe
a drugie czekoladą oblane, i potem je wyniósł cichaczem.
— Aaa!
— wykrzyknęły jednocześnie obie dziewczynki, kiwając z
zadziwienia główkami.
— I
cóż w tem dziwnego? — odezwała się matka. — Przecież Kasia
wyniosła z sobą kilkanaście ciasteczek, a nikt się temu nie
dziwi.
— Ależ
— wykrzyknął Jaś z oburzenia zaczerwieniony — mateczka za
ciastka zapłaciła, a on tamte ukradł.
Uśmiechnęła
się matka, pocałowała syna w czoło i powiedziała:
— Masz
słuszność, mój drogi; nigdy po cudzą własność sięgać nie
należy; to grzech bardzo wielki. Ale idźcie biegać i bawić się,
bo już widzę, że Walerce bardzo się chce pograć w kręgle.
I
dzieci zaczęły się ścigać, biegać, grać w obręcze, w kręgle.
Nie obeszło się i bez smutnych wypadków, a po każdym z nich
Walerka biegła z płaczem do mamy. Raz zawadziła się i upadła, a
drugi raz Jaś ją po ręce uderzył.
Dzieci
bawiły się tak dwie godziny. Słońce zaszło zupełnie, a wieczór
był cudowny. Matka sięgnęła po paczkę z ciastkami, zamierzając
niemi dzieci obdzielić, gdy naraz niedaleko w krzakach, usłyszała
podniesione głosy Kasi i Jasia, zawzięcie kłócących się ze
sobą.
Kasia
drżącym ze wzruszenia głosem wołała:
— Jasiu,
na miłość boską, nie ruszaj! nigdy na to nie pozwolę.
A
Jaś krzyczał gniewnie:
— Precz
mała, bo tak dam! Będę się ja ciebie pytał!
A
Walerka płacząc wrzeszczała:
— Precz,
precz, nie dam Kasi; precz, bo powiem mamie!
Przestraszona
matka zerwała się z ławeczki i zawołała przerażonym głosem:
— Dzieci,
dzieci! Chodźcie tu zaraz. Co to jest takiego?
Kłótnia
w tejże chwili ucichła, a dzieci biegły do matki z Walerką
zaperzoną na przedzie.
— Mamo...
mamo... — wołała, Jaś... chciał... Kasię... uderzyć...
— Co
to było takiego? mówcie mi zaraz. Jaś niech pierwszy wszystko
opowie.
— Niech
mama tylko posłucha — odezwał się Jaś — oto tak było. Ja
zapomniałem zabrać z sobą z domu szpicruty swojej. A bawić się w
konie bez szpicruty bardzo niewygodnie. Otóż chciałem teraz
wyłamać bardzo ładną, taką równą gałązkę, niedaleko stąd
rosnącą. Ale Kasia, to taka naprzykrzona, zawsze musi wtrącić się
do wszystkiego. Za nic mi nie pozwalała tej gałązki wyłamać.
Proszę mamy, co jej do tego? Przecież to gałązka niczyja...
— No,
dosyć — przerwała matka — Teraz niech Kasia powie, dlaczego
spierała się z Jasiem i nie dozwalała mu wyłamać gałązki.
Kasiu, siądź tu przy mnie i powiedz, co w tem widziałaś
zdrożnego?
Kasia
usiadła na ławeczce i nieśmiało mówić zaczęła:
— Ja
sama nie wiem, mateczko. Ale mnie się zdawało, że kiedy to drzewko
nie nasze, to i łamać go nie wolno. A jak przypomniałam sobie tego
chłopczyka w cukierni.. to mię taki strach ogarnął...
Łzy
powstrzymały mowę Kasi, która przytuliła się do matki i rękę
jej całować zaczęła.
— Dość,
dość już, moje drogie dziecko — odezwała się matka drżącym
od wzruszenia głosem. — Jasia nie mogę winić, że chciał ułamać
gałązkę, bo nie pojmował, jaki to byłby zły postępek. Ale
sądzę, że skoro mu to wytłumaczę, to się zgodzi, że Kasia
słusznie go od tego powstrzymywała. A teraz weźcie oto
powydzielane wam ciastka, jedzcie je i słuchajcie, a ja wam mówić
będę.
Każde
z dzieci wzięło wydzielonych mu kilka ciastek, ale tylko Walerka
zaraz zabrała się do jedzenia. Kasia zaś i Jaś ucałowawszy ręce
matki, trzymały ciastka i przysłuchiwały się uważnie jej słowom:
— Cały
ten bulwar — mówiła matka — ze wszystkiemi drzewami, kwiatami,
ławkami i wodotryskiem kosztuje dużo pieniędzy i pracy. Za czyjeż
więc pieniądze ten bulwar założono i utrzymują go obecnie? Oto
wszyscy mieszkańcy Mińska składają na to podatek.
— Jakto?
— przerwał Jaś — i mama na to pieniądze dawała?
— A
jakże, i ja i wszyscy corocznie na to pieniądze dajemy. Następnie
te pieniądze oddajemy zarządowi miejskiemu, a on już tego bulwaru
dogląda, kopie, zasadza, polewa i zamiata. Widzisz więc, mój
Jasieczku, żeś się bardzo omylił, mówiąc, iż bulwar ten nie
jest niczyją własnością. Owszem on jest własnością nas
wszystkich, własnością publiczną. Możemy wszyscy korzystać z
przechadzki po bulwarze, z cienia drzew, z zapachu kwiatów, ale nie
mamy prawa, ani zniszczyć, ani przywłaszczyć sobie żadnego
kwiatka, żadnego listka, żadnej gałązki, gdyż to-by się równało
przywłaszczeniu pokryjomu ciasteczka w cukierni, co was tak mocno
zgorszyło i oburzyło. Własność publiczna powinna być dla nas
rzeczą równie świętą, jak prywatna, i równie też ją szanować
powinniśmy.
— Ależ,
moja mamo — zawołał zadziwiony Jaś — a dlaczegoż tak wiele
osób zrywa tu i kwiaty i gałązki, skoro tylko policyant w tę
stronę nie patrzy?
— O
mój Jasiu! Nikt z ludzi rozsądnych i uczciwych tego nie popełni.
Ci zaś, co tak postępują, to są albo zbyt nierozsądni, że tego
pojąć nie zdołają, albo tak źli, że nawet kradzieży za
występek nie uważają.
Jaś
poskoczył do Kasi i, całując ją, mówił:
— Dziękuję
ci, Kasieczko, żeś mię nie dopuściła do popełnienia kradzieży.
Musiałbym się teraz tego wstydzić. Ale odtąd już o niczem
podobnem nie pomyślę.
Wtedy
matka, całując Kasię, powiedziała:
— A
ja ci, moje życie, dziękuję za to, żeś, nie pojmując nawet
powodu, przeczuciem odgadła, iż to jest grzechem.
[27.01.2023, Toruń]